Wpływ badań nad Zagładą Romów na teorię i historiografię Holokaustu i ludobójstwa.
Jednym z zadań naszego projektu byłą ogólniejsza refleksja, pozwalająca na interpretację znaczenia i wkładu badań nad historią Zagłady Romów w teorię i historiografię Holokaustu. Okazuje się bowiem, że wpływ tych badań jest niebagatelny i stanowi spore wyzwanie dla bardziej tradycyjnych sposobów ujmowania ludobójstw II wojny światowej. Poniżej przedstawiamy zarys opracowania współczesnych sporów dotyczących miejsca romskiej Zagłady w narracji Holokaustu.
Głębsza refleksja nad Zagładą Romów pozwala do pewnego stopnia zrozumieć, dlaczego prześladowania Romów z trudnością torowały sobie drogę do historiografii ludobójstwa czasu II wojny światowej a także do „pamięci kulturowej” społeczności romskich. Jednym z problemów historiograficznej i „mnemonicznej” recepcji romskiej zagłady jest zagadnienie jej kwalifikacji czy też ogólnej definicji. Wydarzenie staje się bowiem przedmiotem narracji historycznej lub pamięci (a więc „faktem historycznym” lub wspomnieniem) dopiero wówczas, gdy zostanie „wskazane” jako coś co kwalifikuje się do historycznego przedstawienia lub zapamiętania w określony sposób. Musi mieć zatem jakąś nazwę, która włącza je w kategorię wydarzeń podobnego rodzaju oraz odróżnia je od innych.
Właśnie o nazwę ogólną, a tym samym o „istotę” i o „specyfikę” romskiego losu w czasie wojny toczy się wśród uczonych spór, dotyczący konkretnie rzecz biorąc stosunku zagłady Romów do zagłady Żydów, a także charakteru popełnionego na Romach ludobójstwa. O ile np. Ian Hancock (we wszystkich swoich pracach) czy Wolfgang Wippermann[1] uważają, że nie było różnicy między nazistowskimi prześladowaniami Żydów i Romów (podobnie jak w 1949 r. twierdziła Dora Yates[2]), to np. Yehuda Bauer (1978) i Guenther Lewy (2000) zdecydowanie się temu sprzeciwiają[3]. Michael Zimmermann[4] twierdzi zaś, że były podobieństwa w sposobie traktowania Żydów i Romów przez nazistów, ale były też istotne różnice, a zadaniem historyka jest ich badanie, nie zaś rozstrzyganie sporów dotyczących w gruncie rzeczy wartości.
Wydaje się jednak, że termin „Holokaust” jest w pracach Zimmermanna zarezerwowany dla Żydów, Romowie byli zaś jego zdaniem ofiarami ludobójstwa w znaczeniu, jakie nadała temu terminowi konwencja ONZ[5]. Widać to szczególnie wyraźnie w napisanej przez Zimmermanna[6] recenzji wspomnianej pracy Wippermanna. Zdaniem Zimmermanna Wippermann ma rację podkreślając pewne wspólne aspekty nazistowskich prześladowań Żydów i Romów, nie zwraca jednak uwagi na istotne różnice. Cechą wspólną zbrodni popełnianych na Żydach i Romach była motywacja rasowa: były to zbrodnie popełniane na członkach grup „zdefiniowanych przez nazistów jako ‘rasowe’, lecz którzy nie postrzegali się jako zjednoczony lud lub jako naród w nowoczesnym sensie tego słowa”[7]. W obu przypadkach czynnikiem decydującym o uznaniu kogoś odpowiednio za Żyda lub Roma nie była rzeczywista tożsamość lecz obraz „Innego” utrwalony w umysłach prześladowców[8].
Zarówno jeśli idzie o prześladowanie Żydów, jak i Romów, możemy mówić o polityce eksterminacji, która jednakże nie była planowana z dużym wyprzedzeniem. „Przyjęła ona konkretną postać w warunkach wojny, w ramach zmiennych relacji między inicjatywami lokalnymi a centralnymi decyzjami. Pomimo niejasności pojęciowych i nierozwiązywalnych sprzeczności, w krótkim czasie doszło do eskalacji tej polityki, która doprowadziła do masowej zbrodni. Kluczowe znaczenie miał w związku z tym atak na ZSRR jako rzekomego ‘żydowsko-bolszewickiego śmiertelnego wroga’ Rzeszy Niemieckiej, a zwłaszcza zatrzymanie niemieckiej ofensywy przed Moskwą”[9].
Główną różnicę między Żydami i Romami określały odmienne miejsca jakie grupy te zajmowały w nazistowskiej „hierarchii rasowej”. „Cyganie byli naznaczeni jako ‘obca rasa’ i jednocześnie jako element ‘anty-społeczny’ z punktu widzenia ‘higieny rasowej. Ale to Żydzi byli postrzegani przez nazistów jako główny problem. Inaczej niż Cyganie, byli [Żydzi] przedstawiani jako ‘anty-rasa’, walcząca z Aryjczykami o dominację w świecie”[10]. O ile więc Żydzi byli „złem eschatologicznym”, wrogiem absolutnym, niszczącym najistotniejsze instytucje życia społecznego, o tyle Romowie jedynie ją osłabiali, działając na „niższych szczeblach” struktury społecznej[11] (Zimmermann 2007: 14).
Po drugie, Żydzi byli zdaniem Zimmermanna prześladowani w okupowanej przez Niemców Europie w o wiele bardziej radykalny sposób niż Romowie. „O ile ci ostatni nie byli na szczęście zagrożeni eksterminacją w każdym rejonie okupowanym przez Niemcy ani też we wszystkich krajach, które były sojusznikami Niemiec, życie Żydów było zagrożone na całym kontynencie, od Norwegii po Grecję, od Francji po Rosję”[12]. Jednocześnie jednak Zimmermann twierdził w innym miejscu, że choć nie można zrównać ze sobą prześladowań, jakie spotkały Żydów i Romów, to należy unikać pomniejszania tragedii Romów poprzez traktowanie Holokaustu jako jedynej adekwatnej miary zła[13]. W swej wcześniejszej pracy twierdził on zaś, że istnienie kategorii wykluczonych z zagłady nie świadczy o tym, że zagłady nie było[14].
Podobne stanowisko, choć nieco inaczej uzasadniane, przyjmują Ágnes Daróczi i János Bársony[15]. Twierdzą oni, że Holokaust był zbrodnią szczególną i jedyną w swoim rodzaju. Jednocześnie stwierdzają, że wydarzenia składające się na zagładę Romów (czyli w ich terminologii tzw. Pharrajimos) są częścią Holokaustu, wraz z tragedią Żydów, co jednak nie oznacza, że między sytuacją Żydów i Romów nie było różnic[16]. Ludobójstwo Romów było ich zdaniem drugorzędnym celem dla nazistów. „Jednakże prześladowania [Romów] były oparte na tej samej ideologii rasistowskiej, przyjmowały te same formy, dokonywały ich te same instytucje i prowadziły one, proporcjonalnie, do zbliżonej liczby ofiar, co w przypadku ludności żydowskiej”[17].
Warto w tym miejscu poświęcić nieco uwagi stanowisku Iana Hancocka. Jego zdaniem Holokaust był praktyczną realizacją dyrektywy „Ostatecznego Rozwiązania”, a więc ludobójczym działaniem zmierzającym do zniszczenia całych zbiorowości znajdujących się w sferze wpływów Trzeciej Rzeszy. „Dyrektywa”, o której pisze Hancock, miała zaś na celu jedynie dwie zbiorowości: Żydów i Romów. Żadna inna zbiorowość nie była, zdaniem Hancocka, skazana na całkowite unicestwienie. Z tego też powodu historia zagłady Romów musi – jak pisze Hancock – „wyjść z cienia” historii innych grup, które również – choć nie w tym samym stopniu – ucierpiały w czasie Holokaustu[18]. Tym samym Hancock wpisuje się w sposób myślenia, który skądinąd poddawał krytyce, gdy uzewnętrzniał się on w poglądach Yehudy Bauera czy innych zwolenników wyjątkowości zagłady Żydów: sposób ten to traktowanie Holokaustu jako wydarzenia jedynego w swoim rodzaju. Tym, co różni Hancocka od Bauera i innych zwolenników tezy o wyjątkowości Zagłady, jest jedynie rozszerzenie listy ofiar: włączenie do niej Romów[19].
Jest to zagadnienie istotne również dla problemu ludobójstwa, ponieważ koncepcja tego ostatniego tworzona była według wzoru, jaki dyskurs Holokaustu ustanowił biorąc pod uwagę zagładę Żydów. Stąd też aby można mówić o ludobójstwie potrzebna jest „zbrodnicza intencja” wymordowania wszystkich przedstawicieli jakiejś grupy, zdefiniowanej przy tym w taki sposób, że przynależność do niej nie zależy od autoidentyfikacji jej członków. Przykładem mogą tu być definicje rasowe, zgodnie z którymi członkiem określonej rasy nie można po prostu „przestać być”. Twierdzi się również, że ludobójstwo oznacza istnienie precyzyjnego planu zagłady, opracowanego na szczytach hierarchii władzy i konsekwentnie realizowanego przez podległe jednostki, który nie dopuszcza żadnych wyjątków i którego celem jest eksterminacja wszystkich, którzy z definicji zostali przeznaczeni na zagładę.
Opierając się na takim rozumieniu ludobójstwa niektórzy autorzy, np. G. Lewy, twierdzą, że zbrodnie popełniane na Romach w czasie II wojny światowej nie mogą być za ludobójstwo uznane[20], a jak pisze Sybil Milton wciąż jeszcze są historycy twierdzący, że Romowie byli mordowani nie z powodów rasowych, lecz ponieważ mieli rzekomo być „aspołeczni”, co według niej jest „bezkrytycznym stawianiem historycznej rzeczywistości na równi z propagandą narodowych socjalistów”[21].
G. Lewy, do którego stosuje się powyższa krytyka, faktycznie uważa, że naziści nie mieli umotywowanego rasowo, ogólnego planu wymordowania wszystkich Romów, a więc ich los nie może być kwalifikowany jako ludobójstwo. Tym bardziej nie mogą być oni stawiani na równi z Żydami jako ofiary Holokaustu. Podobnie uważa Steven Katz pisząc, że „w porównaniu z bezlitosnym, spójnym (…) ludobójczym projektem nazizmu zorientowanym na Żydów, nic podobnego (…) nie istniało w przypadku Cyganów (…). Ostatecznie tylko i wyłącznie Żydzi byli ofiarami totalnej ludobójczej rzezi, tak jeśli chodzi o intencję, jak i o praktykę nazistowskich morderców”[22].
Jeśli idzie o kwestię istnienia „ogólnego planu”, to faktycznie trudno jest odnaleźć jego ślady w podejmowanych przeciwko Romom działaniach, nie mówiąc już o istnieniu odpowiedniej ewidencji w postaci dokumentów. Można raczej mówić o istnieniu szeregu planów cząstkowych, które w różnych okresach i w różnych miejscach były z rozmaitym natężeniem wcielane w życie. Nie jest to jednak dowodem nieistnienia intencji wymordowania Romów. W tym kierunku idzie interpretacja Iana Hancocka, który przekonuje, że hitlerowcy mieli rasistowsko ugruntowaną intencję fizycznego wyeliminowania Romów i w sposób planowy dążyli do realizacji swojego celu, co widoczne jest w ich działaniach. Jeśli zaś chodzi o istnienie udokumentowanego, ogólnego planu zagłady, to – zdaniem Hancocka – nie ma takiego dokumentu również w przypadku Żydów. Jednakże, konkluduje Hancock, brak dowodu nie jest dowodem braku[23].
Jako zupełnie absurdalne uważa Hancock tezę Lewy’ego, że prześladowania Romów nie były motywowane rasowo, lecz wyrastały z przekonania o ich „aspołecznym” trybie życia i zagrożenia, jakie stanowić miała rzekoma „romska przestępczość”. Oficjalne dokumenty, w których Romowie prezentowani są za pomocą dyskursu rasistowskiego, są akurat dość liczne. „Przestępczość” i „aspołeczność” były przez nazistów traktowane jako biologicznie uwarunkowana cecha Romów, której nie da się usunąć za pomocą edukacji czy programów asymilacyjnych. Co ciekawe, w pracy Lewy’ego można znaleźć cały szereg faktów, które tę tezę potwierdzają. Jednakże przyjęte przez tego autora ramy interpretacyjne nie pozwoliły mu na wyciągnięcie z nich adekwatnych wniosków. Program sterylizacji Romów, przyjęte przez nazistów kryteria określające kto jest Romem oraz prawne i praktyczne działania zmierzające do zapobiegania „mieszaniu się” Romów i etnicznych Niemców, dodatkowo potwierdzają stanowisko Hancocka.
Innym argumentem Lewy’ego jest twierdzenie, że naziści rozróżniali między osiadłymi a wędrownymi Romami (zwłaszcza na terenach okupowanych) i między „czystymi Cyganami” a „mieszańcami” (zwłaszcza w Niemczech) i że rozróżnienie to miało prowadzić do wyłączenia niektórych kategorii Romów (odpowiednio: osiadłych i „czystych rasowo”) z zagłady. Rozróżnienia takie miały jednak jedynie „teoretyczne” znaczenie, w praktyce natomiast nie były stosowane. Co więcej, w nazistowskim aparacie władzy nigdy nie było zgody odnośnie tego, jak poszczególne kategorie miały być traktowane. Wyłączenia pewnych kategorii Romów z zagłady dokonywano w rezultacie podejmowanych ad hoc decyzji, zależnych od kontekstowych uwarunkowań, sytuacji wojennej i gry interesów między zainteresowanymi stronami. Nie były to także decyzje obowiązujące raz i na zawsze, a w dodatku w praktyce nie były one często respektowane. Jest rzeczą nawiasem mówiąc interesującą, że autorzy negujący istnienie centralnego planu zagłady Romów (i jednocześnie broniący istnienia takiego planu jeśli chodzi o Żydów) tak zdecydowanie podkreślają istnienie centralnego (i realizowanego) planu wyłączeń pewnych kategorii Romów z zagłady, co wydaje się być logiczną sprzecznością.
Spór jak widać dotyczy podstawowych elementów definicyjnych pojęcia ludobójstwa: „morderczej intencji” leżącej u podstaw prześladowań, określenia populacji przeznaczonej na zagładę w kategoriach cech, których ich „nosiciele” nie mogą zmienić, dążenia do wymordowania wszystkich lub przynajmniej znaczącej większości osób posiadających wspomniane cechy, precyzyjnego i skoordynowanego planu morderczych działań, realizowanego poprzez wytyczne przekazywane od najwyższych organów decyzyjnych w dół hierarchii służbowej, a wreszcie metodycznej eksterminacji z użyciem nowoczesnej i biurokratycznie administrowanej technologii. „Linia frontu” oddziela tych badaczy, którzy uważają, że zagłada Romów spełnia wszystkie lub większość elementów definicji ludobójstwa od tych, którzy uważają, że tak nie jest.
Interesująco przedstawiają się w tym kontekście poglądy prezentowane w nowszej pracy Yehudy Bauera[24]. Uważa on, że to, co spotkało Romów było niewątpliwie ludobójstwem: „Naziści w oczywisty sposób chcieli wyeliminować Romów jako określoną grupę ludzi, nosicieli kultury. Politykę tę realizowali za pomocą masowych zbrodni, upokorzeń, skrajnej brutalności i sadyzmu”[25]. Ludobójstwo popełnione na Romach nie może się jednak zdaniem Bauera równać z Holokaustem, nie widać w nim bowiem intencji globalnego wymordowania wszystkich jednostek wchodzących w skład populacji zdefiniowanej jako cel zbrodniczych działań. „Pogląd, który wyrażają często rozmaici historycy, głoszący że Niemcy planowali zlikwidować wszystkich Romów, jest błędny”[26].
W istocie rzeczy nie mamy dowodu istnienia takiego planu. Nie mamy też dowodu jego nieistnienia. Mamy natomiast istotne wątpliwości, czy w świetle nowych interpretacji pojęcia ludobójstwa (zob. np. przedstawione poniżej stanowisko M. Stewarta) można nadal utrzymywać, że istnienie bądź nieistnienie takiego planu w istotny sposób zmienia kwalifikację działań mających się na nim opierać. Interpretacji Bauera nie wzmacnia odwołanie się w charakterze dowodu do odręcznej notki w kalendarzu Himmlera: „Keine Vernichtung der Zigeuner”, w ewidentny sposób wyrwanej z kontekstu i nadużytej do zasugerowania, że Romowie jako całość mieliby zostać oszczędzeni. W rzeczywistości notka ta stanowiła rezultat spotkania z Hitlerem w 1942 r., podczas którego Himmler przekonał go do swej idei oszczędzenia „czystych rasowo” Sinti, celem poddania ich badaniom. Chodziło więc potencjalnie o najwyżej 1 – 1,5 tys. osób, przy czym konkretne decyzje władz lokalnych z reguły ignorowały nadsyłane z Berlina klasyfikacje, co sprawiało, ze żaden niemiecki Rom czy Sinto nie mógł się czuć bezpieczny, niezależnie od tego, co Himmler zapisał w swoim notatniku.
Czynnikiem, który zdaniem Bauera zdecydowanie odróżnia Holokaust od wszelkich innych form ludobójstwa, jest prymat abstrakcyjnej motywacji ideologicznej nad czynnikami pragmatycznymi. Wprawdzie Bauer przyznaje, że nazistowska polityka wobec Romów była oparta na biologiczno-rasowej ideologii, ale natychmiast stara się ten fakt zdeprecjonować pisząc, że nazistowska polityka wobec wszystkich była rasistowska, czego przykładem miał być zakaz zawierania małżeństw przez oficerów SS z Włoszkami[27]. Ten niezbyt zręczny argument rozwadnia nazistowski rasizm, zaś kwestię, czy sytuacja Romów w III Rzeszy była bliższa sytuacji Włoszek, czy Żydów, można chyba potraktować jako retoryczną.
Inaczej zupełnie podchodzi Bauer do ideologii rasistowskiej leżącej u podstaw prześladowania Żydów. To właśnie ona była czynnikiem najważniejszym i tragicznie definiującym sytuację Żydów (niemiecko-włoskie małżeństwa nie są tu już wspominane). Rabunek nie był powodem zagłady Żydów, był jej następstwem. Żydzi nie posiadali terytorium, które można by było zagarnąć. Wbrew stereotypom nie odgrywali – jako grupa – istotnej roli w ekonomii i polityce, nie mieli też siły militarnej. Nie było więc praktycznych powodów wymordowania ich[28]. Zastanawiające, że posługując się takimi argumentami Bauer nie zauważa, że o wiele bardziej stosują się one do Romów, w których przypadku wspomniane czynniki mogły odgrywać jeszcze mniejszą rolę. Wymordowanie ich nie daje się w żaden sposób wyjaśnić czynnikami pragmatycznymi. Jeśli jeszcze weźmiemy pod uwagę wcześniejsze uwagi Bauera o Romach jako „drobnej przykrości” z punktu widzenia nazistów, tym bardziej trudno zrozumieć, dlaczego stosunkowo potężne środki zostały zmobilizowane po to, by się ich całkowicie pozbyć.
Prymat motywacji pragmatycznej w przypadku postępowania z Romami miał się zdaniem Bauera przejawiać w tym, ze o ile „na terytorium Rzeszy Niemieckiej dominowała ideologia rasistowska, wymagająca całkowitego ich usunięcia, w dużej mierze poprzez ich eliminację, o tyle poza Rzeszą sprawy wyglądały inaczej. Nazistowska polityka wobec Romów była chwiejna. Najnowsze badania wykazują, że od początków 1942 r. Wehrmacht, realizując prawdopodobnie konsensus osiągnięty w partii, rozróżniał miedzy Romami osiadłymi a wędrownymi. Ci ostatni mieli być wymordowani (…) ponieważ nie mogli być włączeni do przyszłego, zdominowanego przez Niemcy porządku politycznego. Naziści z reguły nie przejmowali się tymi pierwszymi, aczkolwiek były pewne wyjątki”[29].
Powyższe rozumowanie uderza brakiem logiki, a poza tym oparte jest na selektywnym posługiwaniu się literaturą przedmiotu i ewidencją historyczną. Jeśli idzie o brak logiki to zastanawia dlaczego, zdaniem Bauera, wędrowni Romowie nie mogli być włączeni w niemiecki porządek polityczny w okupowanej Europie, skoro jak widzieliśmy wyżej ten sam Bauer twierdzi (równie błędnie), że najwyraźniej mogli być włączeni w nazistowski porządek w samych Niemczech (tj. w jego ujęciu – „ocaleni”). Jeśli zaś chodzi o „najnowsze badania”, to autorzy prezentujący jeszcze nowsze wyniki niż te, które miał do dyspozycji Bauer, skłaniają się raczej do wniosku, że podział na Romów osiadłych i wędrownych nie odgrywał w praktyce eksterminacyjnej większej roli. Jeśli zaś istniał „na papierze” – w dokumentach, rozkazach i dyrektywach – to nie musiało to bynajmniej oznaczać jakiejś spójnej i zorientowanej daleko w przyszłość strategii, a przynajmniej nie ma na to dowodów. Równie dobrze mogło to być oznaką starych stereotypów (Romowie wędrowni jako szpiedzy), które odgrywały pewną rolę w dowództwie Wehrmachtu (czego dowodzą np. aresztowania grup wędrownych w zachodnich Niemczech przed inwazją na Francję).
Pojawiły się jednak stanowiska, które „łamią” zarysowaną powyżej opozycję pomiędzy zwolennikami tezy, ze Romowie byli ofiarami Holokaustu a jej przeciwnikami. Zamiast opowiadać się po jednej ze stron sugerują, że analiza zagłady Romów może przyczynić się do rewizji całego naszego pojmowania ludobójstwa. Reprezentantem takiego podejścia jest Michael Stewart, który w swoim inspirującym artykule[30] twierdzi, że los Romów pozwala zrozumieć, że do ludobójstwa może dojść również wtedy, gdy trudno jest wskazać wyraźnie sformułowaną „szczególną intencję” ze strony sprawcy i gdy nie istnieje „skoordynowany plan” zagłady, przekładający się na rzeczywistość za pomocą dającego się odtworzyć łańcucha decyzyjnego. Prześladowania Romów pokazują, że do masowej zbrodni może dojść również w wyniku luźno skoordynowanej lub wręcz czasami niespójnej interakcji działań w różnych obszarach rzeczywistości (prawo, medycyna, polityka społeczna, ekonomia) i na różnych szczeblach administracyjnych: od przywódców państwa do urzędników miejskich, dzielnicowych policjantów i lekarzy w przychodniach zdrowia.
Brak wrażliwości na takie właśnie zjawiska sprawia, że akty ludobójstwa są dla nas permanentnym zaskoczeniem – w momencie, w którym się dzieją, nie są na ogół traktowane właśnie jako ludobójstwo. Refleksja przychodzi dopiero po fakcie. Stewart stawia ważną i kontrowersyjną tezę, zgodnie z którą nasza ślepota na ludobójstwo może być – do pewnego stopnia – spowodowana myśleniem w kategoriach dominującego paradygmatu refleksji nad żydowskim Holokaustem, które sprawia, że nie widzimy masowej zbrodni tam, gdzie nie ma uzasadnianej ideologicznie rzezi na skalę przemysłową, dokonywanej z biurokratyczną regularnością. Powszechnie podzielana ludobójcza ideologia może oczywiście sprzyjać masowej zagładzie, jednakże – jak twierdzi Stewart – “polityka państwa może się zradykalizować i doprowadzić do masowych zbrodni bez oddziaływania fanatyzmu ideologicznego i scentralizowanej biurokratycznej koordynacji, z którą mieliśmy do czynienia w przypadku żydowskiego holokaustu”[31].
Stewart kwestionuje zatem przekonanie, że ludobójstwo wymaga „szczególnej intencji” ze strony sprawcy. Trudno ją określić w przypadku biurokratycznych przedsięwzięć opartych na podziale pracy, który w makroskali nigdy nie jest precyzyjnie skoordynowany i poddany bez reszty jednemu centrum dowodzenia. Zarzut ten odnosi się zdaniem Stewarta również do lemkinowskiej definicji ludobójstwa, zgodnie z którą zakłada ono „skoordynowany plan rozmaitych działań zmierzających do zniszczenia istotnych podstaw życia grup narodowych”[32]. Przekonanie to jest coraz bardziej widoczne we współczesnej refleksji nad ludobójstwem, zwłaszcza wyrastającej z tradycji postkolonialnej i związanej z krytyką europejskiej nowoczesności. Badania prowadzone na przykład nad ludobójstwem rdzennej ludności Australii[33] dowodzą, że ludobójstwa można dokonać bez istnienia planu koordynowanego przez państwo. Ludobójstwo, jak pisze Richard Rubenstein, należy opisywać w języku, który podkreślałby zbrodnicze rezultaty, a nie procedury i intencję, z którymi pojęcie ludobójstwa jest zazwyczaj wiązane[34].
Podobnie sądził Michael Zimmermann. Twierdził on, że precyzując pojęcie ludobójstwa w świetle naszej wiedzy o zagładzie Romów należy zwrócić uwagę na „specyficzne przenikanie się rasistowskiego stygmatu i sytuacyjnej eskalacji zabijania. Właśnie to połączenie charakteryzuje zbrodnie popełnione tak na Cyganach, jak i na Żydach. W obu przypadkach możemy mówić o masowej zbrodni, która była starannie zaplanowana jeśli chodzi o praktyczne wykonanie, aczkolwiek nie posiadała istniejącego od dłuższego czasu ‘przed-planu’ dotyczącego jej realizacji. Polityka likwidacji zastosowana wobec Cyganów może być więc określona jako ludobójstwo, aczkolwiek nie istniała intencja ich eksterminacji, skonkretyzowana w postaci uprzedniego, spójnego planu”[35].
Oczywiście różnice w nastawieniu władz hitlerowskich do Żydów i do Romów istniały. „Nie było – pisze Stewart – cygańskich właścicieli banków, Cyganie nie odgrywali też głównej roli w rozwoju kapitalizmu w Niemczech. I aczkolwiek wiązano ich z Żydami poprzez ich niestrudzone wędrowanie i brak zakorzenienia, nie mogli być przedstawieni jako członkowie antyniemieckiej, kosmopolitycznej światowej konspiracji”[36]. A jednak pomimo tej różnicy Romowie byli prześladowani: internowani, zamykani w aresztach, sterylizowani, przeżyli falę ataków i deportacji do obozów koncentracyjnych. Podczas wojny Romowie byli tak jak Żydzi prześladowani z powodu swego urodzenia i ponieśli ogromne straty. Można zatem powiedzieć, że w przypadku Romów akty prawne, dekrety i papierowe ślady prześladowań stanowią jedynie niewielką część historii, bynajmniej nie najistotniejszą.
Można też zauważyć, że do opisu losu Romów w czasie II wojny światowej szczególnie dobrze nadają się niektóre współczesne definicje ludobójstwa, według których jest to najbardziej radykalny sposób wyeliminowania jakiejś zbiorowości, za którym stoi państwo lub inna społeczność. W definicji tej nie wspomina się o „intencji” – do ludobójstwa może dojść bez konkretnego zamiaru jego dokonania; po drugie – ludobójstwo jest tu traktowane jako najbardziej skrajny przypadek całego spektrum działań, które prowadzić mogą do eliminacji jakiejś zbiorowości (np. poprzez odebranie jej ekonomicznych podstaw istnienia), po trzecie wreszcie – podmiotem odpowiedzialnym za ludobójstwo nie musi być państwo czy inna instytucja o charakterze politycznym: podmiotem takim może być również działająca spontanicznie zbiorowość[37].
Zdaniem Stewarta do istotnej zmiany w sposobie traktowania Romów przez władze niemieckie doszło w latach 1933-1938, bez żadnych centralnych decyzji prawnych i politycznych, między innymi dzięki coraz istotniejszej roli dyskursu rasistowskiego tak w praktyce instytucjonalnej jak i w życiu codziennym. Redefinicja “problemu społecznego”, za jaki Romowie byli uważani wcześniej, w kategoriach rasowych nie wymagała centralnie sterowanego planu czy intencji. Wystarczyła szeroka definicja przedmiotu polityki społecznej jako wrodzonych cech charakteryzujących grupy rasowe, a następnie przyporządkowanie jej konkretnych „przypadków”, w trakcie rozpatrywania których władze koncentrowały swoją uwagę na określonych zagadnieniach i radykalizowały swe stanowisko.
Jednym z takich przypadków był na przykład analizowany przez Stewarta konflikt pomiędzy policją we Frankfurcie i innymi organami państwowymi odnośnie tego, jak traktować różnych Romów oskarżonych w serii procesów, które rozpoczęły się w 1936 r. Stewart opisuje jak bójka we frankfurckim barze między dwiema rodzinami romskimi, Korpatchów i Rosenbergów, została przekształcona przez małą grupkę policjantów w serię pokazowych procesów, w których głównym oskarżonym został Janosch Korpatch, najbogatszy Rom w Rzeszy, a wraz z nim jego rodzina i szereg innych Romów. Do procesów doszło między innymi wskutek wzajemnych oskarżeń uczestniczących w bójce rodzin romskich, w tym o czarnorynkowy handel walutą. Oliwy do ognia dolała jak zwykle prasa, przedstawiająca Korpatcha jako „wodza niemieckich Cyganów”, przemytnika złota, handlarza walutą oraz jako ciężar dla ekonomii kraju – z powodu rzekomego wyłudzania przez niego pomocy społecznej[38].
Również frankfurcka policja miała swój interes w nagłośnieniu sprawy Korpatcha. Otóż w owym czasie, w wyniku procesu centralizacji władz policyjnych, myślano o przeniesieniu z Monachium istniejącej tam policyjnej centrali do walki z “plagą cygańską”. Zdaniem Stewarta, detektywi z Frankfurtu mogli chcieć się wykazać, aby właśnie do ich miasta przeniesiono centralę. Pomimo braku solidnych dowodów, policjanci z Frankfurtu zaczęli więc podkreślać niechęć Korpatcha do jakiejkolwiek współpracy z policją, a także rzekome całkowite odrzucenie przez niego zasad uczciwego postępowania. A to umożliwiło upolitycznienie sprawy przez ukazanie Korpatcha nie jako zwykłego kryminalisty, lecz jako kogoś określanego przez nazistowską kryminologię jako jednostka aspołeczna i ciężar dla społeczeństwa. Początkowo jednak policja używała bardziej tradycyjnego języka, argumentując w oparciu o tradycyjne dla praktyki policyjnej rozróżnienie złych „obcych Cyganów” (Korpatch był pochodzenia węgierskiego) i „Cyganów niemieckich”, którzy „dostosowali się do warunków dyktowanych przez państwo”[39].
Zmiana nastąpiła gdy policja we Frankfurcie otrzymała nowe dane na temat obu rodów zamieszanych w bójkę. Okazało się, że antagonizm miedzy nimi sięga czasów dawniejszych. Rosenbergowie byli Sintami, zajmującymi się głównie muzyką. Korpatchowie pochodzili z Romów węgierskich, którzy przybyli do Niemiec w XIX w. i zajmowali się głównie handlem końmi i futrami. Obie rodziny starły się już wcześniej, gdy Rosenbergowie niesłusznie zarzucili Korpatchom, że ci ostatni zadenuncjowali ich za ściąganie haraczu od Romów, którzy handlowali w Saarze, na terytorium, które kontrolowali Rosenbergowie[40].
Policja wykorzystała tę wiedzę i skłoniła obie rodziny do wzajemnego oskarżania się. Obraz otrzymany w wyniku manipulacji policyjnej różnił się od dotychczasowego przeciwstawiania obcych i własnych Romów: w nowej policyjnej koncepcji wszyscy Romowie byli uwikłani w nielegalną działalność (pobieranie haraczu). Co więcej, policja zwróciła szczególną uwagę na fakt, że Rosenbergowie używali terminologii i tytulatury przejętej od administracji niemieckiej, np. traktując innych jako „poddanych” a samych siebie jako „nadzorców” lub panujących. Posłużyło to policji do oskarżenia Romów o próbę stworzenia „państwa w państwie”, z równoległymi strukturami politycznymi i systemem podatkowym[41].
Na działania policji wpłynęły też konsultacje samorzutnego „eksperta” od spraw romskich, Fritza Stabaniego, który korespondował z policją we Frankfurcie, podrzucając jej związki, jakie według niego miały istnieć między Żydami i Romami. Uważał on, że obie grupy żyją według własnych praw, spisanych u Żydów, przekazywanych ustnie u Romów, które przestępstwa przeciwko osobom nie należącym do nich podnoszą do rangi zasady życia grupowego[42]. Policja zaczęła więc przeglądać wcześniejsze śledztwa prowadzone przeciwko Romom i Sinti, starając się znaleźć potwierdzenie „powtarzalnej” lub „nawykowej przestępczości”, która miała charakteryzować całe ich środowisko, a w wypowiedziach wysokich urzędników frankfurckiej policji zaczęły się coraz częściej pojawiać wątki rasistowskie i postulat stworzenia dla Romów specjalnych regulacji prawnych.
Zdaniem Stewarta klucza do zagłady Romów szukać należy w takich właśnie, lokalnych sytuacjach. Te same jednostki policyjne, które brały udział w śledztwie z 1936, uczestniczyły później w deportacjach z 1940 i 1943 r. We wszystkich tych sytuacjach, pisze Stewart, ideologia wytwarzana w Berlinie nie była czynnikiem decydującym. Także w momencie selekcji przed deportacjami do obozów śmierci decydująca była lokalna praktyka, ukształtowana przez konkretne przypadki, takie jak ten opisany powyżej[43]. Dlatego też naziści mogli w każdej niemal miejscowości znaleźć ludzi mających już doświadczenie w „zajmowaniu się” Romami i gotowych zastosować wobec nich radykalne środki. Stewart twierdzi wręcz, że stroną aktywną były tu instytucje lokalne a polityka wobec Romów powstawała jako wypadkowa inercji władz centralnych i lokalnej mobilizacji nowych zasobów państwowych, takich jak prawo i ideologia[44].
Można odnieść czasem wrażenie, że Stewart nieco na siłę wywodzi prześladowania Romów z lokalnych praktyk, że jego artykuł nie pokazuje, jak praktyki te przełożyły się na zagładę w skali ogólnokrajowej, że lekceważy on fakty niewygodne dla własnej koncepcji, lokuje prześladowania Romów nieco później w czasie, niż miały one rzeczywiście miejsce i nie docenia roli władz centralnych. Ma jednak rację gdy pisze, że problem z uznaniem i zrozumieniem zbrodni popełnionych na Romach bierze się ze stosowania jako miary i wzoru prześladowań antyżydowskich, które ustaliły normę prześladowań politycznych. Stąd też po wojnie roszczenia Romów były odrzucane, ponieważ – inaczej niż w przypadku Holokaustu – trudno się było w ich prześladowaniach doszukać „łańcucha rozkazów”. Jak pisze, „mniej lub bardziej zmitologizowana wersja Holokaustu jako rezultatu rozkazu wydanego przez Führera [oraz] podejście traktujące politykę nazistów jako coś co było zawsze formułowane na szczycie systemu politycznego (jako wyraz precyzyjnie sformułowanej ideologii lub rozkazu Hitlera), a następnie przekazywane w dół hierarchii państwowej i partyjnej, prowadzi na manowce, (…) jeśli chodzi o grupy takie jak Cyganie”[45].
Natomiast rzeczywistość była zdaniem Stewarta taka, że „rządy nazistowskie stworzyły tysiącom ludzi, przedstawicielom administracji i aparatu partyjnego w szczególności, ale także wielu zwykłym obywatelom, szansę przekształcenia ich prywatnych uczuć antycygańskich w politykę państwową”. Elementami światopoglądu i systemu wartości tych ludzi były porządek publiczny, reforma społeczna, powrót do „zdrowej wspólnoty narodowej” bez „kryminalistów” i do „chłopskiej idylli farmera i jego rodziny w ich zagrodzie”. Wszystkim zaś tym wartościom „zagrażali” Romowie, postrzegani jako ich antyteza[46].
Z drugiej strony „polityka kryminalna coraz bardziej przyswajała sobie Himmlerowski dogmat, że przestępczość, aspołeczność i dziedzictwo tworzą trójkąt przyczynowy, i zaczęła traktować ‘przypadki cygańskie’ inaczej od przypadków innych obywateli Niemiec. (…) Departamenty antropologii i genetyki poszukiwały genu aspołecznego zachowania, rozbudzając apetyty policji na nowe narzędzia działania (…). Miejskie urzędy zdrowia określały, kto może zawrzeć związek małżeński. Strażnicy obozów cygańskich (…) dokonywali selekcji gdy zaczęły się deportacje – a wszyscy ci ludzie spotykali się na lokalnych zebraniach, takich jak te we Frankfurcie w (…) 1936 roku”[47].
Wszystkie te inicjatywy lokalne nie stanowiły konsekwencji jakiegoś centralnego planu czy też strukturalnych właściwości rządów nazistów. Los Romów zależał od arbitralnych interpretacji i zastosowań bardzo ogólnego prawodawstwa. Według Michaela Zimmermanna polityka Narodowego Socjalizmu wobec Romów powstała w latach 1933-1939 i uległa radykalizacji w kierunku ludobójstwa w czasie II wojny światowej. „U podstaw tego ludobójstwa nie leżał jednak żaden jednolity, centralnie sterowany plan”[48]. Zagłada Romów przybierała różną postać w zależności od miejsca i konkretnej sytuacji politycznej. Brały w niej udział bardzo różne instytucje a decyzje podejmowano na rozmaitych szczeblach hierarchii, przy czym w grę wchodziły często różne partykularne interesy, motywy i możliwości. Między instytucjami zajmującymi się zagładą Romów często występowały konflikty interesów. Miały też one różne możliwości działania, co pociągało za sobą nierównoczesność zagłady różnych grup romskich i zróżnicowanie prześladowań w różnych krajach. Same ofiary miały też rożne szanse na uniknięcie prześladowań[49].
Również prace młodszego pokolenia niemieckich historyków dowodzą, zdaniem Stewarta, że w okresie 1939-1941, zagłada Żydów była przygotowywana lokalnie, bez centralnego planu. Wprawdzie przez ludzi „zanurzonych” w nazistowskiej ideologii i wyznających poglądy rasistowskie, lecz bez ogólnego planu i jasno wyrażonej intencji. Według Stewarta taka właśnie, biurokratyczna ewolucja w kierunku masowej zbrodni, jest normą. „To, co można by określić jako model ‘od Wannsee do Auschwitz’, byłoby zatem wyjątkiem. Całkiem konkretne rezultaty mogą wyniknąć z prześladowań mających wiele regionalnych odmian, ze zróżnicowanych dróg wiodących do zbrodni, a nawet z odmiennych ideologicznych uzasadnień. Wzór nie stanowi w tym przypadku rezultatu zastosowania jednej, dobrze przemyślanej morderczej intencji”[50]. Ma to istotne konsekwencje prognostyczne i moralne: trwając przy klasycznej definicji ludobójstwa Rafaela Lemkina, „będziemy ignorować oznaki rodzących się masowych zbrodni, a wtedy, gdy już nastąpią, nie będziemy w stanie zrozumieć cierpienia ich ofiar”[51].
Wizja Holokaustu jako precyzyjnego planu, sformułowanego na szczycie systemu politycznego, a następnie przekazywanego w dół hierarchii nie stosuje się zatem do zagłady Romów. Nie znaczy to jednak, że zagłada Romów była czymś mniej ważnym. Wręcz przeciwnie – oznacza to tyle, że powinniśmy zrewidować nasze przekonania na temat ludobójstwa i zagłady. Jest więc zagłada Romów wyzwaniem dla tradycyjnej historiografii[52]. Historia Romów uczy nas, że efektywna zbrodnia ludobójstwa może wynikać z różnych uzasadnień ideologicznych, z arbitralnego stosowania prawa, z niespójnych prześladowań, mających wiele lokalnych odmian, dokonujących się za pomocą bardzo zróżnicowanych środków. Jak w innej swej pracy zauważa Stewart, „pomimo głębokich różnic jeśli idzie o motywację, skalę i intensywność w prześladowaniach Cyganów i Żydów, Romowie byli zagrożeni zagładą – i, gdyby koleje wojny nie potoczyły się inaczej, bez najmniejszego cienia wątpliwości zniknęliby oni, tak jak europejscy Żydzi”[53].
Ten splot romskich i żydowskich losów stanowi fakt, z któ®ym muszą się liczyć współcześni badacze. Jak zauważa Ari Joskowicz[54] refleksja nad zagładą Romów rozwijała się według wzorów, za pomocą których interpretowano tragedię Żydów i za pomocą źródeł stworzonych dla interpretacji historii żydowskiej. Narzucało to pewne kanony interpretacyjne i sytuowało Romów w pozycji epistemologicznie podporządkowanej. Niejako wzmocnieniem tego zjawiska było według Joskowicza to, że Romowie upominali się o swoje miejsce w historii Holokaustu wykorzystując zarówno instytucje jak i strategie (choćby wzory upamiętnień) funkcjonujące w środowiskach żydowskich. Dzięki temu ich głos mógł stać się słyszalny, choć – jak z kolei zauważa Huub van Baar – jest to zjawisko zagrażające autentyczności tego głosu[55].
Dzieje Romów stanowią wyzwanie nie tylko dla dominujących koncepcji Holokaustu, lecz również – szerzej – ludobójstwa. Tradycyjny sposób definiowania tego pojęcia jako opisującego masową zbrodnię popełnioną ze „szczególną intencją” i realizowaną według powziętego na szczytach hierarchii służbowej planu, prowadzi do ślepoty na ewidentne przypadki ludobójstwa, w których udokumentowane decyzje władz centralnych lub ich intencje nie odegrały najistotniejszej roli[56].
Wnioski z tej analizy są pesymistyczne. Istnienie diabolicznego planu eksterminacji całej kategorii ludzi i jego konsekwentne przeprowadzenie jawi się bowiem jako coś jednostkowego i niepowtarzalnego w swojej zbrodniczości. Coś tak wyjątkowego po prostu „nie może” wydarzyć się powtórnie. Jeśli jednak przyjmiemy, że do wymordowania znacznej części jakiejś populacji może dojść w wyniku dość chaotycznej interakcji rozmaitych działań, podejmowanych wprawdzie w oparciu o ogólną ideologię rasistowską, lecz zarazem niejako „spontanicznie”, po prostu dlatego, że zaistniały po temu sprzyjające warunki, to wówczas zdanie: „nigdy więcej Auschwitz” jawi się jako magiczna formuła zaklinająca rzeczywistość i nasze lęki z nią związane, nie zaś jako wyraz ugruntowanego przekonania, że tragiczna przeszłość faktycznie się już nie powtórzy.
Niechęć do uznania zagłady Romów za tak samo istotną, choć być może różną co do skali, jak zagłada Żydów, może mieć inne jeszcze, głębokie źródła kulturowe. Prześladowania prowadzące w konsekwencji do zagłady rozpoczęły się bowiem w przypadku Romów na długo przed dojściem Hitlera do władzy i sięgają określonych konstelacji polityczno-kulturowych Niemiec Wilhelmińskich i Republiki Weimarskiej[57]. W sposób o wiele bardziej wyrazisty ukazują one, że masowa zagłada, choć w swym konkretnym przebiegu często uwarunkowana lokalnym kontekstem sytuacyjnym, nie była chwilową aberracją, lecz wpisywała się w logikę nowoczesnego społeczeństwa europejskiego. W ten sposób włączenie prześladowań Romów do narracji Holokaustu sprawiłoby, że nie dałoby się już traktować Holokaustu jako aberracji, której sprawcy pojawili się znikąd i po dokonaniu zbrodniczego dzieła rozpłynęli się w powietrzu. Według Sybil Milton to właśnie próba ukrycia głębokich przyczyn nazistowskiego ludobójstwa, szerokiego dla niego poparcia i uczestnictwa w nim ze strony „zwyczajnych Niemców” leżała u podstaw powojennej koncentracji na Holokauście Żydów. Odpowiedzialność za niego można bowiem był złożyć na „Hitlera i jego SS, podczas gdy (…) zbrodnie popełnione w ramach tzw. programu eutanazji i mordowanie Sinti i Romów, dokonywane przez ‘zwyczajnych’ niemieckich biurokratów, naukowców i policjantów, wskazują na o wiele szersze uczestnictwo niemieckiego społeczeństwa”[58]. Milton dokonuje tu interesującego przewartościowania argumentu, którego używa często Yehuda Bauer i który pojawia się również u Michaela Zimmermanna, a mianowicie że różnica miedzy Holokaustem a zagładą Romów polega między innymi na odmiennej wadze jaką Żydzi i Romowie mieli dla nazistów, co wyrażało się w tym, ze za Holokaust odpowiedzialne były „ważniejsze” instytucje III Rzeszy. Według Milton oznacza to coś przeciwnego: ze mianowicie to właśnie zbrodnicze prześladowanie Cyganów było traktowane w społeczeństwie niemieckim jako bardziej „oczywiste” i „naturalne”, tak bardzo zakorzenione w europejskiej historii i kulturze, że nie wymagające specjalnych instytucji i personelu.
Wykorzystując rozumowanie Milton można powiedzieć, iż uznanie prześladowań Romów za element Holokaustu zmusiłoby nas do przyznania, że Holokaust – tak jak w interpretacji Zygmunta Baumana[59] (1989) – należy do istoty nowoczesnej cywilizacji europejskiej: jest jej logiczną konsekwencją. Nacisk na jedyność i niepowtarzalność Holokaustu jako czegoś, co wydarzyło się Żydom i tylko im, oznaczałby więc – paradoksalnie – zamazywanie jego najstraszniejszego aspektu: tego, że nie był on żadnym potwornym wynaturzeniem, manifestacją innego świata. W ten sposób można odczytać intencję Adi Ophira, który nawołuje do uniwersalizacji Holokaustu, do pojmowania go jako możliwości, która ciągle istnieje i nie jest związana z jednym, minionym już kontekstem historycznym[60]. Holokaust zadomowił się w naszym świecie, jest jego pełnoprawnym obywatelem: i to właśnie jest najstraszniejsze w doświadczeniu płynącym z zagłady Romów.
[1] Zob. np. I. Hancock, Uniqueness, Gypsies and Jews. W: Y. Bauer i in. (red.) Remembering for the Future. Working Papers and Addenda. T. 2: The Impact of the Holocaust on the Contemporary World. Oxford: Pergamon Press, 1989; W. Wippermann, “Auserwählte Opfer?” Shoah und Porrajmos im Vergleich. Eine Kontroverse. Berlin: Frank & Timme, 2005.
[2] D.E. Yates, Hitler and the Gypsies. The Fate of Europe’s Oldest Aryans. “Commentary”, listopad 1949.
[3] Y. Bauer, The Holocaust in Historical Perspective. Seattle: University of Washington Press, 1978; G. Lewy, The Nazi Persecution of the Gypsies. Oxford: Oxford University Press, 2000.
[4] M. Zimmermann, Rassenutopie und Genozid. Die nationalsozialistische Losung der Zigeunerfrage. Hamburg: Hans Christians Verlag, 1996.
[5] Ibid., 381.
[6] M. Zimmermann, A Review of Wolfgang Wippermann “Auserwählte Opfer?” Shoah und Porrajmos im Vergleich. Eine Kontroverse. „Romani Studies” 2006, t. 16, nr 1.
[7] M. Zimmermann, The Berlin Memorial for the Murdered Sinti and Roma: Problems and Points for Discussion. „Romani Studies” 2007, t. 17, nr. 1, 11.
[8] Ibid., 11-12.
[9] Ibid., 12-13.
[10] Zimmermann, A Review…, 84.
[11] Zimmermann, The Berlin Memorial…, 14.
[12] Ibidem.
[13] Zimmermann, The Berlin Memorial…, 24.
[14] M. Zimmermann, Deportacja Sinti i Romów do Auschwitz-Birkenau. W: J. Parcer (red.) Los Cyganów w KL Auschwitz-Birkenau. Das Schicksal der Sinti und Roma im KL Auschwitz-Birkenau. Oświęcim: Stowarzyszenie Romów w Polsce, 1994, 20.
[15] Á. Daróczi, J. Bársony, Facts and Debates: The Roma Holocaust. W: J. Bársony, Á. Daróczi (red.) Pharrajimos: The Fate of the Roma During the Holocaust. New York – Amsterdam – Brussels: International Debate Education Association, 2008.
[16] Ibid., 1.
[17] Ibid., 8.
[18] I. Hancock, 2010. On the Interpretation of a Word: Porrajmos as Holocaust. „The Holocaust in History and Memory”, 2010, Vol. 3.
[19] Zob. D. Stone, Constructing the Holocaust. A Study in Historiography. London–Portland: Valentine Mitchell, 2003, 188.
[20] Lewy, op. cit., 221-224. Por. Zimmermann, Rassenutopie und Genozid…, 21-39.
[21] S. Milton, Droga do ostatecznego rozwiązania. „Pro Memoria”. Biuletyn Informacyjny Państwowego Muzeum Oświęcim-Brzezinka, nr 10, 1989, 18.
[22] S. Katz, Quantity and Interpretation: Issues in the Comparative Historical Analysis of the Holocaust. W: Y. Bauer i in. (red.) Remembering for the Future. Working Papers and Addenda. T. 3: The Impact of the Holocaust and Genocide on Jews and Christians, Oxford: Pergamon Press, 1989, 13.
[23] I. Hancock, Downplaying the Porrajmos: The Trend to Minimize the Romani Holocaust. A review of Guenther Lewy, The Nazi Persecution if the Gypsies. “Patrin Web Journal” (http://www.reocities.com/Paris/5121/). Podobnie uważa bardziej skądinąd umiarkowany M. Zimmermann, który pisze, że „w przypadku narodowosocjalistycznej polityki wobec Żydów (…) nie ma dowodu istnienia programu zagłady, który byłby naszkicowany z dużym wyprzedzeniem, przygotowany do politycznej realizacji, a następnie wykonany” (The Berlin Memorial…, 20). Dowodzi tego jego zdaniem nazistowska polityka zmuszania Żydów do emigracji w latach 1938-1939.
[24] Y. Bauer, Rethinking the Holocaust. New Haven, London: Yale University Press, 2001.
[25] Ibid., 66.
[26] Ibidem.
[27] Ibid., 60.
[28] Ibid., 47-48.
[29] Ibid., 47.
[30] M. Stewart, How Does Genocide Happen? W: R. Astuti, J. Parry, C. Stafford (red.) Questions of Anthropology, Oxford-New York: Berg, 2007.
[31] Ibid., 250. Stewart konsekwentnie pisze „holokaust” małą literą.
[32] Ibid., 251.
[33] T. Barta, Relations of Genocide: Land and Lives in the Colonization of Australia. W: I. Wallimann, M. N. Dobkowski (red.) Genocide and the Modern Age: Etiology and Case Study of Mass Death. New York: Greenwood Press, 1987.
[34] R.L. Rubenstein, Modernization and the Politics of Extermination. W: M. Berenbaum (red.) A Mosaic of Victims. Non-Jews Persecuted and Murdered by the Nazis. London: I.B.Tauris & Co Ltd., 1990, 4.
[35] Zimmermann, The Berlin Memorial…, 21.
[36] Stewart, op. cit., 254.
[37] Rubenstein, op. cit., 9.
[38] Stewart, op. cit., 256.
[39] Ibid., 260.
[40] Ibid., 261.
[41] Ibid., 262-263.
[42] Ibid., 265.
[43] Ibid., 268.
[44] Ibid., 269.
[45] Ibid., 271.
[46] Ibidem.
[47] Ibid., 271-272.
[48] M. Zimmermann, Die nationalsozialistische Zigeunerverfolgung in Ost- und Südosteuropa – ein Überblick. W: F. Fischer von Weikersthal et. al. (red.) Der nationalsozialistische Genozid an den Roma Osteuropas. Geschichte und künstlerische Verarbeitung. Köln, Weimar, Wien: Böhlau Verlag, 2008, 4.
[49] Ibid., 4-5.
[50] Stewart, op. cit., 272.
[51] Ibid., 273.
[52] H. van Baar, From “Time-Banditry” to the Challenge of Established Historiographies: Romani Contributions to Old and New Images of the Holocaust. W: M. Stewart, M. Rövid (red.) Multidisciplinary Approaches to Romani Studies. Budapest: Central European University Press, 2010.
[53] M. Stewart, The Other Genocide. W: M. Stewart, M. Rövid (red.) Multidisciplinary Approaches to Romani Studies. Budapest: Central European University Press, 2010, 173.
[54] A. Joskowicz, Rain of Ash. Roma, Jews, and the Holocaust. Princeton and Oxford: Princeton University Press, 2023.
[55] H. van Baar, The European Roma. Minority Representation, Memory and the Limits of Transnational Governmentality. Amsterdam: Universiteit van Amsterdam, 2011.
[56] Ibid., 192.
[57] M. Stewart, Remembering without Commemoration: the Mnemonics and Politics of Holocaust Memories among European Roma. “Journal of Royal Anthropological Institute” nr 10, 2004, 571.
[58] S. Milton, Persecuting the Survivors: The Continuity of ‘Anti-Gypsyism’ in Postwar Germany and Austria. W: S. Tebutt (red.) Sinti and Roma. Gypsies in German-Speaking Society and Literature. New York, Oxford: Berghahn Books, 1998, 38.
[59] Z. Bauman, Modernity and the Holocaust. Ithaca, N.Y.: Cornel University Press, 1989.
[60] A. Ophir, On Sanctifying the Holocaust: An Anti-Theological Treatise. “Tikkun” t. 2, nr 1, 1989, 64.