Dwa pomniki. Estetyka i polityka romskiej pamięci.

W tej części raportu chcielibyśmy dokonać porównawczej analizy upamiętnienia romskiej Zagłady znajdującej się w lesie nieopodal Borzęcina w południowej Polsce i pomnika pamięci Romów – ofiar narodowego socjalizmu w Berlinie.

Wprowadzenie: estetyka jako polityka pamięci.

Sztuka, zwłaszcza muzyka, była „od zawsze” tym obszarem, w którym dokonywała się interakcja Romów z nieromskim otoczeniem. Obszarem, dodajmy, w którym w odróżnieniu od innych sfer życia Romowie byli względnie akceptowani. Jednocześnie jednak, szczególnie w sztukach plastycznych Romowie – również „od zawsze” –  byli uprzedmiotowieni, stając się, jak pisze Timea Junghaus, „ofiarami reprezentacji tworzonych wyłącznie przez nie-Romów”. Sytuacja ta zaczęła się niedawno zmieniać, a współczesna kultura i sztuka „otworzyły drzwi przed treściami niesionymi przez społeczności peryferyjne”. Jednocześnie działalność artystyczna stała się dla wielu grup drogą do podmiotowości, autoekspresji i podniesienia prestiżu w oczach innych, zwłaszcza jeśli mowa o grupach funkcjonujących w warunkach deficytu demokracji.

Oznacza to, że sztuka grup dyskryminowanych wkracza w domenę walki politycznej, co potwierdza tezę wybitnej teoretyczki współczesnej rzeczywistości, Chantal Mouffe, że pomimo zawłaszczenia sztuki przez mechanizmy kapitalistycznej ekonomii i dążenia do jej odpolitycznienia, ciągle ma ona wymiar polityczny a polityka – estetyczny. Polityczny wymiar sztuki polega na tym, że twórczość artystyczna odgrywa rolę „w tworzeniu i podtrzymywaniu danego porządku symbolicznego, lub też w jego podważaniu”. Z kolei polityka, zajmując się między innymi symbolicznym porządkowaniem stosunków społecznych, posługuje się symboliką, ma więc z konieczności aspekt estetyczny.

Polityczny charakter sztuki i estetyczny charakter polityki są szczególnie widoczne w sferze tożsamości zbiorowych, które należy traktować dynamicznie, jako procesy konstruowania i manifestowania określonych form identyfikacji, a także zdobywania dla nich uznania, które wszystkie rozgrywają się w sferze politycznej, używając zarazem dyskursywnych i symbolicznych elementów, których zasobem i wyrazem jest sztuka. Szczególną rolę w tych procesach odgrywa sztuka krytyczna, która podważa konkretne postaci politycznej i estetycznej hegemonii, udzielając głosu grupom, które dominujące dyskursy uciszają i które nie mogą się w nich wyrazić.

Koncepcja sztuki, tak jak ją rozumie Mouffe, sytuuje się zatem w opozycji do neoliberalnej koncepcji polityki, która wyklucza zagadnienie tożsamości ze sfery politycznej, przesuwając ją do zmarginalizowanej i odpolitycznionej kultury. Większość społeczna decydująca o takiej polityce w dalszym ciągu kontroluje jednak sferę produkcji i ekspresji tożsamości, mitologizując jednak tę kontrolę i przedstawiając ją jako nienormatywne narzędzie liberalnego zarządzania, będące jedynie środkiem gwarantującym wolność posiadania tożsamości.

Sztuka tworzona przez Romów przetwarza elementy romskiego doświadczenia historycznego stając się nie tylko ekspresją tożsamości i częścią romskiej pamięci zbiorowej, lecz także elementem walki Romów o uznanie i upodmiotowienie. Jednocześnie demaskuje ona rzekomą apolityczność prowadzonej w neoliberalnym stylu polityki kulturalnej. W tym miejscu chcielibyśmy poddać refleksji te trzy grupy problemów (tożsamość i pamięć, uznanie i podmiotowość, krytyka antagonistycznej polityki), analizując przekaz pamięci i społeczno- polityczne funkcje dwóch pomników romskiej zagłady z czasów II wojny światowej, które na pierwszy rzut oka więcej dzieli niż łączy. Jeden z nich, autorstwa romskiej artystki, stoi w odludnym miejscu w południowej Polsce, drugi, zaprojektowany przez światowej sławy izraelskiego rzeźbiarza, znajduje się w jednym z centrów współczesnej Europy – w Berlinie. Zamierzamy pokazać, że pomimo oczywistych różnic pomniki te niosą podobny przekaz, a także umieścić ów przekaz w szerszym kontekście romskiej polityki tożsamości, opartej między innymi na historycznej narracji Romów jako ofiar Holokaustu.

Romska pamięć była zawsze kontrolowana przez innych a Romowie nie posiadali środków, by tę sytuację zmienić i wyjść ze swoją pamięcią do przestrzeni publicznej. Dlatego często pielęgnowali ją w zamkniętych, rodzinnych kręgach, mieli kłopoty z jej komunikacją i nie mieli możliwości jej instytucjonalizacji jako elementu pamięci kulturowej. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać począwszy od lat 1970. wraz z powstaniem i rozwojem międzynarodowego ruchu romskiego a także w związku z mającym wiele przyczyn rozluźnieniem politycznej kontroli nad pamięcią i demokratyzacją dostępu do środków wytwarzania pamięci zbiorowej. Jednym z elementów tych procesów było powstanie i popularyzacja dyskursu Holokaustu, który zaczął służyć jako układ odniesienia dla pamięci innych grup, prześladowanych w różnych momentach swojej historii. Dla romskich aktywistów była to doskonała okazja do upomnienia się o wymazaną romską historię. Historię, w której Romowie byli jednymi z najważniejszych aktorów: głównymi, obok Żydów, ofiarami nazistowskiego ludobójstwa.

Chcielibyśmy teraz przedstawić dwa konkretne przykłady upamiętnień romskiej zagłady, w których dostrzec można większość przedstawionych powyżej cech. Są one na pierwszy rzut oka bardzo różne: jeden to pomnik stojący w lesie w południowej Polsce i mający znaczenie lokalne – jest on istotny dla miejscowych społeczności romskich i związanych z nimi nie-Romów (muzealników, działaczy kulturalnych, naukowców); drugi natomiast znajduje się w samym centrum jednego z najważniejszych europejskich miast.  Zdjęcia z jego odsłonięcia znajdowały się na okładkach najważniejszych światowych gazet, a on sam staje się symbolem całego romskiego ruchu politycznego.

Borzęcin k. Tarnowa

W lipcu 1942 roku grupa Romów (ok. 9 dorosłych i 21 dzieci) została schwytana w pobliżu wsi Wał-Ruda. Początkowo miano ich rozstrzelać w miejscu zwanym Kisielina, między Wolą Radłowską a Wał-Rudą. Jednakże, według uczestnika tamtych wydarzeń, ludzie mieszkający w okolicy prosili, aby tego nie robić w tym miejscu: „Tam ludzie się zebrali. Błagali tych policjantów i Niemców, aby nie strzelali tam. By wzięli ich do lasu” (Kołodziejski 2013). Wątek negocjowania miejsca egzekucji przez mieszkańców przysiółka jest do dziś żywy. Mieszkańcy Borzęcina i okolic często odwołują się do niego, chcąc zademonstrować rozmówcy swój negatywny stosunek do zamordowania Romów, choć z logicznego punktu widzenia nie ma to większego sensu, gdyż zamordowanie ich w lesie najwidoczniej już tak bardzo ludności miejscowej nie przeszkadzało. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem eksterioryzacji zła: mieszkańcy okolicy mają świadomość, że zdarzyło się coś złego, co więcej, że w tym źle uczestniczyli, jak się później okaże, również Polacy. Można powiedzieć, że poprzez opowieść o tym, jak ich przodkowie prosili o niewykonywanie egzekucji w pobliżu ich domów, współcześni mieszkańcy chcą się zdystansować od zła, w którym uczestniczyli członkowie ich zbiorowości, chcą je wyprowadzić na zewnątrz wspólnoty i ukryć gdzieś daleko od ludzkich oczu. 

Schwytani Romowie zostali wsadzeni na drabiniaste wozy używane przy żniwach, powożone przez miejscowych chłopów, i wywiezieni poza wieś. „Szukali dogodnego miejsca do rozstrzelania tych Cyganów. W lesie co jakiś czas schodzili z drogi i upatrywali dogodnego miejsca do dokonania morderstwa. Jechaliśmy dosyć długo, już las miał się kończyć. W pewnej chwili zatrzymali się i weszli do lasu. Uznali teren za dogodny, bo było takie naturalne zagłębienie w ziemi. Las sosnowy mógł mieć 40–50 lat. Był gęsty i wysoki”. 

Autor cytowanej wyżej relacji, Józef Kołodziej, był owego lipcowego dnia 1942 roku wyznaczony jako jeden z woźniców wożących furmankami komendanta posterunku granatowej policji w Borzęcinie, Konarskiego, i dwóch jego podwładnych, Zgłobisza i Kuklińskiego, oraz niemieckiego żandarma Wiktora Henschke. Ich podróż nie miała związku z opisywanym zatrzymaniem, a wspomniane wozy drabiniaste ze schwytanymi Romami spotkali przypadkiem w drodze powrotnej. Romowie musieli zatem zostać zatrzymani przez inne osoby. Według pierwszego ze świadków, Józefa Siuduta, zatrzymanym Romom towarzyszyło na rowerach „2 Niemców i 15 policjantów”. Z kolei Kołodziej twierdzi, że Niemców było trzech: Henschke i dwóch innych, w sumie było to ok. 10 osób – oprócz niemieckich żandarmów wyłącznie granatowi policjanci z posterunku w Borzęcinie. 

Romowie zostali zaprowadzeni w las, do wybranego miejsca. Następnie kazano się im położyć twarzą do ziemi. W tym momencie jeden z Romów zdecydował się na ucieczkę. „Niemiec z pistoletu dwa strzały oddał, ale go nie trafił. Polecił strzelać granatowym policjantom. Dwóch policjantów strzelało do niego, ale go nie trafili. Uciekł”.

Następnie rozpoczęła się egzekucja. Pierwszy ze świadków referował: „Niemcy mieli automaty, policjanci granatowi karabiny ręczne. Otoczyli Cyganów w koło. Rozstrzeliwani stali, w tym dołku, a oni strzelali. Kobiety trzymały dzieci na rękach. Oni otworzyli ogień i strzelali do tych Cyganów. Tam były kobiety, dzieci, mężczyźni”. 

Inaczej zapamiętał tę scenę drugi świadek: „Grubszy Niemiec szedł i po kolei strzelał. […] Myśmy stali z boku, widziałem jak podchodził do każdego. Zabił trzech dorosłych mężczyzn, pięć kobiet i dwadzieścia jeden dzieci”.

Jeden ze świadków, Józef Siudut, wraz z przyprowadzonymi mieszkańcami okolicznej leśniczówki i chałup położonych bliżej lasu, zakopywał zwłoki zamordowanych Romów. Drugi świadek, Józef Kołodziej, zawiózł w tym czasie niemieckich żandarmów i (przynajmniej część) polskich granatowych policjantów „do Dolnego Borzęcina do gospody u Jana Kozy. Do rana tam siedzieli. Niemcy pili razem z policjantami i tam był jeszcze nasz wójt Pałach. Chwalili się, jak tam strzelali do tych Cyganów. Trochę mówili po niemiecku, trochę po polsku. Niewiele rozumiałem, ale przechwalali się, jak strzelali do tych Cyganów. Gdy tam zaglądnąłem, widziałem jak hitlerowiec Henschke manewrował rewolwerem, demonstrując chełpliwie, jak on to strzelał do Cyganów. Strzelali wszyscy, Polacy też. Konarski, komendant posterunku, Zgłobisz, Kukliński i inni. Myśmy całą noc czekali na polu tam z Klisiewiczem. Dopiero rano wsiedli na furmanki i przywieźliśmy ich na posterunek do Górnego Borzęcina”.

Jak widać, świadkowie w odmienny sposób zapamiętali samą egzekucję. Jeden z nich widział, jak do bezbronnych ofiar strzelają zarówno niemieccy żandarmi, jak i polscy granatowi policjanci. Według drugiego, rozstrzeliwał wyłącznie Niemiec, zaś granatowi policjanci strzelali (niecelnie) jedynie do uciekającego Roma. Pierwszą wersję potwierdza inna jeszcze spisana relacja. Drugą znajdujemy w pracy Adama Kazimierza Musiała, który przypisuje zbrodnię w Borzęcinie Engelbertowi Guzdkowi, niemieckiemu żandarmowi pochodzącemu ze Śląska, winnemu wielu zbrodni, w tym między innymi zamordowania 93 Romów, mieszkańców położonej niedaleko Borzęcina Szczurowej.

Interesujące jest też, że Józef Kołodziej (ten, który widział, jak do Romów strzelają niemieccy żandarmi i polscy policjanci) nieco inaczej zeznawał w 1971 roku przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. W zeznaniu tym żandarm Henschke staje się „gestapowcem Henschko”, zaś polscy policjanci w opisie egzekucji przedstawieni są jako „żandarmi” i stają się „funkcjonariuszami policji” (choć bez wspomnienia narodowości) dopiero w opisie drogi powrotnej. Wydaje się więc, że nawet naoczni świadkowie mieli i mają kłopot ze zbrodnią w Borzęcinie, a zwłaszcza z udziałem w niej Polaków. Jest to dla nich sprawa trudna do przyswojenia i stąd biorą się różne przemilczenia i interpretacje, które funkcjonują w charakterze mechanizmów obronnych. Niespójności w zeznaniach i ich zmieniająca się w czasie treść również świadczą o tym, że wydarzenia z 1942 roku do dziś są dla okolicznych mieszkańców swego rodzaju traumą, z którą starają się sobie jakoś radzić.

W 1959 roku ciała pomordowanych zostały ekshumowane i pochowane na cmentarzu parafialnym w Borzęcinie, co, nawiasem mówiąc, można uznać za powrót ofiar obudowany katolickim rytuałem, a więc niezagrażający integralności mieszkańców, a nawet mogący stanowić swego rodzaju akt ekspiacyjny. W 2010 roku miejsce egzekucji zostało oznaczone drewnianym krzyżem przez uczestników Romskiego Taboru Pamięci, wśród których był między innymi konsul generalny Republiki Federalnej Niemiec, a w lipcu następnego roku z inicjatywy Muzeum Okręgowego w Tarnowie wzniesiono w tym miejscu pomnik. Jego autorką jest Małgorzata Mirga-Tas, romska artystka, absolwentka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Rzeźby, któŸa ostatnio odnosi ogromne sukcesy międzynarodowe.

Pomnik jest wykonany z drewna i składa się z części centralnej, przypominającej pień drzewa, a po obu jej stronach znajdują się dwie ludzkie postaci: upadający na ziemię mężczyzna i próbująca się ukryć kobieta. Otacza go 29 kamieni, symbolizujących zamordowane w tym miejscu osoby, co było pomysłem Adama Bartosza, dyrektora tarnowskiego muzeum i pomysłodawcy pomnika. Na pomniku znajduje się tablica, z której dowiadujemy się, że jest to „Miejsce pamięci o 29 Romach: 3 mężczyznach, 5 kobietach i 21 dzieciach zastrzelonych tutaj przez Niemców w 1943”. Jak więc widzimy, sprawstwo zbrodni przypisane zostało wyłącznie Niemcom, pomimo dość dobrych podstaw by sądzić, że uczestniczyli w niej czynnie Polacy – granatowi policjanci.

Niemcy jako sprawcy pojawiają się również w znajdującym się na tablicy fragmencie wiersza Papuszy Smutna pieśń, wybranym przez Natalię Gancarz, pracownicę tarnowskiego muzeum:

Nie było życia dla Cyganów w mieście

i na wsi zabijali, zabijali nas.

Co robić? Szły z dziećmi Cyganki w las,

daleko w las, by nie znalazły nas niemieckie psy.

Małgorzata Mirga-Tas, która wygrała rozpisany przez tarnowskie Muzeum konkurs na projekt pomnika, nie uważa się za „artystkę etniczną”, motywy romskie rzadko pojawiają się w jej pracach, a borzęciński pomnik był jej pierwszym dziełem poświęconym zagładzie. W wywiadzie przeprowadzonym przez Natalię Gancarz w Czarnej Górze 04.09.2012, w następujący sposób mówi ona o swojej koncepcji pomnika:

„Pomnik postanowiłam wykonać w modrzewiu. Uznałam, że to będzie idealny materiał, ponieważ nie chciałam, żeby pomnik epatował złotymi literami, marmurami, granitami i tak dalej. Tragizm tej zbrodni ma tak potężny ładunek emocjonalny, że trudno znaleźć taką formę wypowiedzi artystycznej, żeby była w stanie oddać ona choć część tych emocji. Nie jestem artystką pomnikową i nie odważyłabym się stworzyć pomnika, starającego się oddać te emocje, no bo nieudany patos, dramatyzm, jest po prostu komiczny. Chciałam, aby mój pomnik był skromny, prosty i uczciwy, aby był też zrozumiały dla samych Romów […]. Dlaczego z drewna? Pomyślałam, że to, co tam wydarzyło pozostawiło piętno w tym miejscu i tylko drzewa mogą to przekazać drzewu. Las pamięta i w pierwszej chwili miałam takie odczucie, że to są tacy niemi świadkowie. Obecnie trochę więksi i starsi. Wiadomo, że pomnik z biegiem lat zapewne się zmieni, zacznie żyć swoim własnym życiem, las go pewnie jakoś zaadoptuje i stanie się on częścią tego miejsca […] ale tak właśnie ma być, ma być częścią lasu, który pamięta płacz, przerażenie, strach, strzały, twarze […]. Projektując pomnik, myślałam o dzieciach, które pewnie nie były do końca świadome tego, co tam się wydarzy, a nawet jeśli zdawały sobie sprawę, co się dzieje, to wówczas najbardziej potrzebowały rodziców, miłości. Dlatego upadający mężczyzna to nie tylko Rom, postrzelony z karabinu, to nie tylko człowiek upadający na ziemię, ale też ojciec, brat, syn. Z tyłu chowa się kobieta przed karabinami, przed oprawcami i to nie jest tylko kobieta, to jest – matka tych dzieci, siostra, córka… Wydaje mi się, że to ma głębsze przesłanie niż kolejna rzeźba z kołem cygańskim – elementem kultury cygańskiej. Tam nie zamordowali Romów, tam dokonali mordu człowieczeństwa”. 

Jak widzimy, autorka podkreśla uniwersalne elementy swojej koncepcji, ma też interesującą wizję pomnika wtapiającego się w krajobraz, który jako jedyny jest świadkiem tego, co się zdarzyło. Jest to więc idea bliska koncepcjom kontrmonumentalizacji, opartym na przekonaniu, że adekwatna reprezentacja przeszłości w tworzywie czysto artystycznym jest niemożliwa.

Zastosowane tu elementy symboliczne pozwalają zinterpretować omawiany pomnik jako skomplikowaną sieć odniesień do rozmaitych układów znaczeń. Umieszczenie pomnika w lesie, przy rzadko uczęszczanej drodze, uzmysławia nam fakt „niewidzialności” romskiej zagłady, o której do niedawna nie było zbyt wiele wiadomo i która nie interesowała szczególnie badaczy Holokaustu i innych zbrodni hitlerowskich.

Wiersz Papuszy tworzy interesujący dysonans z miejscem, w którym się znalazł, dysonans, który przekazuje istotną prawdę o zagładzie Romów. Wspomniany w nim las był dla Romów miejscem bezpiecznym, swoim, w którym nie grozi niebezpieczeństwo (widać to w różnych innych wierszach Papuszy). Tymczasem, w tym wypadku tekst owego wiersza znajduje się w miejscu – lesie – w którym Romowie zostali zamordowani. To, że las, będący oazą bezpieczeństwa, może stać się miejscem śmierci, jest poetycką metaforą niepewności romskiego losu w czasie zagłady.

Projekt pomnika – ustawienie postaci mężczyzny i kobiety po przeciwnych stronach symbolizującej drzewo płyty – jest odniesieniem do pojęcia rozdzielenia. Zagłada Romów w wielu wypadkach oznaczała negację ich jedności, „bycia razem” – romskiej przestrzeni społecznej, opartej na idei „braterstwa”. 

Bardzo interesujący jest też przekaz przemijającego i względnie nietrwałego materiału, z którego powstał pomnik. Jak widzieliśmy, w intencji autorki pomnik ma się zmieniać, stając się coraz bardziej integralną częścią lasu, w którym się znajduje, owego „prawdziwego świadka” tragedii, która się w nim rozegrała. Taka koncepcja pomnika odwołuje się do zmiennej natury samej pamięci, która z czasem otrzymuje nowe formy wyrazu, dokonując przy tym nowej selekcji treści wartych zapamiętania, często zmieniając punkt widzenia, z którego postrzegane i oceniane są przeszłe wydarzenia. Niemniej jednak, pomimo swej zmienności, pamięć pozostaje pamięcią. Wolno przynajmniej mieć taką nadzieję, choć możliwy jest również taki wariant, że rozpłynięcie się pomnika w otaczającym go lesie będzie oznaczać wyciszenie pamięci i usunięcie pewnych wspomnień z pola widzenia – w sposób zbliżony do tego, w jaki mieszkańcy przysiółka Kisielina chcieli oddalić od siebie miejsce egzekucji, czy też do tego, w jaki wyciszony jest udział Polaków w tej zbrodni.

Berlin: Pomnik Pomordowanych Sinti i Romów – Ofiar Nazizmu

Geneza tego pomnika sięga końca lat 80., kiedy powstała inicjatywa zbudowania w Berlinie pomnika Holokaustu, który ostatecznie powstał jako Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. W związku z tą inicjatywą przewodniczący Centralnej Rady Niemieckich Sinti i Romów, Romani Rose, wystosował petycję, w której domagał się uznania, że Holokaust oznaczał też śmierć pół miliona Sinti i Romów oraz upamiętnienia tego faktu w związku z planowanym pomnikiem.

Petycja Rosego wpisała się w akademicką (i nie tylko) debatę dotyczącą tzw. tezy wyjątkowości, głoszącej, że zagłada Żydów w czasie II wojny światowej była zdarzeniem nieporównywalnym z niczym i nie mającym precedensu w ludzkiej historii. Rose jednakże nie był w stosunku do tej tezy zasadniczo krytyczny: chciał tylko – podobnie jak inny romski działacz, Ian Hancock – rozszerzenia jej na Sinti i Romów. W tym ujęciu Holokaust to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, którego ofiarami były dwie kategorie: Żydzi oraz Sinti i Romowie. Stąd też organizacja Rosego postulowała w 1989 roku, aby planowany pomnik Holokaustu stanowił przestrzeń, w której zaprezentowano by los obu wspomnianych grup. Inne rozwiązanie stanowiłoby, według Rosego, próbę hierarchizacji ofiar, będącą obrazą dla pamięci zamordowanych Romów i Sinti.

Władze Berlina zajęły dyplomatyczne stanowisko i w 1991 roku zapewniły Rosego, że Sinti i Romowie będą traktowani w ten sam sposób, co Żydzi, jeśli chodzi o ostateczną decyzję dotyczącą pomnika. Jednakże, miedzy innymi wskutek protestów ze strony Centralnej Rady Żydów w Niemczech, kompromis, który ostatecznie osiągnięto w 1994 roku, nie przewidywał wspólnego pomnika Holokaustu Żydów oraz Sinti i Romów. Przewidywał natomiast zbudowanie w centrum Berlina osobnego pomnika upamiętniającego zagładę Romów i Sinti. Organizacja Rosego zaproponowała wówczas, że skoro zagłada Romów nie może być częścią wspólnego pomnika ofiar Holokaustu, to może oba pomniki mogłyby stworzyć coś w rodzaju wspólnego miejsca pamięci, będąc połączone nie tylko bliskością przestrzenną, ale też wspólnym projektem artystycznym. Jednakże również ta propozycja spotkała się z negatywną reakcją Centralnej Rady Żydów w Niemczech, która zaakceptowała jedynie, że oba pomniki mogą mieć zbliżony charakter roślinności ozdobnej, być może ten sam rodzaj drzew, jednakże pod warunkiem, że będą od siebie oddalone o co najmniej 200 metrów.

Odrębność obu pomników, a także centralny charakter lokalizacji pomnika pomordowanych Sinti i Romów potwierdzono uchwałą Bundestagu w 1999 roku. Uchwała ta spotkała się jednak z protestem ze strony ówczesnego burmistrza Berlina, który chciał uniknąć wyeksponowania w samym centrum stolicy ciemnych kart niemieckiej przeszłości (w tym czasie zaawansowane były też starania o postawienie w centrum Berlina pomnika pamięci homoseksualistów prześladowanych przez nazizm).

Oficjalnie, burmistrzem Berlina kierowała troska o autentyczność. Jego zdaniem, centrum Berlina (miejsce położone w bezpośrednim sąsiedztwie Bramy Brandenburskiej i budynku Reichstagu) nie było w istotny sposób związane z prześladowaniami Romów. Co innego peryferyjna dzielnica Marzahn, gdzie burmistrz chętnie widziałby ten pomnik. W dzielnicy tej od 1936 roku istniał tzw. obóz cygański, przeznaczony dla Romów usuwanych z Berlina w związku z mającymi się tam odbyć igrzyskami olimpijskimi i swoiście rozumianym „wizerunkiem miasta”, któremu mieli oni rzekomo zagrażać.

Co ciekawe, inicjatywa burmistrza spotkała się z poparciem części środowiska niemieckich Sinti, którzy również byli motywowani kwestią autentyczność i woleli widzieć swój pomnik w przestrzeni, z którą wiązały się żywe wspomnienia, nie zaś w abstrakcyjnej przestrzeni centrum Berlina. Jednakże Rose, a także polityczni przeciwnicy burmistrza zdecydowanie odrzucili jego propozycję, a w 2001 roku zapadła ostateczna decyzja o obecnej, centralnej lokalizacji.

Nie był to jednak koniec problemów. Prace nad pomnikiem rozpoczęto dopiero w 2008 roku, między innymi wskutek kontrowersji dotyczących niektórych aspektów jego projektu, którego autorem był izraelski rzeźbiarz Dani Karavan. Spory te rozgrywały się zarówno wewnątrz środowisk romskich, jak i w szerszej skali, a dotyczyły na przykład rodzaju nazwy własnej ofiar, która miała widnieć na pomniku (Romowie, Sinti i Romowie czy może Cyganie), tego, czy termin „Holokaust” jest stosownym określeniem ludobójstwa popełnionego na Romach (czy też powinien być zarezerwowany dla zagłady Żydów), a wreszcie tego, jaka liczba romskich ofiar ludobójstwa powinna znaleźć się w informacyjnej części pomnika (jedynie ułamek prawdziwej liczby ofiar mógł być bowiem jednoznacznie potwierdzony przez istniejące dokumenty – istnieją rozmaite stanowiska odnośnie do tego, ile ofiar było rzeczywiście). Wreszcie, po rozwiązaniu tych problemów, a także pokonaniu pewnych trudności technicznych związanych z lokalizacją, pomnik został odsłonięty w październiku 2012 roku.

Dani Karavan bardzo krytycznie wypowiedział się o przedstawionych tu trudnościach towarzyszących powstaniu pomnika i o postawie niemieckiej administracji oraz niektórych polityków. Jego zdaniem trudności tych nie byłoby w ogóle, gdyby sprawa dotyczyła Żydów. Zastrzegając się, że jako Żyd ma prawo tak mówić, zarzucił władzom niemieckim, a także organizacjom żydowskim, nierówne traktowanie ofiar Holokaustu. W emocjonalnym wywiadzie ze stycznia 2013 r. powiedział, że „powinien być tylko jeden pomnik Holokaustu dla wszystkich. Bez podziałów. (…) Jako Żyd mam pełne prawo powiedzieć, że [pomnik – SK] musi być dla wszystkich. Oni [naziści – SK] zabili ich wszystkich razem. Dlatego czuję, że oni [Sinti i Romowie – SK] są moimi siostrami i braćmi. Podczas inauguracji powiedziałem po hebrajsku, że mam odczucie, ze moja rodzina zginęła i została spalona razem z Sinti i Romami w tej samej komorze gazowej, a ich popioły wiatr rozwiał po polach. Tak więc jesteśmy razem. To nasz los”.

Wprawdzie niemieckim Sinti i Romom nie udało się wywalczyć wspólnego pomnika ofiar Holokaustu ani nawet wspólnej przestrzeni pamięci, to jednak pomnik pomordowanych Sinti i Romów wraz z pomnikiem ofiar Holokaustu i pomnikiem homoseksualistów tworzą, według Nadine Blumer, „sieć pamięci” i tak są postrzegane przez zwiedzających, zwłaszcza że posiadają one zintegrowany system informacji internetowej, co oznacza, że na stronie każdego z pomników znajdują się podstawowe informacje o pozostałych i linki do ich stron.

Według wielu opinii pomnik Sinti i Romów jest pod względem koncepcji najciekawszy ze wszystkich trzech. Podstawowym elementem pomnika jest owalny zbiornik wodny, w którym odbija się otoczenie. Patrząc z pewnej perspektywy, można w nim na przykład zobaczyć odbicie znajdującego się nieopodal Reichstagu. W środku zbiornika znajduje się niewielka platforma o kształcie więźniarskiego trójkąta. Platforma jest chowana w nocy i pojawia się na powierzchni rano. Spoczywa na niej zawsze świeży kwiat. Zbiornik otoczony jest płytami kamiennymi o nieregularnym kształcie, na których znaleźć można nazwy miejsc, w których dokonywała się zagłada Romów. Całości koncepcji pomnika dopełniają panele informacyjne, przedstawiające podstawowe fakty z historii prześladowań i zagłady Romów, a także wiersz Auschwitz, którego autorem jest włoski Sinto, Santino Spinelli: „Zapadłe twarze, martwe oczy, zimne wargi.  Cisza. Rozdarte serce bez tchu, bez słów, bez łez”.

Opisany pomnik jest na pierwszy rzut oka całkowitym przeciwieństwem skromnego pomnika znajdującego się w borzęcińskim lesie. Mimo to mają one pewne cechy wspólne. Oba odwołują się na przykład do przyrody, czyniąc ją integralnym elementem pomnika: drewno i las oraz woda sugerują przy tym pewien ponadludzki porządek pamięci – to, że pamięć trwa, nawet gdy ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, i zawsze może powrócić. To ostatnie przekonanie wzmocnione jest w berlińskim projekcie regularnym znikaniem i ponownym pojawianiem się trójkątnej platformy. Podobieństwa w podejściu obojga artystów, zwłaszcza jeśli idzie o wykorzystanie natury, widać również w poniższej wypowiedzi autora pomnika w Berlinie –  Dani Karavana: „Miałem pomysł, że pomnikiem powinien być tylko jeden kwiat, ale aby go chronić, potrzebowałem wody. Woda stała się integralną częścią pomnika. Ciemny odblask na wodzie sprawia, że wygląda ona jak dziura w ziemi. W wodzie odbijają się drzewa, Reichstag i każdy, kto podejdzie bliżej, stając się tym samym częścią pomnika. To dla mnie bardzo ważne. Każdy, kto podejdzie bliżej, przestaje być jedynie obserwatorem i staje się również częścią pomnika. Bardzo ważny jest też kwiat, ponieważ Sinti i Romowie są pochowani… bez grobów, znaków… nie wiadomo gdzie. Może tylko korzenie kwiatów wiedzą. Kwiat znajduje się na trójkącie, będącym reprezentacją trójkąta, jaki musieli oni [romscy więźniowie obozów – SK] nosić

Oba pomniki na swój sposób mówią o winie i wybaczeniu: pomnik borzęciński wstydliwie chowa się w lesie, dając do zrozumienia, że coś w jego historii nie zostało do końca dopowiedziane. Nie zajmuje jednak stanowiska w kwestii tego, czy dopowiedziane zostać powinno. Być może nie: być może prawdę będzie znać tylko las. Z kolei pomnik berliński zmusza nas do refleksji: kiedy podchodzimy bliżej, nasza sylwetka odbija się w tafli wody. Stając się w ten sposób częścią pomnika, zmuszamy się do refleksji – jaka była, mogłaby być lub będzie moja rola w historii, którą pomnik upamiętnia, lub w jej ewentualnych kontynuacjach. Niezależnie jednak od tego, czy wspomnienia rozwieją się, czy też staną się przedmiotem krytycznego obrachunku, konkretność kamienia i utraty, którą symbolizuje, pozostanie niezbywalnym elementem romskiej historii.

Oba pomniki, choć w nieco różny sposób stanowią wyzwanie dla pamięci większościowej. Ich funkcja zbliżona jest więc do idei „Stolpersteine” zaproponowanej przez Guntera Demniga: kamieni upamiętniających ofiary Holokaustu, o które w sensie symbolicznym (choć także czasem dosłownym) możemy się „potknąć” w naszej codziennej aktywności, wpuszczając do niej tym samym refleksję nad czasem przeszłym, będącą zarazem autorefleksją.

Autorefleksja nie zawsze jest przyjemna i często ludzie do niej zmuszani reagują agresją wobec przedmiotów, które ją wywołały. Agresja taka jest czasem agresją zastępczą (lub równoległą do agresji fizycznej), skierowaną wobec grup, które większość odrzuca, wraz z ich pamięcią – nawet jeśli nie zawsze jest to pamięć doznanych krzywd. Jak inaczej tłumaczyć płynące ze strony polityków żądania ustąpienia ze stanowiska dyrektora bukaresztańskiego Narodowego Muzeum Chłopów Rumuńskich, który w 2014 r. wystawił 15 obrazów, przedstawiających słynnych Romów – rumuńskich muzyków? Jak wytłumaczyć przysyłane mu groźby zniszczenia tych obrazów? Najwidoczniej dla miłośników czystej etnicznie „rumuńskości” zagrożenie stanowi koncepcja, w myśl której Rom może być wybitnym rumuńskim muzykiem a jego podobizna w artystycznej formie eksponowana jest w instytucji określającej się jako „narodowa”.

Również pomniki omawiane w tym tekście stały się obiektami agresji. Przy wejściu na teren berlińskiego pomnika 16 października 2015 ktoś wymalował swastykę i umieścił napis: „zagazować na śmierć”. Gorszy los spotkał pomnik borzęciński. W nocy z 21 na 22 kwietnia 2016 został on przewrócony i porąbany siekierami przez nieznanych sprawców. „Wygląda na to, że komuś ten wyraz pamięci się nie spodobał” – jak można było przeczytać w jednej z notatek prasowych. Pewna niezręczność dziennikarska ujawniła tu w niezamierzony sposób polityczną naturę estetyki pamięci: jej związek ze stosunkami władzy i przemocą w relacjach międzygrupowych. Stwierdzenie, że coś się „nie podoba” oznaczać może nie tylko negatywną ocenę estetyczną, lecz także negatywny stosunek do przekazu niesionego przez dany obiekt artystyczny oraz do grupy, której doświadczenie historyczne jest w nim reprezentowane.

Dewastacja borzęcińskiego pomnika wpisuje się zatem w klimat antagonistycznej polityki historycznej, która usiłuje narzucić homogeniczny konsensus, miedzy innymi poprzez wypieranie z krajobrazów pamięci alternatywnych wizji historii. Tym samym polityka historyczna poważnie utrudnia grupom mniejszościowym „kontrolę informacji”, a więc tworzenie ram kulturowych konstytuujących ich pamięć społeczną i umożliwiających jej przekształcenie w pamięć zbiorową. Stwarza przy tym sprzyjający klimat dla aktów przemocy.

Okazuje się zatem, że nawet odludny las na polskiej prowincji może się stać antagonistyczną przestrzenią, w której ktoś za pomocą siekiery likwiduje pamięć pomordowanych ludzi. Umieszczony w tej przestrzeni pomnik stał się, niezależnie od intencji jego autorki, dziełem sztuki krytycznej, odsłaniającym to, co dominujący konsensus stara się ukryć, wyprzeć i usunąć. Stał się też częścią historii, którą opowiadał.

  Zadanie pt. Zagłada Romów w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej:geneza, przebieg, upamiętnienie  – Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego 

Część I. Kwerendy.

Kwerenda z zasobie archiwalnym Geheime Staatspolizei – Staatspolizeistelle Trier

Dzięki wieloletniej znajomości i współpracy przy wielu różnych badawczych projektach z profesorem Uniwersytetu Trewirskiego dr. Thomasem Grotumem uzyskaliśmy zdalny dostęp do bazy danych obejmującej zasób archiwalny Geheime Staatspolizei – Staatspolizeistelle Trier (Tajna Policja Państwowa – Placówka Tajnej Policji Państwowej Trewir). Prace heurystyczne w rzeczonym spuściźnie archiwalnej prowadzone były od 11 do 26 kwietnia 2023 r. (łącznie 120 godzin).

Cel kwerendy: pozyskanie archiwalnych materiałów dla Archiwum Romskiego Instytutu Historycznego odnośnie do losów Romów w dobie nazizmu.

Charakterystyka zasobu: w skład zachowanej masy archiwalnej wchodzą 3532 jednostki archiwalne (około 6000 rekordów w bazie danych). Najliczniej w ponad 80% reprezentowane są dwa typy akt, które pozostawały i pozostają w niezbędne w codziennej pracy policyjnej, a mianowicie kartoteki personalne zatrzymanych i akta personalne aresztantów (2225 kart personalnych i 795 akt personalnych). Pozostała część zasobu to różnego rodzaju rozporządzenia wewnętrzne wymienionej jednostki policyjnej oraz władz zwierzchnich, analizy i oceny sytuacji policyjnej na danym terenie, instrukcje dla personelu, przeglądy trenowych zdarzeń policyjnych, listy gończe dotyczące zbiegów, listy okólne (Rundbriefe) kierowane do podległych jednostek zamiejscowych oraz otrzymywane władz wyższego szczebla. 

Należy zaznaczyć, iż choć badany zasób archiwalny należy zaliczyć materiałowo do dość obszernych, to zapewne posiada znaczne luki. Analiza struktury organizacyjnej Staatspolizeistelle Trier wyraźnie wskazuje, że jej kancelarie wytworzyła o wiele więcej akt aniżeli te, które zachowały się do dzisiaj. 

Niestety w trakcie całego heurystycznego procesy w zachowanej spuściźnie archiwalnej nie znaleziono akt dotyczących losu Romów.

Przeogromny zasób Archiwum ITS – Bad Arolsen powoduje konieczność podzielenia prowadzącej w nim kwerendy na kilka etapów. W ramach obecnie realizowanego projektu zakończono jej pierwszy etap. W trakcie trwających ponad trzy miesiące prac heurystycznych (łącznie ponad 300 godzin) dokonano przeglądu ponad 8 tys. jednostek archiwalnych (około 12000 rekordów w bazach danych). Większość przeglądniętego materiału dotyczyła jednostkowych losów ludzkich w niemieckich obozach koncentracyjnych. Odnośnie do zagadnienia pobytu Romów w obozach pozyskano prawie 2 tys. archiwaliów w postaci elektronicznych kopii (skanów). Kilka   z tych źródeł jako niezwykle istotne ze względów poznawczych zostanie zaprezentowana w części opisowej Raportu.

Podsumowanie prac heurystycznych wykonanych w ramach Projektu

W ciągu realizacji Projektu wykonano gruntowe kwerendy w zasobach następujących archiwów: Instytutu Pamięci Narodowej, Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie, Muzeum Stutthof w Sztutowie, Muzeum Groß-Rosen w Rogoźnicy,  ITS – Bad Arolsen, Gedenkstätte Dachau, Gedenkstätte Buchenwald, Gedenkstätte Mauthausen i Stadtsarchiv Trier. Dzięki tym pracom zostało pozyskane do zasobu archiwalnego Romskiego Instytutu Historycznego 14697 elektronicznych kopii (skanów) przedmiotowych dokumentów. Plon systematycznych prac badawczych w wielu archiwach przyczynił się w ogromnym stopniu do niebywałego zwiększenia zasobu Archiwum Romskiego Instytutu Historycznego. Obecna sytuacja otwiera możliwość kontynuowania rozpoczętej z końcem lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i w pierwszych latach obecnego wieku serii wydawniczej źródeł do dziejów Romów na terenie Polski, ze szczególnym uwzględnieniem ich najczarniejszego okresu związanego z nazizmem i II wojną światową. Na podkreślenie zasługuje niezmiernie istotna sprawa, a mianowicie wprowadzenie tych źródeł do powszechnie dostępnego obiegu naukowego co w konsekwencji przyczyni się do pełniejszego poznania i zrozumienia mechanizmów zbrodniczego planu niemieckiego nazistowskiego państwa wobec romskiej mniejszości. Ponadto ugruntuje to zapewne procesy integracyjne i tożsamościowe romskiej społeczności.

Rekapitulując: pozyskane materiały źródłowe posiada przełomowe znaczenie, gdyż zdecydowana ich większość nie była dotychczas wykorzystywana w badaniach nad prześladowaniami i zagładą Romów w czasie II wojny światowej. Wprowadzenie ich do obiegu naukowego w ramach planowanych przez Centrum Historii i Kultury Romów w Oświęcimiu serii wydawnictw źródeł otwiera możliwości stworzenia nowego wszechstronniejszego i pełniejszego obrazu romskiej zagłady. Możliwości wykorzystania tego materiału zostały zaprezentowane poniżej tylko jako egzemplifikacja.

Na wstępie trzeba zaznaczyć, iż zbrodnie na Romach odbywały się w pełnym majestacie nazistowskiego prawa. Najlepiej o tym świadczy przypadek Władysława Adlera, urodzonego 25 kwietnia 1911 r., z zawodu robotnika. 25 października 1939 r. został aresztowany w Lobsen (Łobeżnicy) jako podejrzany o to, że 3 września 1939 r. w Bydgoszczy postrzelił Niemkę. Sondergericht Bromberg (sąd specjalny w Bydgoszczy) skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok został wykonany w miejscowym więzieniu 13 kwietnia   1940 r. o godzinie 1700

Przez prawie trzydzieści lat utrzymywało się w literaturze przedmiotu przeświadczenie, że pierwszych Ronów osadzono w KL Auschwitz 9 lipca 1941 r. Jednak bardziej dogłębna kwerenda archiwalna dokonana w ramach Projektu pozwoliła na przesunięcie tej daty o czterdzieści dziewięć dni i tak 21 maja 1941 r. pierwszy romski więzień znalazł się w KL Auschwitz. Albert (Adalbert – Wojciech) Majewski, na świat przyszedł 11 kwietnia 1912 r. w Ślemieniu koło Żywca, z zawodu pomocnik kowala, ojciec Jan, matka Maria de domo Pawłowska,  przed aresztowaniem mieszkał w Sporyszu koło Żywca. Do obozu skierowała go Kriminalpolizeistelle Kattowitz, a po przywiezieniu do obozu otrzymał numer więźniarski 15641. 16 lutego 1942 r. przebywał w bl. 23, a następnie z polecenia Schutzhaftlagerführera (kierownika obozu) osadzono go w bunkrze bl. 11. Następnego dnia, tj.17 lutego 1942 r. stwierdzono jego zgon. Ponadto w okresie między 22 maja a 9 lipca 1941 r. znalazło się w KL Auschwitz ośmiu Romów, z których dwóch było obywatelami polskimi, których deportowano do KL Auschwitz 23 maja i 30 czerwca 1941 r. a sześciu obywatelami niemieckimi. Należy zaznaczyć, iż  pięciu z nich 8 lipca   1941 r. do KL Auschwitz transportem zbiorowym skierowała Kriminalpolizeistelle Schwerin:

Ludwik Siwak, urodzony 18 sierpnia 1918 r. w Ufie, matka Zofia Siwak, żona Marianna de domo Malgan, z zawodu muzyk. W okresie międzywojnia i podczas niemieckiej okupacji mieszkał w Kleszczynach koło Suchedniowa. W nieustalonych okolicznościach został aresztowany przez funkcjonariuszy KdS Radom. 23 maja 1941 r. przywieziony do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymał numer więźniarski 15992. 21 października 1941 r. zginął w KL Auschwitz.

Feliks Dytlow, urodzony 14 stycznia 1886 r. w Starej Hucie, koło Garwolina, z zawodu robotnik, ojciec Piotr, matka Rozalia de domo Szczawińska, przed aresztowaniem mieszkał przy ulicy Wolanowskiej 99 w Radomiu. Podczas niemieckiej okupacji w nieustalonych okolicznościach został aresztowany przez funkcjonariuszy KdS Radom i osadzony w miejscowym więzieniu, a następnie 30 czerwca 1941 r.  przywieziony do KL Auschwitz transportem z Radomia, numer więźniarski  17541. 30 sierpnia 1941 r. zginął w KL Auschwitz.

Wilhelm Wetzel – urodzony 3 listopada 1910 r. w Luckenwalde około pięćdziesiąt kilometrów na południe od Berlina, z zawodu cyrkowiec. Prawdopodobnie we wrześniu 1938 r. został aresztowany w akcji przeciwko elementom aspołecznym oraz prowadzącym wędrowny tryb życia i osadzony w więzieniu w Poczdamie. Później przeniesiony do KL Sachsenhausen. 4 lipca 1941 r. przeniesiony do KL Auschwitz z KL Sachsenhausen, gdzie oznaczony numerem więźniarskim 17810. Tutaj został osadzony w bl. 4. 4 lutego 1942 r. z polecenia Schutzhaftlagerführera (kierownika obozu) został osadzony w bunkrze bl. 11, z którego 27 kwietnia 1942 r. został zwolniony. 24 maja 1942 r. zginął w KL Auschwitz.

Emil Böhmer, urodzony 11 czerwca 1899 r. w Kleindröben, Landkreis (powiat), Wittenberg (Wittenberga) Sachsen-Anhalt (Saksonia-Anhalt), z zawodu robotnik, ojciec Filip, matka Maria de domo Krause, żona Maria Wagner, przed aresztowaniem mieszkał  Alt Schlosen Landkreis (powiat) Waren, Meklemburg (Meklemburgia). W nieustalonych okolicznościach został aresztowany i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17847. Przez cały czas pobytu w obozie był osadzony w bl. 4. 25 stycznia 1942 r. zginął w KL Auschwitz.

Friedrich Wilhelm Rose, urodzony 27 kwietnia 1896 r. w Berzdorf (Bartoszówek) Kreisland (powiat) Schweidenitz (Świdnica), z zawodu robotnik, ojciec Gustav, matka Franciska de domo Gasterakin, żona  Anna de domo Wagner, przed aresztowaniem mieszkał w Satow, Landkreis Waren Meklemburg (Meklemburgia). W nieustalonych okolicznościach został aresztowany i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17848. 8 listopada 1941 r. zginął w KL Auschwitz.

Gottlieb Wagner, urodzony 5 czerwca 1918 r. w Breslau (Wrocław), z zawodu robotnik (palacz), ojciec August, matka Theresia de domo Weinrich, żona Hedwig de domo Böhmer, przed aresztowaniem mieszkał w Neu-Gaarz, Kreis Waren. W nieustalonych okolicznościach aresztowany przez Kriminalpolizeistelle Schwerin i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, numer więźniarski 17850. Przez pewien okres osadzony w bl. 4 w KL Auschwitz I. 27 lutego 1942 r. zginął w KL Auschwitz.

Gustav Wagner urodzony 27 października 1902 r. w Breslau (Wrocław), robotnik rolny. 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17851. Z początkiem października 1941 r. znalazł się w stanie chorych w HKB (szpital więźniarski) bl. 21. 9 października 1941 r. zginął w KL Auschwitz.                

W trakcie kwerendy w zespole SS-Hygiene Institut Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu natrafiono na szczególnych dokument, a mianowicie wykaz osiemdziesięciu dziewięciu więźniarek romskiego pochodzenia prowadzonych w ogólnej serii numerów, które 10 kwietnia były osadzone w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów) w FKL (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau. Cztery z nich odbyły szczególnego rodzaju peregrynację w obrębie systemu niemieckich obozów koncentracyjnych:

Anna Siwak, urodzona 3 marca 1897 r. w Chyrowej (od 1968 r. Hyrowa), powiat Jasło. Do wybuchu II wojny światowej mieszkała w rodzinnej miejscowości. Podczas niemieckiej okupacji 17 stycznia 1943 r. w akcji represyjnej przeciwko Romom została aresztowana w  miejscu zamieszkania przez funkcjonariuszy KdS Krakau Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i  osadzona w więzieniach najpierw w Jaśle, później w Tarnowie. 16 lutego 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem Tarnów – Kraków. W obozie została oznaczona numerem więźniarskim 35863.  Po przywiezieniu osadzona na odcinku B.Ia (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) w KL Auschwitz II – Birkenau.  Tam pracowała w różnych komandach (więźniarskich drużynach roboczych), m. in. od 12 grudnia 1943 r. do 1 marca 1944 r w Kanalisationskommando. Wówczas była osadzona w bl. 21a na odcinku B.I.b. 10 kwietnia 1944 r. przebywała w bl. 1a (Zigeunerblock – blok dla Cyganów) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II -Birkenau. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 36041. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28711. Później osadzona w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r, w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 35863. Z kolei 29 października 1944 r. została ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80747. W ostatniej fazie II wojny światowe wyzwolona przez żołnierz US-Army w trakcie marszu ewakuacyjnego. Po wojnie w latach sześćdziesiątych mieszkała w Kamiennej Górze.

Maria Siwak, urodzona 21 lipca 1921 r. w Łazach Dębowieckich, powiat Jasło. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkała w rodzinnej miejscowości.  Podczas niemieckiej okupacji w styczniu 1943 r. w akcji represyjnej przeciwko Romom została aresztowana w  miejscu zamieszkania przez funkcjonariuszy KdS Krakau Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i  osadzona w więzieniach najpierw w Jaśle, później w Tarnowie. 16 lutego 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem Tarnów – Kraków. W obozie została oznaczona numerem więźniarskim 35864.  Po przywiezieniu osadzona na odcinku B.Ia (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) w KL Auschwitz II – Birkenau.  Tam pracowała w różnych komandach (więźniarskich drużynach roboczych), m. in. w Straβenbaukommando (budowa dróg obozowych). Wówczas była osadzona w bl. 18bna odcinku B.I.b  w KL Auschwitz II – Birkenau. 10 kwietnia 1944 r. przebywała w bl. 1a (Zigeunerblock – blok dla Cyganów). 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 36038. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28710. Później osadzona w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r, w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 35864. Z kolei 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80746.W ostatniej fazie II wojny światowe wyzwolona przez żołnierzy US-Army w trakcie marszu ewakuacyjnego. Po wojnie w latach sześćdziesiątych mieszkała w Kamiennej Górze.

Wiktoria Brzezińska, urodzona w marcu 1913 r. w Kleczewie koło Bełchatowa. Podczas niemieckiej okupacji mieszkała przy ulicy Sulejowskiej 13 w Piotrkowie Trybunalskim. Tam w nieustalonych okolicznościach jako Arbeitsscheu (uchylająca się od pracy) została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom Auβendienststelle Petrrikau (Piotrków Trybunalski) i osadzona w miejscowym więzieniu. 3 czerwca 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymała numer więźniarski 45764. Po przywiezieniu osadzona w FKL (Frauenkonzentrationslager obóz dla kobiet) na odcinku B.I.a w KL Auschwitz II – Birkenau. Tam była przez pewien czas zatrudniona  w Kommando Nr. 18. Później jako chora na świerzb skierowana do HKB (szpital dla więźniów) bl. 3a. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów)na odcinku B.Ib. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem 35688. 21 sierpnia 1944 r. została przeniesiona do KL Buchenwald -Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28233. Po czym do 7 września 1944r. osadzona        w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a później w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r. i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 45764. Prawdopodobnie 29 października 1944 r. ponownie przeniesiona do KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.  

Bronisława Pawłowska (de domo Dytlow), urodzona 10. sierpnia 1923 r. w Sochaczewie. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkała w Kielcach, a w trakcie niemieckiej okupacji przy ulicy Wolskiej 118 w Warszawie. We wrześniu 1943 r. w nieustalonych okolicznościach jak Arbeitsschue (uchylająca się od pracy) została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom Auβendienststelle Kielce i osadzona w miejscowym więzieniu. 2 października 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymała numer więźniarskim 63881. Następnie osadzona w FKL (Frauenkonzentrationslager obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1 Zigeunerblock (blok dla Cyganów). 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 40326. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben, a później w KL Buchenwald – Hasag Altenburg. Tam miała numer więźniarski 28236. Z kolei 7 września 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 63881. Natomiast 29 października 1944 r. przeniesiona na powrót  do KL Ravensbrück. Tam oznaczona numerem więźniarskim 80717. W ostatniej fazie II wojny światowej zbiegła z kolumny ewakuacyjnej w okolicach Hamburga. Po wojnie powróciła do Polski. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku mieszkała przy ulicy Sosnowej 1 w Mławie. 

Natomiast jedna z omawianego wykazu więźniarek podjęła skuteczną ucieczkę z obozu, a była nią Zofia Kwiatkowska (po mężu Jodłowska), urodzona 4 lutego 1924 r. w Kijowie (względnie 15 maja 1929 r. w Częstochowie), ojciec Józef, matka Ewa de domo Wiśniewska. Podczas niemieckiej okupacji ukrywała się po wsiach i lasach w okolicy Kielc. Tam z końcem sierpnia 1943 r. nieustalonych została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom (w przypadkowej obławie przeprowadzonej przez niemiecką żandarmerię). 2 października 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia i otrzymała numer więźniarski 63836. Następnie osadzono ją w FKL (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau, gdzie znalazła się w bl. 2a. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów) na odcinku B.I.b. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim  35856. 21 sierpnia 1944 r. przeniesiono ją do KL Buchenwald – Hasag Altenburg. Tam miała numer więźniarski 22602. Z kolei od 7 września 1944 r. przebywała w KL Buchenwald – Hasag Taucha. Z tego podobozu zbiegła 22 listopada 1944 r. i szczęśliwie doczekała zakończenia II wojny światowej. Po wojnie powróciła do Polski. Do listopada 1998 r. mieszkała przy ulicy 1. Maja 35 m.5 w Opolu.

Inne więźniarki, których indywidualne losy udało się ustalić, to:

Rosa Pfeiffer, urodzona 15 marca 1922 r. w Neustift, matka Amalia Pfeiffer. Do wiosny 1939 r. mieszkała w rodzinnej miejscowości. Tam została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1782. 21 sierpnia 1944 r. przeniesiono ją do KL Buchenwald – Hasag Altenburg, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28917. Natomiast 7 września 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. Z kolei 29 października 1944 r. ponownie przeniesiona do KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80724. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.

Therese Pfeiffer, urodzona 28 września 1922 r. w Edtliz-Krimmenstein, ojciec Raphael, matka Maria de domo Berstein. W okresie międzywojennym nie posiadała stałego miejsca zamieszkania. Wiosną 1939 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu  Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1537. 21 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28677. Następnie znalazła się w KL Buchenwald -Hasag Altenburg a od 7 września w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.

Aloisia Rehberger, urodzona w 1919 r. w Hortenschlag, ojciec Franz Walter zamieszkały w Kapelln. W okresie międzywojennym nie posiadała stałego miejsca zamieszkania. Wiosną 1939 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu  Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1552. 21 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28502. Następnie znalazła się w KL Buchenwald -Hasag Altenburg a od 7 września w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone

Helene Petermann, urodzona w 1902 r. w Lewau. W okresie międzywojennym mieszkała w Ostrosnitz (w latach 1938 – 1945 Schneidenburg) obecna nazwa miejscowa Ostrożnica, gmina Pawłowiczki, powiat Kędzierzyn – Koźle, z zawodu tancerka. W lecie 1940 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Breslau (Wrocław) jako Arbeitsschue Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka)i osadzona w miejscowym więzieniu. 7 września 1940 r. skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Breslau do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 4534. Od 30 listopada 1943 r. do 24 marca 1944 r. przebywała w KL Ravensbrück – Barth. Następnie 21 sierpnia 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Hasag Altenburg, gdzie była oznaczona numerem więźniarski 28217. Po czym 7 września znalazła się w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. skierowana transportem do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. Natomiast 29 października powtórnie przeniesiona do KL Ravensbrück i oznaczona numerem więźniarskim 80718. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.

Maria Steinbach (de domo Reihardt), urodzona 27 lipca 1891 r. w Oberbach, z zawodu robotnica rolna. W okresie międzywojennym mieszkała przy Schmaler Weg 1 w Harbaorn, Kreis (powiat) Dill. Prawdopodobnie na przełomie lutego i marca 1942 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Frankfurt am Main jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 14 marca 1943 r. skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Frankfurt am Main do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 9812. 19 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28546. Później przebywała w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r. w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października znalazła się w KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone 

Niezwykle ważnym osiągnięciem zespolonej kwerendy w archiwach Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i ITS – Bad Arolsen pozostaje ustalenie dokładnej liczby Romów deportowanych do KL Auschwitz od 21 maja 1941 r. do 26 lutego 1943 r., tj. od osadzenie pierwszego romskiego więźnia do momentu utworzenia Zigeunerfamilienlager. Nie był to jedyny wynik wspomnianych prac badawczych. Za duży sukces należy uznać pozyskanie obszernych materiałów źródłowych odnoszących się do ponad czterystu jednostkowych losów ludzkich, który w wymienionym okresie zostali osadzeni w obozie.  

Masowa zagłada Romów realizowana była w znacznym rozproszeniu przestrzennym głównie przez lokalne niemieckie władze okupacyjne i podległe  im właściwe jednostki policyjne, stąd jej trybem pozostawały głównie egzekucje przez rozstrzelanie. Dotychczas ustalono prawie sto osiemdziesiąt miejsc na polskich ziemiach, w których spoczywają szczątki pomordowanych. Nie sposób jest podać pełnej liczby ofiar tych rozstrzeliwań, a nawet przeprowadzenie szacunków może okazać się bardzo problematyczne. Oczywiście ustalone do tej pory miejsca kaźni nie zamykają ostatecznej listy takich miejsc. W skutek przeprowadzonych prac poszukiwawczych można ją znacznie poszerzyć i w ramach egzemplifikacji można tutaj przytoczyć kilka przykładów, które nie były znane historykom.

Najwcześniejsze na terenie Bieszczad takie wydarzenie miało miejsce w jesieni 1941 r. w miejscowości Szczawne, powiat Sanok. Funkcjonariusze Ordnungspolizei z Zagórza otoczyli znajdujące się tam trzy domy Romów, a następnie zastrzelili trzydzieści siedem osób i spalili te zabudowania. W tej grupie znajdowało się dziesięciu mężczyzn, dwadzieścia kobiet i siedmioro dzieci. Ponadto w Szczawnem w niewielkim odstępie czasu miała miejsce druga egzekucja, w której rozstrzelano pięciu Romów. W jej trakcie jeden ze straconych został tylko postrzelony i niedobity przez niemieckich policjantów, dlatego przeżył

26 sierpnia 1942 r. wczesnym ranem w Czarnem, gmina Śnietnica, powiat Gorlice funkcjonariusze ukraińskiej policji pomocniczej z posterunków w Śnietnicy i Uścia Gorlickiego otoczyli zabudowania, w których mieszkali Romowie i wywlekli z nich czternaście osób, tj. trzech mężczyzn, trzy kobiety i ośmioro dzieci. Następnie odprowadzili je do pobliskiego lasu i tam zastrzelili. W tym przypadku udało się ustalić cztery imiona i nazwiska ofiar, a mianowicie Mikołaj Bladycz – lat około czterdziestu, Ulinka Bladycz – lat około czterdziestu, Szymon Siwak – lat około sześćdziesiąt, Waleria Siwak – lat około czterdziestu.

W drugie połowie lipca 1943 r. w przysiółku Skałka nad Ropą we wsi Kobylanka w powiecie Gorlice funkcjonariusze Ordnungspolizei z Gorlic otoczyli koczujący tabor a następnie dokonali egzekucji przez rozstrzelanie czternastu Romów w tym trójki dzieci. W tym przypadku zdołano ustalić nazwiska kilku ofiar, a mianowicie: Józefa Siwaka, Bronisławy Siwak, Katarzyny Siwak, Juli Siwak, Bolesława Dyląga i Józefy Dyląg. Ponadto w tej miejscowości na uboczu znajdowały się zabudowania, w których mieszkały trzy rodziny romskie, łącznie dwadzieścia osób. We wczesnym okresie okupacji (data nieustalona) wszyscy zostali rozstrzelani przez funkcjonariuszy Ordnungspolizei z Gorlic, a zabudowania spalono.

W przeddzień Zielonych Świątek 12 czerwca 1943 r. koczujący w lesie pomiędzy Gertrudowem a Wąglinem koło Radomska tabor został otoczony przez niemiecką żandarmerię. Następnie wszystkich znajdujących się tam Romów mężczyzn, kobiety i dzieci w liczbie pięćdziesięciu ośmiu wystrzelano z broni automatycznej. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jeden spośród członków taboru ocalał. Józef Kamiński, urodzony 20 marca 1876 r. w Połańcu, ojciec Mikołaj, matka Zuzanna de domo Sadowska, z zawodu robotnik. Podczas II wojny światowej ukrywał się z taborem w radomszczańskich lasach. W dniu egzekucji wyruszył po zaopatrzenie w żywność, dlatego zdołał się uratować z masakry. Z jego zeznań wynika, iż wystrzelanie członków jego rodziny nastąpiło w skutek denuncjacji jego współziomków. Po zakończeniu wojny mieszkał przy ulicy Brackiej 51 w Gorzowie Wielkopolskim.

  Również całe Podlasie zostało naznaczone miejscami, w który dokonywały się zbrodnie popełniane na Romach. W lipcu 1942 r. do wsi Sitnik koło Białej Podlaskiej pod konwojem funkcjonariuszy Ordnungspolizei doprowadzono schwytanych w okolicy szesnastu Romów (dziewięciu mężczyzn, cztery kobiety i troje dzieci. Za stodołą, w obejściu Stefana Szyca kobiety i dzieci oddzielono od mężczyzn, których odprowadzono do pobliskiego lasu, gdzie ich rozstrzelano. Następnie niemieccy policjanci wrócili i dokonali egzekucji kobiet i dzieci za stodołą należącą do Stefana Szyca. Zwłoki wszystkich zamordowanych pogrzebali mieszkańcy Sitnika w lesie Bogonica.

Ten katalog zbrodni należy zakończyć szczególną egzekucją. Wiosną lub wczesnym latem 1944 r., liczącą około tysiąca mieszkańców wieś Terło (dzieliła się na dwie części Terło Rustykalne                i Terło Szlacheckie), nazwa ukraińska Tepпo, została otoczona przez oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Następnie rozpoczęło się systematyczne mordowanie Polaków                   i Romów, którzy się tam ukrywali. Liczba ofiar nie jest znana i tylko bardzo nielicznym udało się ocalić życie  

Z wytworzonego przez urząd Kommandeur der Sicherheitspolizei und Sicherheitsdienstes für den Distrikt Krakau materiału aktowego zachowała bardzo znikoma część, w której brak informacji odnoście do sytuacji Romów na terenie działania tej jednostki policyjnej. Natomiast na podstawie kompilacji kwerend w innych zasobach archiwalnych udało się ustalić okoliczności przebiegu prześladowań i eksterminacji romskiej ludności. Z początkiem stycznia 1943 r. w kierownictwie urzędu Kommandeur der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes für den Distrikt Krakau zapadła decyzja o jej podjęciu. Bez wątpienia odbyło się to na osi służbowej pomiędzy szefem KdS Krakau i kierownikiem Oddziału tego Urzędu, tj. Kriminalpolizeistelle (policja kryminalna). Następnie wypracowano właściwe rozwiązania operacyjne i stosowne rozkazy dla poszczególnych zamiejscowych jednostek policyjnych, tj. Grenzpolizeikommissariat Zakopane, Außendienststelle Tarnow, Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez (Nowy Sącz), Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok), do których należało przygotowanie rozwiązań logistycznych i sprawne przeprowadzenie operacji aresztowań. Należy uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie zostały te aresztowania dokonane właśnie na tym terenie. W tym przypadku wszelkie zależności ideologiczne pozostawały w cieniu. Natomiast liczyło się rozwiązanie pragmatyczne, uwarukowane sytuacją na ternie Distrikt Krakau, a mianowicie Podhale, Beskid Wyspowy, Beskid Niski i Bieszczady stanowiły obszar zamieszkały przez liczą grupę osiadłych Romów i to stanowiło główny powód. Akcja represyjna została rozpoczęta po 15 a najprawdopodobniej 17 stycznia 1943 r. Najpierw do działania przystąpiły policyjne jednostki w zachodniej i środkowej części dystryktu, czyli Grenzpolizeikommissariat Zakopane, Außendienststelle Tarnow i Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez (Nowy Sącz). Jej trwanie ograniczyło się do trzech lub czterech dni. Po krótkiej przerwie pomiędzy 25 a 30 stycznia 1943 r. ponowiona ona została na wschodzie dystryktu, a prowadziły ją Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok). Techniczna strona sprawnych aresztowań przypadła lokalnym siłom Ordnungspolizei, które działały pod nadzorem urzędników Kriminalpolizei. Jej wsparcie stanowili w pierwszej części akcji przedstawiciele policji granatowej, a w drugiej ukraińskiej policji pomocniczej oraz w ograniczonym zakresie policji granatowej. Początkowo aresztantów umieszczano w lokalnych więzieniach. Największa liczba aresztowanych siedemdziesięciu czterech, przypadła na Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez Nowy Sącz), następna jednostka to Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) – trzydziestu trzech, Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok) – dziewiętnastu, Grenzpolizeikommissariat Zakopane -szesnastu, Außendienststelle Tarnow – pięciu. W osiemnastu przypadkach nie mamy możliwości źródłowych, która z jednostek dokonała aresztowania. Następnie byli kierowani do dwóch więzień zbiorczych w Tarnowie i Krakowie przy ulicy Montelupich, a ostatni etap stanowił KL Auschwitz, do którego przywieziono ich transportami z więzień w Tarnowie i Krakowie 28 stycznia 1943 r.       i 16 lutego 1943 r. Pierwszym z transportów liczył tysiąc dziewięciuset dziewięćdziesięciu więźniów (mężczyzn i kobiet), w którym przygniatającą większość stanowili Polacy oraz Polki, którzy znaleźni się tam z różnych przyczyn i nie zawsze była to działalność w konspiracji. Ponadto tym transportem przywieziono też trzech polskich Żydów. W drugim deportowano do KL Auschwitz tysiąc dwieście osiemdziesiąt dwie osoby (mężczyzn i kobiet). Podobnie zdecydowaną większość z nich stanowili Polacy aresztowani w różnych akcjach represyjnych we wschodnich powiatach Małopolski,                 a ponadto znaczna grupa Żydów deportowanych ze względów rasowych. Również nim przywieziono kilkunastu Ukraińców oraz  Łemków. W obydwu tych transportach znalazło się sto sześćdziesięciu pięciu Romów (czterdziestu siedmiu mężczyzn i sto osiemnaście kobiet).                   W pierwszym transporcie przywieziono ich siedemdziesięciu dziewięciu (szesnastu mężczyzn i sześćdziesiąt dwie kobiety), a w drugim osiemdziesięciu sześciu (trzydziestu jeden mężczyzn i pięćdziesiąt pięć kobiet). Zapewne nie była to pełna liczba romskich więźniów przywiezionych tymi transportami do KL Auschwitz, lecz dotyczy ona tych wszystkich, którzy zostali poświadczeni w zachowanej poobozowej spuściźnie aktowej. Należy zauważyć, że dla znacznie więcej niż połowy w tym przypadku deportowanych nie posiadamy żadnego poświadczenia źródłowego. Ze znajomości procedur stosowanych przy przyjmowaniu i rejestracji nowych  więźniów w KL Auschwitz można szacować, iż transportami z 28 stycznia i 16 lutego 1943 r. skierowano do obozu od stu osiemdziesięciu do dwustu romskich więźniów. Opisana akcja represyjna może stanowić cezurę pomiędzy drugą a trzecią fazą masowej zagłady Romów w okresie nazizmu. Po niej rozpoczął się czas Zigeunerfamilienlager na terenie odcinka B.II.e w KL Auschwitz II – Birkenau. Nie oznacz to, iż wcześniej stosowane formy eksterminacji przestały działać. Wręcz przeciwnie były one z żelazną konsekwencją w dalszym ciągu stosowane.    

Na zakończenie tej części Raportu należy przywołać jeszcze jeden fakt stanowiący novum w badaniach nad deportacją Romów do KL Stutthof. W obiegu naukowym egzystuje od prawie ćwierćwiecza źródłowy artykuł dotyczący tego zagadnienia, który w świetle pozyskanej obecnie wiedzy, będącej pokłosiem pracy heurystycznej związanej z realizacją rzeczonego Projektu należy poważnie skorygować. Podana w nim liczba romskich więźniów KL Stutthof wymaga znacznego zwiększenia do pięćdziesięciu siedmiu. Autor po prostu nie dotarł do listy transportowej Kommandeur der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes Kauen (Kowno) z 7 września 1944 r., na której figurują dane dwudziestu jeden więźniarek pochodzenia romskiego.  

W ramach prac terenowych naszym celem było głównie zdobycie dokumentacji fotograficznej miejsc pamięci związanych z zagładą Romów, znajdujących się obecnie na terenie województwa lubelskiego (Ułęż), mazowieckiego (Nur, Zaręby Kościelne, Jadów) i podkarpackiego (Lubaczów), a także przeprowadzenie rozmów z okolicznymi mieszkańcami celem zbadania, czy pamięć zagłady Romów w jakikolwiek sposób istniej wśród lokalnych społeczności. Niestety, nasze wnioski w tej ostatniej kwestii są raczej pesymistyczne, nadal też nie udało się rozwikłać niektórych zagadek związanych z egzekucjami Romów poza gettami i obozami.

Ułęż.

Zbrodnie popełnione na Romach na terenie dawnego województwa warszawskiego przyjmowały zdaniem Jerzego Ficowskiego dwojaką postać. Romowie znajdujący się na jego terenie byli zamykani w getcie warszawskim skąd wywożono ich do obozu zagłady w Treblince, a także w doraźnych egzekucjach na terenie całego województwa. Można do tego dodać jeszcze Romów, którzy byli osadzeni w Karnym Obozie Pracy w Treblince (tzw. Treblinka I) i ginęli tam w czasie egzekucji lub z powodu chorób i nieludzkich warunków. „Zsyłka do getta – pisze Ficowski – była prowadzona od 1941 roku, natomiast egzekucje Cyganów na miejscu ich wytropienia i ujęcia rozpoczęły się w roku 1942 i dotyczyły uciekinierów z gett i obozów oraz tych, którzy wbrew rozporządzeniom nakazującym przesiedlenie się do gett przebywali jawnie lub w ukryciu na wolności”. Ta zbieżność dat pozwala na wysunięcie hipotezy o związku zbrodni popełnionych na Romach w Generalnym Gubernatorstwie z tzw. „Akcją Reinhard”, a więc z planową eksterminacją polskich Żydów.

W miejscowości Ułęż (obecnie wieś w woj. lubelskim, powiat rycki) i w okolicy doszło do przynajmniej dwóch egzekucji Romów, których okoliczności nie zostały do końca wyjaśnione. W 1941 żandarmi niemieccy zastrzelili 16 Romów: 8 mężczyzn, 3 kobiety oraz 5 dzieci. Zwłoki zakopano w miejscu egzekucji. W maju lub październiku 1942 (opracowania podają różne daty) tabor romski rozbił obóz w Nowodworze niedaleko Ułęża. (po lewej stronie cmentarz jadąc w kierunku Grabowa). Podobno byli to Romowie z getta w Mińsku Mazowieckim, wypuszczeni przez Niemców z niewiadomych powodów (spekuluje się, że mieli odwiedzać koszary i grać dla niemieckich żołnierzy), do których po drodze dołączali inni Romowie. 

Łowili ryby w pobliskim prywatnym stawie by zdobyć żywność. Ktoś z okolicznych mieszkańców doniósł tym Niemcom, którzy wywieźli wszystkich Romów na teren lotniska w Ułężu, gdzie zmuszono ich do kopania dołów za znajdującym się tam hangarem. Egzekucji dokonał podobno oddział SS (według innych źródeł nie ma co do tego pewności), który przybył z Dęblina. Romom kazano rozebrać się i uciekać w stronę lasu, po czym Niemcy otworzyli do nich ogień karabinów maszynowych. Ich zwłoki pochowane zostały w wykopanych przez nich dołach. Ogółem zginęło 25 Romów – 8 mężczyzn, 10 kobiet i 7 dzieci. Według niektórych opracowań ocalała jedna osoba – mała dziewczynka. Ucieczka nie powiodła się natomiast kilkunastoletniemu chłopcu, który został najpierw postrzelony a następnie dobity przez polskiego granatowego policjanta, który uczestniczył w egzekucji.

Liczba ofiar nie jest jednak do końca jasna. Przedstawione powyżej szacunki zgadzają się z ustaleniami IPN opartymi na danych dawnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Z kolei prezes lokalnego stowarzyszenia Romów Tadeusz Winczewski uważa, że mogło to być nawet 150 osób. Niektórzy świadkowie wspominali też Winczewskiemu, że egzekucja byłą jedna i odbyła się wiosną 1940.

Miejsce egzekucji zostało przez okolicznych Romów oznaczone później (jeszcze w czasie okupacji) brzozowym krzyżem, a 27 października 2009 postawiony tam został pomnik. Jego autorami są Teresa i Tadeusz Zomerowie. Jak podaje strona internetowa projektu Na Bister prowadzonego przez Tarnowskie Muzeum Okręgowe i Adama Bartosza wraz z Natalią Gancarz, w uroczystości odsłonięcia pomnika udział wzięli przedstawiciele władz państwowych (z Kancelarii Prezydenta RP), samorządowych (wojewoda lubelski) i kościelnych (biskup diecezji lubelskiej). Na płycie będącej fragmentem pomnika znajduje się dwujęzyczny napis: po polsku i w języku romskim:

W tym miejscu / hitlerowscy oprawcy dokonali / zbiorowej egzekucji na Romach. / Zginęli oni – mężczyźni kobiety i dzieci / tylko dlatego, że urodzili sie Romami.

Dre dawa śteto sasytka chyria manusia / kerde baro zamarybenpe Romende. / Ćine one zamarde murśa dziuwla i ćchawore – / dałeske kaj łocine Romenca.

Obok pomnika znajduje się kamień z następującym napisem:

Pomnik ten upamiętnia / zbrodnie, jakie naziści niemieccy dokonali na Romach na terenie / Lubelszczyzny podczas II wojny światowej. (Zobacz dokumentację fotograficzną)

Nur. Wieś w województwie mazowieckim, powiat ostrowski.

Na terenie powiatu Ostrów Mazowiecka systematyczne prześladowania Romów rozpoczęły się wiosną 1942, wraz z wydaniem przez starostę powiatu, Valentina rozporządzenia nakazującego umieszczanie Romów w gettach i obozach pracy. Podobne rozporządzenie wydał w tym samym czasie starosta powiatu warszawskiego, Ruprecht. Rozporządzenia doprowadziły do osadzenia ludności romskiej w szeregu gett omawianych regionów. W getcie radomskim pierwsze grupy Romów pojawiły się wiosną 1942, a w lecie tego roku w getcie w Jadowie pojawiła się grupa Romów, w skład której wchodziło bardzo wiele dzieci. Pewna liczba członków tej grupy została przez Niemców rozstrzelana. Później do getta przybyła druga grupa Romów, którzy nie zostali wpuszczeni na teren getta lecz rozstrzelani w jego pobliżu. Jerzy Ficowski tak opisuje te tragiczne wydarzenia: „w Jadowie spędzono Cyganów z okolicy, umieszczono w miejscowej synagodze, poczem wszystkich mężczyzn rozstrzelano. Kobietom z dziećmi udało się uciec nocą do Karczewa, gdzie wkrótce także policja niemiecka przystąpiła do zabijania Cyganów, wyrzucając dzieci z okien na bruk. Cyganie byli zaopatrzeni w krótką broń i ostrzeliwali się żandarmerii, prowadząc bitwę do ostatniego naboju. Jedynie paru osobom udało się zbiec”.

Jednakże większość Romów przebywających na terenie powiatu Ostrów Mazowiecka została zamordowana w egzekucjach poza gettami czy obozami. Jedną z takich egzekucji, których kulminacja nastąpiła między latem 1943 a zimą 1944, była zbrodnia popełniona przez Niemców w Nurze w lecie 1943 lub w październiku tegoż roku. Duże rozbieżności występują też jeśli idzie o liczbę ofiar. Według jednego z opracowań było to „80 rodzin”, według Kaszycy – „ok. 100 osób”, a według zeznania przechowywanego w Oddziałowym Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku – „30 osób”. Jedno z opracowań podaje dokładny opis tej zbrodni: Romów „wpędzono do Bugu pod pozorem przeprawy na drugi brzeg. Do zanurzonej w wodzie ludności posypały się serie z karabinów maszynowych, ustawionych wzdłuż obu brzegów rzeki, tzn. od strony Nura (prawy brzeg) oraz miejscowości Łęg Nurski (lewy brzeg)”. Opis ten znalazł częściowe potwierdzenie podczas naszej wizyty w Nurze i rozmów z miejscową ludnością, która słyszała o zbrodni  od swoich rodziców i dziadków. Jest to jednakże opis topograficznie nieścisły. Wracając do rozmów z mieszkańcami Nura: widoczna była wśród nich chęć upamiętnienia zbrodni popełnionej w ich miejscowości, znaleźli już nawet miejsce, w którym takie upamiętnienie mogłoby zostać umieszczone. Stowarzyszenie Romów w Polsce pozostaje w kontakcie z miejscowymi inicjatorami upamiętnienia i będzie podejmować wspólne starania w celu jego realizacji. Wymagać to będzie jednak dokładniejszych ustaleń dotyczących przebiegu zbrodni i liczby ofiar. 

Zaręby Kościelne, powiat Ostrów Mazowiecka.

Najwięcej kontrowersji i niejasności dotyczy zbrodni w Zarębach Kościelnych, co jest o tyle dziwne, że może tu chodzić o jedną z największych egzekucji Romów dokonanych w okupowanej Polsce. Jej ofiarami, według Ficowskiego byli Romowie przebywający zimą 1943 w lasach leśnictwa Orło koło Małkini. Było to duże skupisko, liczące wg. Ficowskiego ok. 300 rodzin: „Po ich wykryciu Niemcy wymordowali na miejscu przede wszystkim dzieci, a tłum pozostałych pędzili, strzelając i szczując psami do Bugu pokrytego wówczas cienkim lodem, który załamywał się i Cyganie natychmiast tonęli. Ich oprawcami byli funkcjonariusze z pobliskiej Treblinki”. 

Zapis Ficowskiego był najwyraźniej źródłem informacji dla Kaszycy, który również datuje zbrodnię na zimę 1943, podaje, że jej ofiarami było ok. 300 rodzin („80-100 wozów cygańskich”), zaś sprawcami zbrodni była żandarmeria i prawdopodobnie (autor daje znak zapytania) strażnicy z Treblinki. Sam opis zbrodni jest podobny do zamieszczonego powyżej, z tym że Kaszyca dodaje, że ofiary zostały pochowane w masowym grobie na miejscu zbrodni. Podczas pobytu w Zarębach Kościelnych nie udało nam się znaleźć żadnych śladów takiego grobu. 

Wreszcie cytowana już anonimowa notatka na temat zbrodni w powiecie Ostrów Mazowiecka powtarza informacje o zbrodni nad Bugiem, ale datuje ją na zimę 1944. Wspomina też drugą egzekucję w Zarębach Kościelnych (o której nie ma mowy u Ficowskiego i Kaszycy), która miała zostać dokonana w tym samym okresie, co pierwsza, nieopodal stacji kolejowej Zaręby Kościelne. Była to podobno duża grupa Romów schwytanych na terenie Okręgu Białostockiego. Podczas pobytu na miejscu nie stwierdziliśmy żadnych śladów tej zbrodni w okolicach wspomnianej stacji kolejowej. Co interesujące, rozmowy z miejscową ludnością i lokalnymi władzami nie przyniosły żadnych informacji. Wygląda na to, że nikt w Zarębach Kościelnych nic nie wie o wspomnianych egzekucjach, a pamięć o nich nie zachowała się w przekazach rodzinnych. Jest to zastanawiające, zwłaszcza biorąc pod uwagę dużą liczbę ofiar. Z drugiej strony, zarówno miejsce egzekucji nad Bugiem, jak i stacja kolejowa znajdują się w dużej odległości od centrum miasteczka, na terenach w niewielkim stopniu zamieszkanych, co mogło przyczynić się do wymazania ich z lokalnej pamięci.

Lubaczów.

Ostatnim miejscem odwiedzonym podczas badań terenowych w 2023 był Lubaczów, miasto znajdujące się obecnie w województwie podkarpackim, w czasie okupacji w części Generalnego Gubernatorstwa znajdującej się w województwie lwowskim. Informacje na temat egzekucji Romów w rejonie Lubaczowa są bardzo skąpe i niejasne. Amerykańska encyklopedia obozów i gett podaje, że w marcu 1942 stu Romów i siedmiu Żydów zostało zamordowanych w leżącym w pobliżu Lubaczowa lesie Bałaj (chodzi o las Bałaje). Taka informacja zawarta jest również w opracowaniu Kaszycy, z tym że wg. niego zbrodnia ta dokonana została w miejscowości Baczów położonej w okręgu Lubaczów. Jest to albo pomyłka, albo odwołanie do jakiegoś wcześniejszego podziału topograficznego. Obecnie las Bałaje znajduje się w granicach administracyjnych miasta. Kaszyca nie podaje daty tej zbrodni, pisze natomiast, że dokonało jej Gestapo z Rawy Ruskiej (co byłoby dziwne, gdyż Gestapo rzadko uczestniczyło w egzekucjach Romów, chyba, że byli to niemieccy Sinti/Romowie deportowani do okupowanej Polski). Kaszyca podaje również, że ofiary zostały pochowane na miejscu zbrodni. Miejscowi pasjonaci lokalnej historii z Muzeum Kresów w Lubaczowie twierdzą, że są w stanie zlokalizować to miejsce, co ma znaczenie w kontekście planów upamiętniających. Stowarzyszenie Romów w Polsce nosi się bowiem z zamiarem upamiętnienia miejsc pamięci w Lubaczowie i okolicach i jest w tej kwestii wspierane przez władze lokalne w osobie starosty Powiatowego p. Zenona Swatka, z zawodu historyka.

Encyklopedia obozów i gett wspomina również o drugiej egzekucji w lesie w okolicach Lubaczowa, w której pod koniec 1942 miały zginąć „setki Romów” oraz pewna liczba Żydów, których zadaniem było wykopanie grobu dla ofiar. Miejsce egzekucji nie zostało dokładnie określone – tekst mówi o „pobliskim lesie”. Może tu chodzić znowu o wspomniany już las Bałaje, albo też o inne miejsce egzekucji. Kaszyca w swoim spisie wspomina dwie egzekucje, które odbyły się w lesie Niwki (używa się też określenia „na Niwkach”), położonym na południe od centrum Lubaczowa (podczas gdy las Bałaje znajduje się na północ od centrum). Problem w tym, że w żadnej z tych egzekucji nie zginęły „setki Romów”. W pierwszej z nich, która miała miejsce w „marcu 1942 lub w 1943”, funkcjonariusze Gestapo (patrz wcześniejsze zastrzeżenia) i Policji z Rawy Ruskiej rozstrzelali 17 Romów (oraz 3 Żydów) a ich ciała zostały pochowane w lesie w masowym grobie. Druga egzekucja miała miejsce latem 1942 i zginęło w niej 30 Romów, przy czym brak danych na temat sprawców. Również i te ofiary zostały pochowane w lesie na miejscu egzekucji. W lesie  „na Niwkach” znajduje się jedno upamiętnione miejsce straceń, Jest to mogiła zbiorowa 80 Polaków – więźniów politycznych, rozstrzelanych przez Niemców w sierpniu 1941. Znajduje się tam pomnik z nazwiskami ofiar, dwie tablice informacyjne i stacje Drogi Krzyżowej. Nie ma jednak żadnej informacji o romskich ofiarach. Próżno jej też szukać w internetowej wyszukiwarce miejsc pamięci: https://mpn.rzeszow.uw.gov.pl/?s=Lubacz%C3%B3w&resting_place_category=all&teryt_woj=

Wreszcie na liście Kaszycy znajdujemy informację o jeszcze jednej egzekucji, bez daty, która miała miejsce w „Baczowie, okręg Lubaczów”, została dokonana przez żandarmów i złożoną z volksdeutchów policję i pochłonęła ok. 80 ofiar romskich i 10 Żydów. Egzekucja ta odbyła się wg. Informacji podanych przez Kaszycę na cmentarzu (bliżej nie określonym – można przypuszczać, że żydowskim), a ofiary zostały pochowane w masowym grobie (Znów – należy przypuszczać, że na terenie cmentarza żydowskiego), wcześniej wykopanym przez Żydów, którzy później zostali również rozstrzelani.

Sytuacja w Lubaczowie jest kwintesencją problemów, na jakie napotyka badacz chcący dowiedzieć się czegoś o losie Romów w okupowanej Polsce. Na tym przykładzie widać najlepiej, jak ważna jest kontynuacja badań w omawianym zakresie.

Oświadczenie 

z dnia 10 kwietnia 2024r 

w sprawie treści artykułu opublikowanego przez portal o2.pl. W dniu 28 marca 2024 r. na stronie portalu o2.pl ukazał się artykuł autorstwa Bartłomieja Nowaka zatytułowany: „Strażacy chcieli gasić pożar, rzucili się na nich z pięściami. Nie możemy zrozumieć?” 

link do artykułu: https://www.o2.pl/informacje/strazacy-chcieli-gasic-pozar-rzucili-sie-na-nich-z-piesciami-nie-mozemy-zrozumiec-7010880309820352a

Z artykułu wynika, że „W środę wieczorem strażacy pojechali do wsi Koszary, by ugasić pożar. Podczas wykonywania swoich obowiązków musieli zmierzyć się   z agresją ze strony romskiej  społeczności. Były wyzwiska i przepychanki, wreszcie w ruch poszły pięści.” Portal cytuje też wypowiedź rzecznika prasowego komendanta głównego PSP st. bryg. Karola Kierzkowskiego, który oceniając incydent stwierdził: „Nadal jesteśmy w szoku, że ktoś zaatakował interweniujących strażaków.”

W zasadzie treść tego artykułu nie odbiega od standardowych opisów przestępczych zachowań niektórych obywateli wobec interweniujących funkcjonariuszy służb publicznych. Zachowanie mieszkańców Koszar wobec strażaków jest wyjątkowo naganne i winno być ocenione przez wymiar sprawiedliwości. Zauważamy, że opisane zjawisko występuje dość często.  Dotyczy ono głównie ratowników, czy lekarzy ale także pracowników pomocy społecznej, czy policjantów, atakowanych przez osoby którym udzielana jest pomoc.   Jednakże Wasz artykuł różni się od innych podobnych artykułów (publikacji, wystąpień itp.) jednym istotnym szczegółem.  W kilku akapitach wielokrotnie podano romskie pochodzenie etniczne napastników, jakby to miało jakieś znaczenie dla zjawiska.

W związku z tym wskazujemy przepis art. 32 ust. 1 Konstytucji statuujący zasadę równości w traktowaniu wszystkich polskich obywateli (czyli także niezależnie od ich pochodzenia narodowego czy etnicznego).

Śledzimy opisywane w mediach  zjawisko atakowania publicznych funkcjonariuszy i dotychczas nie zauważyliśmy, aby media, w tym społecznościowe podawały pochodzenie etniczne sprawców jakiegoś czynu (wykroczenia)  jeśli są oni obywatelami  polskimi pochodzenia polskiego, żydowskiego, ukraińskiego, białoruskiego, czeskiego, słowackiego, czy niemieckiego.  Zachodzi pytanie dlaczego  dziennikarz portalu epatuje czytelników „romskością”, czy nie wystarczyło napisać o sprawie w sposób podobny jak uczynili to przedstawiciele Państwowej Straży Pożarnej: rzecznik prasowy komendanta głównego, czy rzecznik prasowy KPP w Limanowej, ani razu nie wymienili pochodzenia etnicznego sprawców. Czy może chodzi o stereotyp, że napisanie czegoś negatywnego o  Romach ma zwrócić większą uwagę czytelników na artykuł? Wystąpiliśmy do władz portalu z pytaniem dlaczego jego dziennikarze nie stosują zasad ustalonych przez Kodeks etyki  mediów?    

Z naszych doświadczeń wynika, że każdorazowo po podaniu przez media, iż sprawcą jakiegoś bezprawnego czynu była osoba pochodzenia romskiego, pojawiają się w Internecie nienawistne wpisy względem całej mniejszości. Dotyczy to także wpisów pod przedmiotowym artykułem.

Nadto poprosiliśmy Redakcję o wyjaśnienie podwładnemu dziennikarzowi,  by pisząc i publikując informacje o różnych bezprawnych  czynach, nie podawał danych dotyczących narodowości obywateli polskich, gdyż sprawca pozostaje sprawcą, niezależnie od pochodzenia etnicznego. Wydaje nam się, że czytelnicy z pewnością nie oczekują informacji o etnicznym pochodzeniu sprawcy, lecz informacji o sprawie oraz jej rozwiązaniu zgodnie z przepisami obowiązującego prawa.

Na koniec wystąpienia zacytowaliśmy portalowi Oświadczenie Rady Etyki Mediów z dnia 20 listopada 2020 r. zatytułowane „Dziennikarz nie powinien wskazywać na narodowość lub pochodzenie etniczne sprawcy przestępstwa”, które powinny być dla każdego dziennikarza elementarzem. Oto treść tego Oświadczenia:

                                       „Oświadczenie Rady Etyki Mediów

Dziennikarz nie powinien wskazywać na narodowość lub pochodzenie etniczne sprawcy przestępstwa”.

Określanie narodowości lub pochodzenia etnicznego sprawców czynów przestępczych powiela negatywne stereotypy, utwierdza błędne i krzywdzące przekonanie, że obywatele polscy o innym pochodzeniu etnicznym, albo zamieszkali w Polsce obcokrajowcy, są zbiorowym nośnikiem negatywnych cech.

Zdaniem Rady Etyki Mediów informowanie w mediach o narodowości lub pochodzeniu etnicznym sprawców przestępstw i czynów zabronionych, gdy okoliczności opisywanych zdarzeń nie mają nic wspólnego z narodowością lub pochodzeniem uczestniczącym w nich osób, przyczyni się do ich dyskryminacji i utrwala niekorzystny wizerunek tych mniejszości, funkcjonujący w świadomości społecznej. Wizerunek ten stanowi często podłoże postaw ksenofobicznych, przejawów nietolerancji, a w skrajnych przypadkach aktów fizycznej agresji motywowanych nienawiścią.  

Czytelników, słuchaczy lub telewidzów w Polsce słusznie oburzają zagraniczne informacje medialne, które – w sytuacji, gdy narodowość sprawcy przestępstwa jest nieistotna dla opisu wydarzenia – dobitnie akcentują, że sprawcą jest Polak. Trafnie widzą w tym stygmatyzację  Polaków jako narodowości. Nie powinni więc mieć do czynienia z podobnymi przejawami obawy i nieufności wobec mniejszości narodowych i etnicznych we własnym kraju.

O skierowanie uwagi dziennikarzy na naganność takich praktyk zwrócił się ostatnio do REM Rzecznik Praw Obywatelskich. Motywowany skargą, jaką otrzymał od Stowarzyszenia Romów w Polsce, przypomina, że z podobnym apelem wystąpiła  do mediów  REM osiem lat temu, na wniosek poprzedniego RPO. Adam Bodnar wskazuje, że jednoznaczne stwierdzenie REM z 2012 roku, iż zamieszczanie informacji podkreślających narodowe lub etniczne pochodzenie sprawców czynów przestępczych jest niezgodne z etyką dziennikarską, przyniosło wymierny skutek i liczba takich informacji spadła, przynajmniej w wiodących mediach i w portalach informacyjnych. Dziś jednak, zdaniem RPO, niezbędne jest przypomnienie tamtego apelu.

Rada Etyki Mediów w pełni podziela tę opinię.

W imieniu Rady Etyki Mediów

Ryszard Bańkowicz

Przewodniczący REM

Warszawa, 20 listopada 2020 r.”

W przeszłości nasze wystąpienia w poruszanej sprawie kierowane do różnych adresatów najczęściej wywołały pozytywną reakcję w postaci zrezygnowania w publikowanych artykułach z podawania narodowości sprawcy jakiegoś czynu. Wyrażamy  nadzieję, że w opisanej sprawie będzie podobnie. 

Prezes zarządu

Roman Kwiatkowski 

Oświadczenie 

Stowarzyszenia Romów w Polsce 

z dnia 8 kwietnia 2024 r.

w związku z Międzynarodowym Dniem Romów

W dniu 8 kwietnia 2024 r. obchodzimy po raz trzydziesty czwarty Międzynarodowy Dzień Romów. Przypominamy, że Święto to ustanowione zostało w 1990 r. na IV Kongresie Międzynarodowego Związku Romów, który odbył się w Polsce pod patronatem UNESCO. W intencji twórców Międzynarodowego Dnia Romów miał on być istotną okazją do poszerzenia świadomości o narodzie romskim, jego zwyczajach i tradycjach oraz poznania problemów, z jakimi Romowie borykają się we współczesnym świecie, szczególnie z różnymi formami dyskryminacji i stygmatyzacji. 

Stowarzyszenie Romów w Polce stwierdza, że pomimo upływu 34 lat od ustanowienia Międzynarodowego Dnia Romów obywatele romskiego pochodzenia nadal są dyskryminowani i stygmatyzowani w Europie, w tym w Polsce. Dzieje się tak głównie w przestrzeni publicznej – na ulicach, w urzędach, w szkołach, w placówkach służby zdrowia, w wymiarze sprawiedliwości, czy w mediach publicznych, szczególnie w Internecie. W stosunku do naszej mniejszości podejmowane są działania naruszające podstawowe prawa człowieka i obywatela, kwestionujące prawa obywatelskie.. A przecież Romowie w Polsce nie są obcy, gdyż zamieszkują w niej już od 1401 r. 

Nawiązując do Międzynarodowego Dnia Romów Stowarzyszenie kolejny raz apeluje do polskich władz publicznych o traktowanie polskich Romów jak każdego innego obywatela, w szczególności by nie tworzyły dla polskich Romów specjalnych programów rządowych, by nie wprowadzały przepisów regulujących integrowanie (asymilację) z resztą społeczeństwa. Romowie nie oczekują na zmianę obowiązującego prawa, gdyż jest ono dobrze sformułowane. Mniejszość nasza oczekuje natomiast na jego respektowanie i wykonywanie, w szczególności chodzi nam o zasady określone w Konstytucji dotyczące pomocy Państwa w zakresie podtrzymywania wartości kulturowych (art. 35), równości obywateli w zakresie praw i obowiązków oraz niedyskryminacji (art. 32), czy w Kodeksie karnym – zakazu dyskryminacji, rasizmu, czy stygmatyzacji (art. 118, art. 256, czy art. 257 ). 

Stowarzyszenie Romów w Polsce wyraża nadzieję, że wydając oświadczenie przy okazji kolejnych obchodów Międzynarodowego Dnia Romów będzie mogło stwierdzić, iż prawa podstawowe mniejszości romskiej ustanowione w Konstytucji i ustawach są w Polsce przestrzegane, zaś władze publiczne traktują obywateli polskich romskiego pochodzenia równoprawnie jak każdego innego obywatela.

Jednocześnie chcemy zaznaczyć, że w tym roku z dniem 1 lutego została powołana Instytucja Kultury pn; Centrum Historii i Kultury Romów w Oświęcimiu – jest to pierwsza i jedyna taka instytucja w Polsce mającą za zadanie zachowanie materialnego i niematerialnego dziedzictwa kulturowego Romów w Polsce, oraz walkę z rosnącą falą  antycyganizmu w Europie.    

Serdecznie zapraszamy do zgłoszeń na obóz integracyjno sportowy, wszystkie informacje znajdą Państwo na Plakacie.

Decyduje kolejność zgłoszeń.

Wyróżnione

Strona Stowarzyszenia Romów w Polsce powstała w ramach Projektu realizowanego z Programu integracji społecznej i obywatelskiej Romów w Polsce na lata 2021-2030

STOWARZYSZENIE ROMÓW W POLSCE
ul. Berka Joselewicza 5
32-600 Oświęcim
tel. +48 338 426 989

Napisz do nas...

Aby wypełnić ten formularz, włącz obsługę JavaScript w przeglądarce.