Obozy związane z Akcją Reinhardt
Miejsca te są szczególnie istotne dla Romów austriackich, gdyż zostało tam zamordowanych 5000 Romów z Burgenlandu, deportowanych w 1941 r. Austriackie organizacje romskie i austriaccy uczeni aktywnie włączają się w upamiętnienie tych miejsc i współpracują w tym zakresie z badaczami i muzealnikami w Polsce, a także z organizacjami polskich Romów.

Duże znaczenie dla upamiętnienia tych miejsc miały odbywające się w styczniu 2004 roku obchody 62 rocznicy likwidacji obozu Romów w getcie łódzkim, gdzie w latach 1941-1942 było uwięzionych 5000 Romów z austriackiego Burgenlandu. Ok. 600-700 osób zmarło w getcie z powodu nieludzkich warunków egzystencji, głodu oraz epidemii tyfusu plamistego. Pozostali więźniowie zostali zamordowani w obozie zagłady Kulmhof (Chełmno nad Nerem). Podczas obchodów, zorganizowanych pod patronatem Prezydenta Łodzi, odsłonięto tablicę pamiątkową poświęconą romskim ofiarom getta. Obchodom towarzyszyło seminarium naukowe, podczas którego zaprezentowano wydaną w 2003 książkę Juliana Baranowskiego „Zigeunerlager in Litzmannstadt” – Obóz cygański w Łodzi / The Gypsy Camp in Łódź, 1941-1942. Publikacja ta, wydana w języku polskim, niemieckim i angielskim, przedstawia historię, organizację i funkcjonowanie „obozu cygańskiego” w oparciu o bogaty materiał ilustracyjny i relacje świadków.
Jednym z organizatorów obchodów było Muzeum Tradycji Niepodległościowych, które przygotowało we współpracy z Urzędem Miasta Łodzi i Romskim Instytutem Historycznym wystawę „Zagłada Romów europejskich – podobóz cygański w Łodzi”. Wystawa ta stała się od 2009 r. częścią stałej ekspozycji poświęconej obozowi cygańskiemu w getcie łódzkim, znajdującej się w tzw. Kuźni Cygańskiej – budynku położonym na terenie dawnego getta.
W budynku tym corocznie odbywają się uroczystości rocznicowe poświęcone zagładzie austriackich Romów. Dużą rangę miały zwłaszcza obchody 70 rocznicy likwidacji obozu, zorganizowane w dniach 11-12 stycznia 2012 r. przez Centrum Dialogu im. Marka Edelmana w Łodzi przy udziale Ambasady Republiki Austrii w Polsce. Podczas obchodów wykład na temat austriackich Romów wywiezionych do getta Litzmannstadt wygłosił dr Gerhard Baumgartner, wybitny znawca problematyki zagłady Romów, obecnie dyrektor wiedeńskiego Dokumentationsarchiv des österreichischen Widerstandes. Zaprezentowano także film dokumentalny Jarosława Sztandera „Obóz cygański w Łodzi”, a na cmentarzu żydowskim odsłonięto tablicę upamiętniającą Romów zmarłych w łódzkim getcie i zamordowanych w obozie Kulmhof. W uroczystościach wzięła udział delegacja Romów i Sinti austriackich. Podobne obchody odbywają się również w Muzeum byłego hitlerowskiego Obozu Zagłady Kulmhof w Chełmnie nad Nerem.
3.2. Bełżec i Sobibór
W 1940 r. działał w okolicach Bełżca obóz pracy, w którym uwięzieni byli Romowie i Sinti, głównie pochodzący z Rzeszy Niemieckiej (m. in. z Hamburga) i należący do grupy ok. 2 500 osób deportowanych w maju tego roku na tereny okupowanej Polski. Byli też wśród nich Romowie czescy, słowaccy, a także żyjący w Polsce, w tym członkowie kełderaskiego rodu Kwieków. Byli wśród nich również weterani I wojny światowej. W obozie przebywali również Polacy – chłopi z okolic Tomaszowa Lubelskiego, którzy byli aresztowani za to, że nie oddali okupantowi kontyngentu.
Więźniowie byli zmuszeni do pracy przy budowie rowów przeciwczołgowych i umocnień nad rzeką Bug, stanowiącą wówczas linię demarkacyjną pomiędzy hitlerowskimi Niemcami a Związkiem Radzieckim. Warunki w obozie były bardzo złe. Więźniowie byli torturowani, bici i głodzeni. Często matki decydowały się na zabicie własnych dzieci, gdyż nie miały dla nich pożywienia. Codziennie więźniowie otrzymywali tzw. czarną kawę bez cukru i 300 gramów chleba na śniadanie. Na obiad byłą „zupa” – woda z zepsutymi warzywami i starym mięsem. Dla ciężko pracujących fizycznie więźniów nie była to oczywiście racja wystarczająca. Tylko podczas wizyty szwajcarskiego Czerwonego Krzyża żywność była lepsza przez dwa dni. Gdy delegacja opuściła obóz więźniowie zaczęli otrzymywać te same racje żywności, co poprzednio. Wielu Romów zmarło na tyfus i dezynterię, a także z powodu pracy ponad siły. Ich groby znajdują się w Bełżcu w pobliżu torów kolejowych i drogi na Jarosław.
Obóz ten zamknięto pod koniec 1940 r. a więźniów, którzy przeżyli ciężkie warunki życia w obozie i którym nie udało się uciec, przeniesiono do gett żydowskich, innych obozów pracy lub oddano w gestię posterunków żandarmerii w południowych rejonach okupowanej Polski. Ponad 1 tys. Romów przetransportowano do obozu pracy w Krychowie koło Sobiboru (gdzie przed wojną był obóz pracy dla polskich więźniów kryminalnych. Nie ma dokładnych informacji na temat losu tych Romów. Prawdopodobnie część z nich ulokowano później w getcie w Siedlcach (gdzie umieszczano też schwytanych w okolicy polskich Romów), a stamtąd przewieziono do Treblinki.
W 1941 r. rozpoczęto w Bełżcu budowę obozu zagłady, przeznaczonego głównie dla polskich Żydów, który działał przez cały rok 1942. Według niepewnych informacji skierowano do niego kilka transportów Romów, którzy zostali w nim zamordowani. Jedyna napisana w Polsce monografia obozu zagłady w Bełżcu zawiera kilka stron na temat Romów. Znajduje się tam między innymi zeznanie Marii Daniel, która w 1945 była świadkiem w śledztwie w sprawie zbrodni popełnionych w Bełżcu: „W 1942 r., idąc szosą od strony Rawy Ruskiej do Bełżca, widziałam, jak Niemcy przywieźli do obozu dwa auta Cyganów, którzy klęczeli i prosili, by ich puszczono na wolność”.
Dokumenty niemieckie potwierdzają też, że policjanci z Rawy Ruskiej dokonali przynajmniej dwóch egzekucji Romów, w lecie 1942. W pierwszej z nich rozstrzelano 24 Romów, w drugiej – 6. „Niestety – jak pisze Kuwałek – w dokumencie nie ma żadnych innych szczegółów na ten temat. Nie wiadomo, czy byli to Romowie, którzy przebywali w okolicach Rawy Ruskiej, czy też próbowali uciekać z transportów jadących do Bełżca, a w których mogli znaleźć się wraz z Żydami”. Praktyka dołączania Romów do transportów żydowskich jest udokumentowana: 4 i 8 sierpnia 1942 w Borysławiu i Drohobyczu „zorganizowane były deportacje Żydów do obozu zagłady w Bełżcu. Zatrzymani w tym samym czasie przez policję niemiecką Romowie zostali dołączeni do tych transportów. Dowodem na to jest świadectwo Żydówki ocalałej z Drohobycza, Erny Kliger, która podczas tej akcji została złapana i odprowadzona na punkt zborny w pobliżu stacji kolejowej: ‘Na Samellstelle [sic!] błoto po kolana, wszystko siedziało w kuczki, nie wolno stać, Ukraińcy walą kolbami. Była tu grupa Cyganów, która poszła tym transportem do Bełżca’”. Według A. Krugłowa z Borysławia deportowano wówczas 114 Romów, a z Drohobycza – 132. Jednakże wg. Krugłowa nie wiadomo, co się z nimi ostatecznie stało. Ten sam autor twierdzi jednak, że część Romów z okolic Kołomyi i Stanisławowa została deportowana do Bełżca wraz z tamtejszymi Żydami. Istnieje też zeznanie byłego strażnika z kompanii wartowniczej dokumentujące egzekucje Romów w obozie zagłady w Bełżcu: „Pamiętam, że w czasie mojej służby w Bełżcu dwa razy do obozu zostały zabrane małe grupy Cyganów. Składały się z 9-10 ludzi. CI ludzie zostali rozstrzelani przez Niemców – Schmidta, Franza i innych”.
W październiku 2012 r. odsłonięto pomnik upamiętniający Romów – więźniów obozu pracy w Bełżcu. Budowa tego pomnika była inicjatywą Urzędu Gminy Bełżec, a został on sfinansowany przez Ministerstwo Administracji i Cyfryzacji z funduszu „Programu na rzecz społeczności romskiej w Polsce”. W swojej symbolice pomnik nawiązuje do zagłady: składa się on z pięciu granitowych płyt, z których dwie przypominają płyty nagrobne. Na trzech pozostały umieszczono w języku polskim, romskim i niemieckim napis: „Pamięci ofiar niemieckiego nazistowskiego obozu pracy w Bełżcu – Romów i Sinti, zamordowanych oraz zmarłych z głodu i wycieńczenia w okresie maj-lipiec 1940 r.”
Niewielkie grupy Romów znajdowały się również wśród ofiar obozu zagłady w Sobiborze. Nie mamy jednak na ten temat wystarczających informacji. Marek Bem w swojej obszernej monografii obozu w Sobiborze pisze, że informacje na temat obecności Romów w obozie są bardzo nieliczne i bardzo niepewne. Pochodzą od dwóch byłych więźniów oraz trzech zewnętrznych świadków. W listopadzie 1942, podczas jednego z wysiedleń Żydów z getta w Chełmie wysłano do Sobiboru wraz z nimi pewną liczbę Romów (a innych zabito podczas próby stawiania oporu). Inny świadek, Czesław Sójka, który w latach 1939-1943 prowadził bufet na stacji kolejowej w Sobiborze potwierdzał, na podstawie powojennych rozmów z kolejarzami, że były transporty Romów do Sobiboru. Dwóch ocalałych więźniów Sobiboru, Samuel Lerer i Dov Freiberg również potwierdzali obecność Romów w Sobiborze, ale ograniczali się do bardzo ogólnych stwierdzeń typu „Polacy i Cyganie także byli mordowani w Sobiborze”.
Jeden z polskich więźniów obozu pracy w Krychowie nieopodal Sobiboru, opowiadając o przyczynach zwolnienia polskich więźniów tego obozu 04.04.1942 odwołał się do przybycia do Sobiboru ogromnego transportu belgijskich Żydów i dużego transportu Romów. Ponieważ transporty te były bardzo duże, Niemcy nie mogli umieścić wszystkich nowoprzybyłych więźniów w Sobiborze i dlatego osadzili ich w Krychowie, zwalniając w tym celu poprzednio osadzonych tam polskich więźniów. Jednakże Romowie nie przebywali w Krychowie długo – według świadka prawdopodobnie zostali przetransportowani do Sobiboru kiedy tylko stało się to możliwe.
Nieco więcej wiadomo o sieci obozów pracy zlokalizowanych w pobliżu Sobiboru, do których trafiali również niektórzy więźniowie z transportów przeznaczonych na zagładę (i odwrotnie: więźniowie obozów pracy mogli być przetransportowani na śmierć w Sobiborze). Wśród nich byli również Romowie, którzy byli pierwszymi więźniami jednego z takich obozów – w Krychowie, w gminie Hańsk. Zajmowali się głównie pracami melioracyjnymi – wykopany przez więźniów rów melioracyjny do dziś nazywany jest przez miejscową ludność „Cygańskim Rowem” – a także pracami rolniczymi w związku z koniecznością wyżywienia obozu oraz w gospodarstwach okolicznych chłopów, głównie Ukraińców. W 1941 Romowie z obozu w Krychowie zostali wywiezieni „w nieznanym kierunku” i prawdopodobnie ulokowani w jednym z gett żydowskich.
Treblinka. Działalność Związku Romów Polskich.
O wiele więcej wiadomo na temat zagłady Romów w Treblince. Związek Romów Polskich z siedzibą w Szczecinku i działający w jego ramach Instytut Pamięci i Dziedzictwa Romów oraz Ofiar Holokaustu wydał na ten temat publikację, która w oparciu o dokumenty Oddziałowej Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Szczecinie przedstawia los Romów i Sinti w tym obozie, czy raczej kompleksie obozów. Z zachowanych zeznań świadków wyłania się obraz dwóch kategorii romskich ofiar Treblinki: więźniów Karnego Obozu Pracy, funkcjonującego w latach 1941-1944, którzy pod byle pretekstem, a czasem bezpośrednio po przybyciu, byli rozstrzeliwani, oraz Romów i Sinti, którzy w latach 1942-1943 byli mordowani w komorach gazowych obozu zagłady. W Treblince ginęli głównie Romowie z Polski centralnej i niemieccy Romowie i Sinti. Wśród ofiar znalazła się też kilkusetosobowa grupa Romów z Besarabii. Autor omawianego opracowania szacuje liczbę romskich ofiar Treblinki na 2 000 osób, choć zapewne było ich więcej.
30 lipca 2014 r. na terenie byłego Karnego Obozu Pracy w Treblince odsłonięto pomnik romskich ofiar obozu. W uroczystości uczestniczyli działacze Związku Romów Polskich, przedstawiciele władz państwowych i lokalnych oraz korpusu dyplomatycznego. Pomnik to dużej wielkości głaz na którym znajduje się tablica pamiątkowa. Został on ufundowany przez Radę Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa, dzięki staraniom Związku Romów Polskich. Wydarzenie to miało charakter bardzo uroczysty i zostało nagłośnione przez media.
Instytut Pamięci i Dziedzictwa Romów oraz Ofiar Holokaustu działający przy Związku Romów Polskich publikuje prace dotyczące różnych aspektów romskiego życia, w tym także zagłady Romów. Są to teksty różnego rodzaju: dostępne na stronie internetowej Związku krótkie przyczynki lub prezentacje dokumentów archiwalnych, dotyczących na przykład sterylizacji Romów w latach 1943-1945, ogólnej i bardzo wstępnej refleksji nad zagładą Romów, relacji świadków egzekucji Romów, a także krótkie broszurki edukacyjne, wydawane również w formie papierowej w serii „Romowie wczoraj i dziś”, na przykład kompilacje różnych tekstów dotyczących zagłady Romów czy rezultaty kwerend archiwalnych lub wspomniana już publikacja dotycząca Romów zamordowanych w Treblince.
Zadanie pt. Zagłada Romów w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej:geneza, przebieg, upamiętnienie – Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego


Contact Point for Roma and Sinti Issues jest częścią Biura Instytucji Demokratycznych i Praw Człowieka OSCE. Jest to najważniejsza instytucja międzynarodowa zajmująca się sprawami Romów znajdująca się w Polsce. Zajmuje się ona problemami Romów w skali międzynarodowej, podejmuje też jednak inicjatywy lokalne.
Andrzej Mirga, który w latach 2007-2013 kierował tą instytucją pełniąc funkcję Senior Adviser on Roma and Sinti Issues, doprowadził Sejm Polski do podjęcia w 2011 r. decyzji o uznaniu 2 sierpnia za „Narodowy dzień pamięci o zagładzie Romów”. Mirga, wraz z innymi romskimi aktywistami, podejmował również starania na rzecz oficjalnego ustanowienia takiego dnia jako rocznicy ogólnoeuropejskiej (przez Komitet Ministrów Rady Europy).
1 sierpnia 2011 Mirga zorganizował w Krakowie międzynarodowe seminarium „The Roma and Sinti Genocide: Memory, Identity and Present-Day Racism”, w którym oprócz naukowców uczestniczyło również ok. 100 młodych romskich działaczy z całej Europy. W trakcie seminarium dokonano prezentacji strony internetowej prezentującej zagładę Romów, przygotowaną przez Radę Europy przy udziale ODIHR.
Contact Point wspierał również serię międzynarodowych seminariów dla ekspertów i nauczycieli, poświęconych dyskusji nad materiałem edukacyjnym „The Fate of Roma and Sinti during the Holocaust”, przygotowanym przez międzynarodowy zespół ekspertów pod kierunkiem Gerharda Baumgartnera. W skład zespołu wchodził ze strony polskiej Sławomir Kapralski a w seminariach brała udział liczna grupa polskich nauczycieli.
2 czerwca 2014 r. Contact Point i jego nowa kierowniczka, Mirjam Karoly, zorganizowali spotkanie ekspertów „Teaching about the Roma and Sinti Genocide – Experiences and Good Practices within the OSCE Area.” W spotkaniu ze strony polskiej uczestniczyli Joanna Talewicz-Kwiatkowska, Sławomir Kapralski, a także reprezentująca organizację „ternYpe” Karolina Mirga.
Zaangażowanie ODIHR/CPRSI w upamiętnianie zagłady Romów wynika z mandatu tej organizacji. Państwa należące do OSCE przyjęły tzw. Action Plan on Improving the Situation of Roma and Sinti within the OSCE Area, a tym samym zobowiązały się do „włączenia romskiej historii i kultury do podręczników, ze szczególnym uwzględnieniem losów Romów i Sinti podczas Holokaustu”. W kontekście tego planu strategicznym celem ODIHR/CPRSI jest nauczanie i upamiętnianie historii ludobójstwa popełnionego na Romach i Sinti, które stanowi zarazem ważne narzędzie walki ze współczesnymi przejawami dyskryminacji i uprzedzeń.
Andrzej Mirga, oprócz działalności na rzecz upamiętniania romskiej zagłady, poruszał tę problematykę również w swoich pracach. Zajmuje ona ważne miejsce w jego wcześniejszej, napisanej wspólnie z Lechem Mrozem, książce „Cyganie. Odmienność i nietolerancja”, będącej jednym z najważniejszych opracowań problematyki romskiej w polskiej literaturze. Z kolei w manifeście programowym ruchu romskiego, napisanym wspólnie z Nicolae Gheorghe, doświadczenie zagłady traktowane jest jako jeden z fundamentów nowoczesnej romskiej tożsamości politycznej. Mirga jest również autorem jednego z dwóch artykułów o romskiej zagładzie zamieszczonych w wydanym po polsku i po angielsku zbiorze tekstów „Dlaczego należy uczyć o Holokauście?” Publikacja ta jest istotna, gdyż ujmuje ona zagładę Romów jako integralną część historii Holokaustu, a nauczanie o niej – jako ważny składnik edukacji o Holokauście.
Adam Bartosz i Muzeum Okręgowe w Tarnowie.
Adam Bartosz był przez wiele lat dyrektorem Muzeum Okręgowego w Tarnowie. Należy on do najwybitniejszych polskich romologów a w jego niezwykle popularnej pracy „Nie bój się Cygana” problematyka romskiej zagłady zajmuje istotne miejsce. Stworzył on też pierwszą w Polsce (i – jak się wydaje – na świecie) stałą wystawę prezentującą romską kulturę. Wystawa ta jest obecnie najważniejszym elementem etnograficznej części Muzeum Okręgowego. Jest ona również miejscem, w którym odbywają się imprezy artystyczne prezentujące kulturę romską i spotkania naukowe.
Adam Bartosz jest inicjatorem niezwykle istotnych działań upamiętniających zagładę Romów. Trzeba tu wspomnieć przede wszystkim o „Międzynarodowym Romskim Taborze Pamięci” (International Roma Caravan Memorial), organizowanym przez Muzeum w Tarnowie przy udziale miejscowego Stowarzyszenia Romów od 1996 r. Co roku w lecie uczestnicy Taboru, Romowie i nie-Romowie udają się romskimi wozami (należącymi do kolekcji muzealnej) w pielgrzymkę, której celem jest upamiętnienie miejsc masowych egzekucji Romów w pobliżu Tarnowa (Szczurowa, Bielcza, Żabno, Borzęcin). Taborowi towarzyszą wystawy i imprezy artystyczne a także zajęcia edukacyjne dla romskich dzieci. Udział władz lokalnych i miejscowego duchowieństwa stanowi istotny element sprzyjający popularyzacji romskiej historii wśród nie-Romów, a także integracji Romów ze społecznościami lokalnymi. Tabor odwiedza także cmentarze, na których pochowani są członkowie rodzin uczestników, oraz miejsca związane z zagładą Żydów. W ten sposób w tym swoistym rytuale pamięci dokonuje się powiązanie pamięci indywidualnych, grupowej pamięci zagłady i zuniwersalizowanej pamięci Holokaustu.
Tabor Pamięci zainspirował szereg inicjatyw badawczych, dokumentacyjnych i upamiętniających, koncentrujących się wokół miejsc zagłady Romów w południowej Polsce. Ich rezultatem jest koncepcja Małopolskiego Szlaku Martyrologii Romów jako ważnego elementu krajobrazu kulturowego i zbiorowej pamięci wydarzeń należących do lokalnej pamięci zbiorowej. Szlak ten istnieje jako fakt kulturowy i, można powiedzieć, turystyczny, przyczyniając się do włączenia zagłady Romów w pamięć zbiorową społeczeństwa polskiego.
Jedną z inicjatyw podjętych w ramach tego projektu było upamiętnienie miejsca zagłady Romów w pobliżu miejscowości Borzęcin. W 2011 r., z inicjatywy Adama Bartosza, odsłonięto w tym miejscu pomnik, zaprojektowany przez romską artystkę, Małgorzatę Mirgę-Tas. Jest to pierwszy figuralny pomnik romskiej zagłady na terenie Polski. Pomnik jest wykonany z drewna i składa się z części centralnej, przypominającej pień drzewa, po obu stronach której znajdują się dwie ludzkie postaci: upadający na ziemię mężczyzna i próbująca się ukryć kobieta. Otacza go 29 kamieni, symbolizujących zamordowane w tym miejscu osoby. Na pomniku znajduje się tablica, z której dowiadujemy się, że jest to „Miejsce pamięci o 29 Romach: 3 mężczyznach, 5 kobietach i 21 dzieciach zastrzelonych tutaj przez Niemców w 1943”. Obok znajduje się fragment wiersza Papuszy (Bronisława Wajs, słynna romska poetka pochodząca z grupy Polska Roma), pod tytułem „Smutna pieśń”. Więcej na temat estetyki tego upamiętnienia – w końcowej części raportu.
Bardzo ważnym dokonaniem Adama Bartosza jest stworzenie pierwszego w Polsce akademickiego czasopisma romologicznego „Studia Romologica”, którego jest on redaktorem naczelnym. Jest to rocznik ukazujący się od 2008 r. Każdy numer składa się z części tematycznej, ogólnej, oraz działu recenzji i kroniki wydarzeń. Artykuły, zarówno autorów polskich jak i zagranicznych, publikowane są w języku polskim, z abstraktami po angielsku i w romanes. Część tematyczna numeru 3 (2010r) poświęcona była romskiej zagładzie i ukazały się w niej artykuły Nikolaja Biessonova, Mikhaila Tyaglego, Eleny Marushiakovej i Vesselina Popova, oraz Huuba van Baara, poprzedzone wprowadzeniem do problematyki romskiej zagłady, autorstwa Sławomira Kapralskiego.
Jedną z ostatnich inicjatyw Adama Bartosza jest projekt „Na Bister”, dokumentujący upamiętnione miejsca romskiej zagłady w całej Europie.
Podyplomowe studia romologiczne w Uniwersytecie Pedagogicznym w Krakowie.
Krakowski Uniwersytet Pedagogiczny prowadził jedyne jak do tej pory w Polsce studia romologiczne, mające charakter studiów podyplomowych, trwających dwa semestry, nabór na które odbywa się co drugi rok. W ramach studiów oferowany jest kurs na temat historii zagłady Romów, który prowadzi Sławomir Kapralski. Kierownikiem studiów jest prof. Piotr Borek, który jest również redaktorem szeregu prac zbiorowych, w których publikują wykładowcy i absolwenci studiów.
Sławomir Kapralski jest również autorem najobszerniejszej w języku polskim monografii romskiej pamięci o zagładzie, zatytułowanej „Naród z popiołów. Pamięć zagłady a tożsamość Romów”. Ta licząca niemal 500 stron praca ujmuje romską pamięć zagłady w szerokiej perspektywie teoretycznej dotyczącej relacji miedzy traumą a tożsamością. Autor prezentuje różne podejścia do zagadnienia romskiej tożsamości i proponuje własne, syntetyczne ujęcie tego problemu. Historii romskiej zagłady poświęcony jest osobny rozdział tej pracy, zaś trzy kolejne dotyczą konsekwencji zagłady Romów dla historiografii, romskiego ruchu politycznego i świadomości społecznej oraz poczucia tożsamości współczesnych Romów.
Problematyce romskiej tożsamości w kontekście doświadczenia zagłady i współczesnej walki romskich organizacji o upodmiotowienie Romów poświęcone są również inne prace tego autora, publikowane tak po polsku jak i po angielsku. Stara się on ukazać zagładę Romów jako niezwykle istotny obszar badawczy, ważny nie tylko dla romologów, lecz wszystkich, którzy zajmują się refleksją nad tożsamością, pamięcią społeczną, teorią historiografii oraz refleksją nad Holokaustem i ludobójstwem.
Podsumowanie: perspektywy badań nad pamięcią i tożsamością w kontekście upamiętniania romskiej zagłady.
Polskie środowisko romologiczne jest małe a jeszcze mniejsza jego część zajmuje się problematyką romskiej zagłady. Jednakże w ostatnich latach zauważamy wzrost zainteresowania tą problematyką. Spowodowany on jest coraz bardziej owocną współpracą między romologami a historykami i socjologami, ściślejszą współpracą instytucji badawczych i edukacyjnych z organizacjami romskimi, a także intensyfikacją międzynarodowych kontaktów naukowych. Jednocześnie zagłada Romów staje się ważnym elementem działań upamiętniających, często będących rezultatem współpracy organizacji romskich, placówek naukowych i muzealnych oraz instytucji międzynarodowych. Jednakże dokumentacja wielu miejsc zagłady polskich Romów jest wciąż jeszcze niewystarczająca, brak też całościowej monografii zagłady Romów w Polsce. Jednakże inicjatywy, które przedstawiono w tym artykule świadczą o tym, że nowoczesna polska romologia stara się kontynuować wysiłek swojego „ojca-założyciela” – Jerzego Ficowskiego, który jako jeden z pierwszych badaczy w Europie rozpoczął zbieranie świadectw dotyczących romskiej zagłady
Warto podkreślić, że polskie inicjatywy akademickie są ściśle powiązane z działalnością upamiętniającą: komentują ją, czasami inspirują, a wielu wymienionych w tym tekście badaczy współpracuje z romskimi (i nie tylko) instytucjami w rozlicznych projektach edukacyjnych i upamiętniających dotyczących zagłady Romów.
Analiza międzynarodowego wymiaru procesu instytucjonalizacji romskiej pamięci zagłady prowadzi do szeregu wniosków, które wydają się być istotne również z punktu widzenia refleksji akademickiej.
Po pierwsze, daje się obecnie dostrzec zmianę pokoleniową wśród romskich działaczy i rosnącą rolę młodego pokolenia. Nowa fala działaczy, mających szersze i bardziej uniwersalne perspektywy, stanowi interesującą alternatywę dla podzielonego świata romskich instytucji, permanentnie skonfliktowanych i walczących między sobą o wpływy. Działalność takich organizacji jak FAGIC czy sieć „ternYpe” stwarza nadzieję, że młode pokolenie romskich działaczy wykroczy poza istniejące podziały i będzie stanowić zalążek zjednoczonego ruchu romskiego.
Po drugie, poszerzanie się bazy romskiego ruchu politycznego i pojawienie się nowej generacji liderów powoduje wzrost zainteresowania mniej znanymi epizodami i miejscami romskiej zagłady. Auschwitz niewątpliwie pozostanie centralnym miejscem pamięci, można się jednak spodziewać, że coraz większą rolę będą odgrywały obchody w innych miejscach, ważnych dla poszczególnych grup romskich. Ta międzynarodowa tendencja widoczna jest również w Polsce, gdzie wzrasta znaczenie uroczystości organizowanych w Łodzi, Chełmnie nad Nerem czy Treblince.
Po trzecie, zmiana pokoleniowa oznacza też zmianę priorytetów związanych z pamięcią. Pokolenie ocalałych z zagłady odchodzi obecnie w przeszłość. Pokolenie ich dzieci było zaangażowane głównie w kwestię uzyskania kompensacji za prześladowania w czasach II wojny światowej, które to zagadnienie zostało częściowo rozwiązane, a przynajmniej racje Romów doczekały się zrozumienia i zostały włączone w rozmaite systemy prawne. Najmłodsze pokolenie zainteresowane jest przeszłością, w tym zwłaszcza kwestią ludobójstwa, w celu wykorzystania jej w walce ze współczesnymi formami rasizmu. Stwarza to obecnie większe możliwości współpracy organizacji romskich z nie-Romami, budowania koalicji i uniwersalizacji romskich postulatów.
Po czwarte, nowe sposoby upamiętniania zagłady, których autorami są młodzi romscy aktywiści, traktują pamięć jako istotny składnik budowania romskiej tożsamości. Zagadnienie tożsamości, często wypierane przez starsze pokolenie, staje się obecnie tematem szeroko dyskutowanym przez romskich aktywistów w kontekście przyszłości romskiego ruchu i mobilizacji młodych Romów. Tm samym tworzy się obecnie złożony kompleks pamięci, tożsamości i walki politycznej, w którym przenikają się ze sobą rozmaite dyskursy, symbole i praktyki działania. Refleksja nad romską zagładą musi ten kompleks uwzględniać, a wręcz czynić go punktem wyjścia dalszych badań.
Zadanie pt. Zagłada Romów w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej:geneza, przebieg, upamiętnienie – Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego


Większość Romów w Generalnym Gubernatorstwie zostało zamordowanych w masowych egzekucjach, których dokonano w latach 1942-1943. W latach tych dokonano, według obecnej wiedzy, 125 masowych mordów na Sinti i Romach, czyli 75% wszystkich egzekucji Sinti i Romów na terenie okupowanej Polski. Egzekucje te doczekały się zbadania, choć wiele danych musi zostać jeszcze uzupełnionych w oparciu o kwerendy archiwalne w Niemczech i Polsce. Poniżej przedstawiamy alfabetyczna listę miejsc romskiej zagłady odwiedzonych przez nas w drugim etapie projektu, wraz z analizą istniejących upamiętnień.
Bielcza
Egzekucja Romów w Bielczy oraz jej upamiętnienie doczekało się bardzo wnikliwego opracowania autorstwa Aleksandry Szczepan i Łukasza Posłusznego. Czytamy w ich opracowaniu: „w egzekucji dokonanej przez niemieckich żandarmów wczesnym przedpołudniem prawdopodobnie 16 lipca 1942 roku w peryferyjnej części Bielczy zginęło około 28 osób z romskiego rodu Kwieków, związanego ze wsią od czasów przedwojennych. Mężczyźni, pracujący poza wsią, prawdopodobnie w większości uniknęli masakry. Przywódcą żandarmów był Otto Lapsch z posterunku w Brzesku, volksdeutsch z Pabianic (…). Wiemy na pewno o trzech ocalałych: Koli Racu i jego szwagrze Koli Kwieku oraz Bogdanie Kwieku (…). Ponadto świadkowie wspominają o kobiecie z dzieckiem, która uciekła przez pola. Przyczyną egzekucji miał być donos, wedle którego ktoś z grupy Romów dokonał drobnej kradzieży. Co jednak istotne, z zeznań składanych przed Komisją jasno wynika, że zbrodnia w Bielczy odbyła się nie tylko z przyzwoleniem, ale i najprawdopodobniej z inicjatywy lokalnych władz”.
Miejsce zbrodni nie jest upamiętnione, choć były takie plany z inicjatywy Adama Bartosza i uczestników Międzynarodowego Taboru Pamięci Romów, który w pewnym okresie obozował w Bielczy. Grób ofiar tej zbrodni jest się na miejscowym cmentarzu. Znajduje się na nim tablica z napisem „Zbiorowy grób Cyganów rozstrzelanych przez hitlerowców w 1942 r. w Bielczy. Pokój ich duszom”. Natomiast na ścianie miejscowego kościoła parafialnego znajduje się tablica poświęcona mieszkańcom wsi Bielcza, którzy za wiarę, ojczyznę i wolność w latach II wojny światowej zginęli z rąk hitlerowskich najeźdźców”. Na tablicy znajdują się imiona, nazwiska oraz wiek 28 mieszkańców wsi, a także dopisek: „41 Cyganów z r.[odu] Kwieków od 5 mies.[ięcy] – 69 l.[at]” Tablica została wmurowana w 1973r r.
Gorlice
W Gorlicach w sierpniu 1942 r. miały miejsce dwie egzekucje, w których ofiarami byli Romowie. W pierwszej z nich, dokonanej w pobliżu fabryki butów, głównymi ofiarami byli Żydzi, w drugiej Romów wraz z Żydami i Polakami zastrzelono na cmentarzu żydowskim. Upamiętnienie zbrodni na terenie cmentarza nie wspomina o romskich ofiarach.
Imbramowice
Na cmentarzu w Imbramowicach znajduje się zbiorowy grób 50 Romów, 43 rozstrzelanych w Imbramowicach 2 lutego 1943 i 7 zabitych następnego dnia w Wolbromiu. Według wspomnień mieszkanki Imbramowic Józefy Orczyk „zimą na początku 1943 roku w Imbramowicach stanął cygański tabor. Romskie rodziny zamieszkały u miejscowych gospodarzy. Wieczorem 2 lutego 1943 roku do tzw. Górnej Kolonii w Imbramowicach przybyła niemiecka ekspedycja karna. Niemcom towarzyszyli polscy ‘granatowi policjanci’. W tym czasie w Imbramowicach przebywali niemal wyłącznie romscy mężczyźni i dzieci, gdyż kobiety udały się po nową dostawę odzieży na handel. Niemcy spędzili grupę polskich chłopów do sadu należącego do Jana Brzychcyka – gospodarza, który trzymał w swoim obejściu największą liczbę Romów. Mężczyznom polecono wykopać w sadzie zbiorowy grób o wymiarach około 6 na 6 metrów. Jednocześnie rozpoczęła się masakra ludności romskiej. Osoby dorosłe ustawiano czwórkami i rozstrzeliwano, dzieciom rozbijano głowy o narożnik budynku. Grupę Romów, która ukrywała się w piwnicy domu Jana Brzychcyka Niemcy zabili granatami. Po zakończeniu masakry mieszkańcom Imbramowic rozkazano zebrać zwłoki zamordowanych i pogrzebać w sadzie Brzychcyka. Wiele ofiar dawało wciąż oznaki życia, lecz Niemcy rozkazali zakopać rannych żywcem. W 1945 roku ciała pomordowanych Romów zostały ekshumowane i przeniesione do zbiorowego grobu na imbramowskim cmentarzu. W latach 70. grób został otoczony płotkiem z metalowych płaskowników. W 2013 roku władze gminy Trzyciąż w porozumieniu z przedstawicielami społeczności romskiej odnowiły grób i zamontowały pamiątkową tablicę” Tablica ta została sfinansowana przez Stowarzyszenie Romów w Polsce, którego prezydent, Roman Kwiatkowski stracił w masakrze w Imbramowicach część swojej rodziny.
Jagiełła-Niechciałki
W miejscowości Jagiełła-Niechciałki, gmina Tryńcza znajduje się cmentarz o powierzchni 38 arów, usytuowany w lesie. Teren cmentarza jest ogrodzony, wejście przez bramę z napisem CMENTARZ WOJENNY OFIAR HITLERYZMU 1939 – 1945 (w czasie naszej wizyty dokumentacyjnej napis ten był zdjęty z bramy i leżał na ziemi, oparty o betonowy płot otaczający cmentarz. W 279 mogiłach zbiorowych i 10 indywidualnych spoczywa tutaj 5 672 ofiar (są też wyższe szacunki), w tym 131 osób zidentyfikowanych. Pochowano tutaj:
– 4 985 niezidentyfikowanych jeńców radzieckich zamordowanych o obozie funkcjonującym podczas wojny w miejscowości Wólka Pełkińska,
– 471 (w tym 72 znanych z nazwiska) Polaków, Żydów, Cyganów i Ukraińców zamordowanych podczas okupacji,
– 25 żołnierzy niemieckich oraz 1 cywil poległych podczas wojny,
– 15 nieznanych żołnierzy Wojska Polskiego,
– 176 (w tym 33 zidentyfikowanych) żołnierzy Armii Radzieckiej poległych podczas walk w 1944 roku
i ekshumowanych na cmentarz z sąsiednich miejscowości.
Wszystkie mogiły mają formę betonowych obramowań wypełnionych ziemią. Na niektórych ustawione są metalowe tabliczki z liczbą oraz narodowością pochowanych tutaj osób. Na jednej z mogił niewielka tabliczka imienna ufundowana przez rodzinę pochowanych. Jednak większość mogił posiada jedynie niewielki betonowy cokolik, na którym umieszczona jest tabliczka z wyrytym symbolem OT – ofiary terroru. Na jednej z mogił zbiorowych, przy bocznej ścianie, umieszczony jest wysoki metalowy krzyż a obok niego betonowy, pobielany ostrosłup z metalową tabliczką:
POLEGLI W LATACH 1939 – 1945
SOWIECI, ŻYDZI, CYGANIE, POLACY, UKRAIŃCY.
Ogólna tablica pamiątkowa umieszczona jest na niewielkim betonowym postumencie, na szczycie wyłożonym płytkami mrozoodpornymi. Płyta ufundowana w 1979 roku została kilka lat temu odnowiona bez zmiany treści, która brzmi:
CMENTARZ OFIAR HITLERYZMU W JAGIELLE – NIECHCIAŁKACH 1939 – 1945.
MOGIŁA ZBIOROWA PONAD 5OOO ISTNIEŃ LUDZKICH
ZAMORDOWANYCH W OBOZIE PRZEJŚCIOWYM
DLA ŻOŁNIERZY RADZIECKICH W WÓLCE PEŁKIŃSKIEJ.
OBOK GROBÓW ŻOŁNIERSKICH
SPOCZYWAJĄ POMORDOWANI W TYM REJONIE POLACY, ŻYDZI I CYGANIE.
CZEŚĆ ICH PAMIĘCI.
PATRONAT SZKOŁA PODSTAWOWA W JAGIELLE
ZARZĄD CMENTARZAMI URZĄD GMINY W TRYŃCZY
LIPIEC 1979.
Miechów
Według kwestionariusza zbrodni wojennych na terenie Miechowa, wypełnionego po wojnie przez Juliana Piwowarskiego, byłego wójta gminy Miechów (w innych wersjach burmistrza Miechowa) w 1943 r. na terenie miejscowego cmentarza żydowskiego zamordowano 27 Romów, których ciała następnie spalono, a szczątki pochowano na miejscu w nieoznakowanym grobie. Na tej podstawie Prokuratura Okręgowa w Kielcach we współpracy z Okręgową Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich rozpoczęła w 1976 r. śledztwo. Na podstawie notatek z nieodnalezionego pamiętnika Juliana Piwowarskiego i własnych poszukiwań, jego syn, Stanisław Piwowarski, zrekonstruował taki opis wydarzeń: „Zimą 1943 r. żandarmeria niemiecka z Miechowa na czele z por. żand. Georgiem Grillenbergiem zlikwidowała przez rozstrzelanie na miejskim cmentarzu żydowskim w Miechowie przy ul. Polnej 27 cyganów, w tym kilkanaście dzieci i kilka kobiet (były także kobiety ciężarne). Ofiary pochodziły z różnych łapanek, przeprowadzanych za cyganami na terenie miechowskiego, od kilku tygodni. Zwłoki pochowano na miejscu kaźni.” Niestety, z powodu niemożności znalezienia świadków tej zbrodni oraz braku informacji o niej w innych zeznaniach śledztwo zostało umorzone w 1977 r.
Jednakże istnieje też w Miechowie inne miejsce związane z wojennymi prześladowaniami Romów – teren getta, istniejącego w latach 1942-1942 i zlokalizowanego w rejonie Rynku i ulic: Krakowskiej, Słowackiego i Mickiewicza, gdzie byli osadzani schwytani w okolicy Romowie. Niektórzy z nich byli stąd transportowani do obozów koncentracyjnych i obozów zagłady. Romski Instytut Historyczny dysponuje relacją Anny Kwiatkowskiej z 1997 r., dotyczącą jej pobytu w miechowskim getcie:
„Urodziłam się 20.03.1923 roku w Wolbromiu w rodzinie romskiej. Wolbrom był tym miejscem gdzie w okresie zimowym mieszkaliśmy po kilkumiesięcznej wędrówce taborami. Początek wojny zastał nas w lasach w okolicach Tych i Bierunia. Zdążyliśmy uciec przed wojskiem niemieckim i przemieszczaliśmy się na wschód w rejon lasów kieleckich, wraz z Wojskiem Polskim. Jedliśmy to co żołnierze, bo oni nam pomagali. Gdy wkroczyli Niemcy byliśmy w rejonie Kielc. Niektórzy z nas mieszkali w opuszczonych domach, większość w swoich wozach pod lasem. Po około roku czasu rozpoczęły się represje. Wspólnie z rodzinami Wiśniewskich, Brzezińskich, Dolińskich, Pawłowskich, Majewskich, Buriańskich utworzyliśmy tabor, który przemieszczał się w kierunku Krakowa. W okolicach Miechowa Niemcy nas otoczyli i wszystkich około 100 osób przetransportowali do getta w Miechowie. Tam był bardzo duży barak, po jednej stronie kobiety, po drugiej mężczyźni, pamiętam, że przedzielony był bardzo grubą kratą. Zabrali nam wszystko co mieliśmy, nawet osobistą biżuterię i wszystkich ostrzyżono. W tym obozie – przebywałam około 2 miesięcy, lecz Niemcy mnie wypuścili. Nie wszyscy wyszli z tego obozu. Mama Kwiatkowska Wiktoria z domu Głowacka znalazła się w Oświęcimiu ze swoimi siostrami w tym z moją siostrą Zofią Kwiatkowską oraz bratem Janem Kwiatkowskim, gdzie zginęli. Tata został wywieziony do Niemiec do obozu w Ravensbrück.”
Pilica
W miejscowości tej znajduje się masowy grób o. 40 Romów, schwytanych w okolicy przez miejscowy oddział żandarmerii i rozstrzelanych w 1942 r. Damian Liszczyk w swoim artykule opisuje go w następujący sposób: „Grób jest dużych rozmiarów (wymiary 5m x 3 m), stały na nim dwa krzyże – jeden z metalowych zardzewiałych rurek, drugi wykonany z zaprawy cementowej, na którym wyryto datę 1942 oraz cyfrę 17. Z relacji starszych mieszkańców wynika, że pochowano tam, schwytanych przez żandarmerię niemiecką w lipcu 1942 roku w Czarnym Lesie obywateli narodowości romskiej, którzy zostali rozstrzelani pod Złożeńcem. O tym wydarzeniu wspomniał również ksiądz Henryk Błażkiewicz w monografii ‘Pilica zarys dziejów miejscowości’ wydanej w 1992 roku.
Przez długi czas dla społeczeństwa ziemi zawierciańskiej wydarzenia z 1942 roku były mało znane, ponieważ na mogile nie było żadnej informacji. Grób był zarośnięty trawą i chwastami. W 2001 roku członkowie Komisji Ochrony Cmentarzy Wojennych i Fortyfikacji przy Oddziale PTTK w Zawierciu na czele z Maciejem Świderskim wspólnie z prezesem Towarzystwa Miłośników Pilicy i Ziemi Pilickiej Edwardem Szumarą, ustawili i wkopali do ziemi przewrócony cementowy krzyż oraz załączyli tablicę informacyjną o treści: ‘Mogiła Romów zamordowanych przez okupanta hitlerowskiego w 1942 roku’. Z biegiem czasu cementowy krzyż oraz tablicę informacyjną zastąpiono 2 granitowymi tablicami w dwóch językach (polskim i romskim), o treści: ‘Tu spoczywa około czterdziestu nieznanych nazwiska Romów zamordowanych przez hitlerowców w lipcu 1942 roku. Niewinnym ofiarom wieczny pokój i pamięć’.
Przy mogile z charakterystycznym cokołem w kształcie latarni i nowym krzyżu, znajduje się również murowany ołtarz polowy. Od 2004 roku Romowie z Województwa Śląskiego regularnie odwiedzają to miejsce pamięci, składają kwiaty, zapalają znicze oraz czczą ofiary minutą ciszy”.
Rzeszów
Zebrane przez Krzysztofa Bukowskiego świadectwa potwierdzają obecność Romów w getcie rzeszowskim. Romowie byli w nim osadzani w latach 1941-1942. W getcie Romowie cierpieli z powodu głodu i chorób, byli też bici i – według zeznań ocalałych – zabijani. Oddziałowa Komisja Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu w Rzeszowie prowadziła w tej sprawie śledztwo, które jednak zostało umorzone 9 czerwca 2003 r. „wobec nie wykrycia sprawców oraz wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia zbrodni zabójstwa”.
Sanok
Podobnie jak w Rzeszowie, również w Sanoku Romowie byli osadzani w miejscowym getcie, gdzie cierpieli z powodu złych warunków życia i okrucieństwa Niemców. Również i tu istnieją ustne świadectwa zbrodni popełnianych na Romach w getcie, jednakże i w tym przypadku śledztwo zostało umorzone. Na cmentarzu w Sanoku znajdują się symboliczne upamiętnienia ofiar II wojny światowej i okupacji. Są tam tez pogrzebane szczątki ofiar egzekucji przeprowadzonych w różnych miejscach regionu. Wg. Adama Bartosza znajdują się tam też zwłoki Romów zastrzelonych w Wielopolu, wsi będącej obecnie częścią Zagórza.
Szczurowa
We wsi tej, 3 sierpnia 1943 roku 93 Romów, mężczyzn, kobiet, dzieci i starców, zostało zabitych przez niemiecką policję. Niemieccy żandarmi i polscy policjanci otoczyli romskie osiedle na skraju wsi. Po zastrzeleniu kilku Romów na miejscu Niemcy zmusili mieszkańców wsi do dostarczenia zaprzęgniętych wozów, w których Romowie zostali przewiezieni na miejscowy cmentarz. Mieszkańcy wsi (oferując łapówki) i niektórzy polscy policjanci negocjowali z Niemcami zwolnienie Romów pozostających w związkach małżeńskich z nie-Romami i ich dzieci. Jednocześnie, wykorzystując nieuwagę Niemców, kilkoro romskich dzieci zostało przez rodziców przekazanych w ręce zaprzyjaźnionych mieszkańców wsi. Romowie zostali zastrzeleni na cmentarzu (dzieci mordowano roztrzaskując ich głowy o mur budynku cmentarnego). Pochowano ich w masowym grobie na miejscu mordu.
Szczurowa jest największym ze znanych miejsc masowych egzekucji Romów w okolicach Tarnowa. Krewni zamordowanych od dawna odwiedzali Szczurową, a ich wizyty nieświadomie przybierały formę rytualną, obejmując na przykład przejście od dawnego osiedla szczurowskich Romów do cmentarza, gdzie zostali oni zastrzeleni i pogrzebani. Można zatem powiedzieć, że choć Tabor Pamięci należy niewątpliwie do „tradycji wynalezionej”, to jednak oparty jest na spontanicznych rytuałach rodzinnych.
Pamięć Romów zamordowanych w Szczurowej upamiętniono oficjalnie już w 1965 r. Wówczas, jak pisze Bartosz „z inicjatywy miejscowej ludności oraz kombatantów ustawiono przy mogile [zastrzelonych Romów – autorzy raportu] wielki granitowy głaz narzutowy opatrzony odpowiednią inskrypcją”. Głosiła ona, że jest to „zbiorowa mogiła 93 mieszkańców Szczurowej zamordowanych przez hitlerowców”. Według Bartosza jest to „pierwszy na świecie pomnik wzniesiony ku upamiętnieniu romskiej Zagłady” (ibid.: 34). Nie do końca można się z tym stwierdzeniem zgodzić: wprawdzie niewątpliwie pomnik upamiętniał konkretne wydarzenie, zbrodnię, której ofiarą byli, o czym wiedzieli wszyscy, wyłącznie Romowie, to jednak ani „romska Zagłada”, ani nawet samo słowo „Romowie” (czy „Cyganie”) nie zostały na tablicy pamiątkowej wspomniane. W 1933 r. obok dawnego upamiętnienia powstało nowe, przesycone symboliką religijną i posługujące się – w odróżnieniu od poprzedniego, komunistycznego – znakiem krzyża. Na nowej tablicy możemy przeczytać: „3 lipca 1943 – 10 lipca 1993/W 50 rocznicę zamordowania/93 Cyganów-Romów/W czasie okupacji hitlerowskiej/Hołd modlitewny składają/Mieszkańcy Szczurowej”. Najnowsza tablica ufundowana przez byłego konsula RFN w Krakowie Dr. Lauridsa Hölschera i jego żonę Lee-Elisabeth Hölscher-Langner podchodzi do upamiętnienia w sposób indywidualistyczny i personalistyczny. Projektodawcy podjęli wielki wysiłek i przy współpracy ocalałej z masakry Krystyny Gil zrekonstruowali imiona i nazwiska ofiar, które stanowią główną część upamiętnienie. W ten sposób bezimienne zazwyczaj ofiary masowych mordów odzyskały swą indywidualną tożsamość i godność. Pełny tekst na najnowszej tablicy upamiętniającej przedstawia się w następujący sposób: „Grób Romów zastrzelonych przez okupanta hitlerowskiego w Szczurowej 3 lipca 1943/[nazwiska]/Na bister [po romsku: nie zapomnij]/W hołdzie pomordowanym/Niemieccy przyjaciele Romów”
Szebnie
W latach 1941-1944 działał w Szebniach obóz pracy, przeznaczony dla sowieckich jeńców wojennych, Żydów, Romów i Polaków. Początkowo osadzano w nim tylko jeńców, później, w drugim okresie, jego więźniami byli też Romowie. Na terenie obozu (gdzie obecnie mieści się szkoła podstawowa) znajduje się upamiętnienie oraz informacja o charakterze obozu, przez który przeszło ogółem 15 tys. ludzi, a wielu z nich zginęło z głodu, chorób i podczas egzekucji.
Zahutyń
Kamień pamiątkowy w Zahutyniu upamiętnia grupę ok. 18 Romów rozstrzelanych w tym miejscu, aczkolwiek Romowie nie są na nim wymienieni. Oficjalnie pomnik upamiętnia „poległych w walce z okupantem hitlerowskim 1940-1944 i w okresie utrwalania władzy ludowej 1945 – 1956” i został postawiony przez Koło ZBoWiD i ORMO w Zagórzu.
Zasław
Obóz pracy przymusowej w Zasławiu działał w latach 1940-1943 na terenie fabryki celulozy. Jego więźniami byli głównie Żydzi, ale także Romowie z okolic Sanoka. Często nie są oni jednak wspomniani w materiałach dotyczących tego miejsca, jak i na samym pomniku.
Złotniki
W miejscu, w którym hitlerowcy zamordowali w 1944 r. 20 Romów, głównie kobiet i dzieci, lokalni pasjonaci historii postawili niedawno krzyż ze stosowna tablicą.
Żabno
W czerwcu 1943 r. na cmentarzu naziści zgładzili Romów z Żabna. W Muzeum Etnograficznym w Tarnowie przechowywana jest relacja jednego ze świadków tej zbrodni: „O świcie przyjechali do Żabna Guzdek, żandarm Wilhelm Stein, Mądry i Niechciał z Otfinowa. Tu dołączył do tych zbójów gestapowiec Rommelmann z Tarnowa i Józef Piet z Sonderdienst z posterunku w Żabnie. (….) Przy użyciu załogi z posterunku w Żabnie wyrwali ze snu nieszczęśliwych Cyganów i doprowadzili mężczyzn, kobiety i dzieci do ratusza w rynku. Dobytek ich z miejsca zrabowali i gdy już wszystkich mieli w ratuszu, otoczyli tych bezbronnych ludzi i powiedli na pobliski cmentarz żydowski. Tam, za bramą, przy użyciu kolb zmusili brutalnie cały szczep do rozebrania się do naga i tu dopiero Cyganie zorientowali się, że nadszedł kres ich ziemskiego bytu. Rozległ się krzyk wielki. Cyganie miotali obelgi. Dzieci płakały żałośnie i tuliły się do swych nagich, bezbronnych i rozkrzyczanych matek. Zbóje i zwyrodnialcy porywali kolejno ofiary i strzałem w tył głowy wybili bezlitośnie wszystkich. Nie trafionych śmiertelnie, bestialsko dobijali”.
Ofiarami byli niemieccy Sinti, deportowani najprawdopodobniej z Westfalii w 1940 r. Zatrudnieni byli oni przy umacnianiu wałów przeciwpowodziowych na Dunajcu i w cegielni. Mieszkali po kilka, kilkanaście osób w wynajętych domach. Kres ich życia nadszedł rankiem 8 lipca 1943 roku Niemcy kazali zebrać się w budynku gminy gminnym urzędnikom i policjantom, po czym zarządzili, aby ci, mając adresy zamieszkania Romów, doprowadzili ich do urzędu. Tam odebrano im wszystkie rzeczy osobiste i zaprowadzili na pobliski cmentarz parafialny. Tam Niemcy dokonali egzekucji, mordując 49 osób i nakazując pogrzebać ich w zbiorowej mogile na krańcu cmentarza. Prawdopodobnie w tej samej mogile pochowano kolejne ofiary, przypuszczalnie było to 12 osób, Romów węgierskich, zamordowanych w grudniu tego samego roku w Biskupicach Radłowskich. W 1946 roku z inicjatywy lokalnych władz mogiłę obudowano betonowym cokołem i umieszczono na niej granitowa płytę z napisem. W 2012 r. z inicjatywy Muzeum Okręgowego w Tarnowie na miejscu zniszczonego pomnika nagrobnego postawiono nowy, duży, granitowy grobowiec. Miejscem pamięci opiekują się uczniowie miejscowej szkoły.
Zadanie zrealizowane ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego





















W tej części raportu chcielibyśmy dokonać porównawczej analizy upamiętnienia romskiej Zagłady znajdującej się w lesie nieopodal Borzęcina w południowej Polsce i pomnika pamięci Romów – ofiar narodowego socjalizmu w Berlinie.
Wprowadzenie: estetyka jako polityka pamięci.
Sztuka, zwłaszcza muzyka, była „od zawsze” tym obszarem, w którym dokonywała się interakcja Romów z nieromskim otoczeniem. Obszarem, dodajmy, w którym w odróżnieniu od innych sfer życia Romowie byli względnie akceptowani. Jednocześnie jednak, szczególnie w sztukach plastycznych Romowie – również „od zawsze” – byli uprzedmiotowieni, stając się, jak pisze Timea Junghaus, „ofiarami reprezentacji tworzonych wyłącznie przez nie-Romów”. Sytuacja ta zaczęła się niedawno zmieniać, a współczesna kultura i sztuka „otworzyły drzwi przed treściami niesionymi przez społeczności peryferyjne”. Jednocześnie działalność artystyczna stała się dla wielu grup drogą do podmiotowości, autoekspresji i podniesienia prestiżu w oczach innych, zwłaszcza jeśli mowa o grupach funkcjonujących w warunkach deficytu demokracji.
Oznacza to, że sztuka grup dyskryminowanych wkracza w domenę walki politycznej, co potwierdza tezę wybitnej teoretyczki współczesnej rzeczywistości, Chantal Mouffe, że pomimo zawłaszczenia sztuki przez mechanizmy kapitalistycznej ekonomii i dążenia do jej odpolitycznienia, ciągle ma ona wymiar polityczny a polityka – estetyczny. Polityczny wymiar sztuki polega na tym, że twórczość artystyczna odgrywa rolę „w tworzeniu i podtrzymywaniu danego porządku symbolicznego, lub też w jego podważaniu”. Z kolei polityka, zajmując się między innymi symbolicznym porządkowaniem stosunków społecznych, posługuje się symboliką, ma więc z konieczności aspekt estetyczny.

Polityczny charakter sztuki i estetyczny charakter polityki są szczególnie widoczne w sferze tożsamości zbiorowych, które należy traktować dynamicznie, jako procesy konstruowania i manifestowania określonych form identyfikacji, a także zdobywania dla nich uznania, które wszystkie rozgrywają się w sferze politycznej, używając zarazem dyskursywnych i symbolicznych elementów, których zasobem i wyrazem jest sztuka. Szczególną rolę w tych procesach odgrywa sztuka krytyczna, która podważa konkretne postaci politycznej i estetycznej hegemonii, udzielając głosu grupom, które dominujące dyskursy uciszają i które nie mogą się w nich wyrazić.
Koncepcja sztuki, tak jak ją rozumie Mouffe, sytuuje się zatem w opozycji do neoliberalnej koncepcji polityki, która wyklucza zagadnienie tożsamości ze sfery politycznej, przesuwając ją do zmarginalizowanej i odpolitycznionej kultury. Większość społeczna decydująca o takiej polityce w dalszym ciągu kontroluje jednak sferę produkcji i ekspresji tożsamości, mitologizując jednak tę kontrolę i przedstawiając ją jako nienormatywne narzędzie liberalnego zarządzania, będące jedynie środkiem gwarantującym wolność posiadania tożsamości.
Sztuka tworzona przez Romów przetwarza elementy romskiego doświadczenia historycznego stając się nie tylko ekspresją tożsamości i częścią romskiej pamięci zbiorowej, lecz także elementem walki Romów o uznanie i upodmiotowienie. Jednocześnie demaskuje ona rzekomą apolityczność prowadzonej w neoliberalnym stylu polityki kulturalnej. W tym miejscu chcielibyśmy poddać refleksji te trzy grupy problemów (tożsamość i pamięć, uznanie i podmiotowość, krytyka antagonistycznej polityki), analizując przekaz pamięci i społeczno- polityczne funkcje dwóch pomników romskiej zagłady z czasów II wojny światowej, które na pierwszy rzut oka więcej dzieli niż łączy. Jeden z nich, autorstwa romskiej artystki, stoi w odludnym miejscu w południowej Polsce, drugi, zaprojektowany przez światowej sławy izraelskiego rzeźbiarza, znajduje się w jednym z centrów współczesnej Europy – w Berlinie. Zamierzamy pokazać, że pomimo oczywistych różnic pomniki te niosą podobny przekaz, a także umieścić ów przekaz w szerszym kontekście romskiej polityki tożsamości, opartej między innymi na historycznej narracji Romów jako ofiar Holokaustu.
Romska pamięć była zawsze kontrolowana przez innych a Romowie nie posiadali środków, by tę sytuację zmienić i wyjść ze swoją pamięcią do przestrzeni publicznej. Dlatego często pielęgnowali ją w zamkniętych, rodzinnych kręgach, mieli kłopoty z jej komunikacją i nie mieli możliwości jej instytucjonalizacji jako elementu pamięci kulturowej. Sytuacja ta zaczęła się zmieniać począwszy od lat 1970. wraz z powstaniem i rozwojem międzynarodowego ruchu romskiego a także w związku z mającym wiele przyczyn rozluźnieniem politycznej kontroli nad pamięcią i demokratyzacją dostępu do środków wytwarzania pamięci zbiorowej. Jednym z elementów tych procesów było powstanie i popularyzacja dyskursu Holokaustu, który zaczął służyć jako układ odniesienia dla pamięci innych grup, prześladowanych w różnych momentach swojej historii. Dla romskich aktywistów była to doskonała okazja do upomnienia się o wymazaną romską historię. Historię, w której Romowie byli jednymi z najważniejszych aktorów: głównymi, obok Żydów, ofiarami nazistowskiego ludobójstwa.
Chcielibyśmy teraz przedstawić dwa konkretne przykłady upamiętnień romskiej zagłady, w których dostrzec można większość przedstawionych powyżej cech. Są one na pierwszy rzut oka bardzo różne: jeden to pomnik stojący w lesie w południowej Polsce i mający znaczenie lokalne – jest on istotny dla miejscowych społeczności romskich i związanych z nimi nie-Romów (muzealników, działaczy kulturalnych, naukowców); drugi natomiast znajduje się w samym centrum jednego z najważniejszych europejskich miast. Zdjęcia z jego odsłonięcia znajdowały się na okładkach najważniejszych światowych gazet, a on sam staje się symbolem całego romskiego ruchu politycznego.
Borzęcin k. Tarnowa
W lipcu 1942 roku grupa Romów (ok. 9 dorosłych i 21 dzieci) została schwytana w pobliżu wsi Wał-Ruda. Początkowo miano ich rozstrzelać w miejscu zwanym Kisielina, między Wolą Radłowską a Wał-Rudą. Jednakże, według uczestnika tamtych wydarzeń, ludzie mieszkający w okolicy prosili, aby tego nie robić w tym miejscu: „Tam ludzie się zebrali. Błagali tych policjantów i Niemców, aby nie strzelali tam. By wzięli ich do lasu” (Kołodziejski 2013). Wątek negocjowania miejsca egzekucji przez mieszkańców przysiółka jest do dziś żywy. Mieszkańcy Borzęcina i okolic często odwołują się do niego, chcąc zademonstrować rozmówcy swój negatywny stosunek do zamordowania Romów, choć z logicznego punktu widzenia nie ma to większego sensu, gdyż zamordowanie ich w lesie najwidoczniej już tak bardzo ludności miejscowej nie przeszkadzało. Mam wrażenie, że mamy tu do czynienia ze zjawiskiem eksterioryzacji zła: mieszkańcy okolicy mają świadomość, że zdarzyło się coś złego, co więcej, że w tym źle uczestniczyli, jak się później okaże, również Polacy. Można powiedzieć, że poprzez opowieść o tym, jak ich przodkowie prosili o niewykonywanie egzekucji w pobliżu ich domów, współcześni mieszkańcy chcą się zdystansować od zła, w którym uczestniczyli członkowie ich zbiorowości, chcą je wyprowadzić na zewnątrz wspólnoty i ukryć gdzieś daleko od ludzkich oczu.
Schwytani Romowie zostali wsadzeni na drabiniaste wozy używane przy żniwach, powożone przez miejscowych chłopów, i wywiezieni poza wieś. „Szukali dogodnego miejsca do rozstrzelania tych Cyganów. W lesie co jakiś czas schodzili z drogi i upatrywali dogodnego miejsca do dokonania morderstwa. Jechaliśmy dosyć długo, już las miał się kończyć. W pewnej chwili zatrzymali się i weszli do lasu. Uznali teren za dogodny, bo było takie naturalne zagłębienie w ziemi. Las sosnowy mógł mieć 40–50 lat. Był gęsty i wysoki”.
Autor cytowanej wyżej relacji, Józef Kołodziej, był owego lipcowego dnia 1942 roku wyznaczony jako jeden z woźniców wożących furmankami komendanta posterunku granatowej policji w Borzęcinie, Konarskiego, i dwóch jego podwładnych, Zgłobisza i Kuklińskiego, oraz niemieckiego żandarma Wiktora Henschke. Ich podróż nie miała związku z opisywanym zatrzymaniem, a wspomniane wozy drabiniaste ze schwytanymi Romami spotkali przypadkiem w drodze powrotnej. Romowie musieli zatem zostać zatrzymani przez inne osoby. Według pierwszego ze świadków, Józefa Siuduta, zatrzymanym Romom towarzyszyło na rowerach „2 Niemców i 15 policjantów”. Z kolei Kołodziej twierdzi, że Niemców było trzech: Henschke i dwóch innych, w sumie było to ok. 10 osób – oprócz niemieckich żandarmów wyłącznie granatowi policjanci z posterunku w Borzęcinie.
Romowie zostali zaprowadzeni w las, do wybranego miejsca. Następnie kazano się im położyć twarzą do ziemi. W tym momencie jeden z Romów zdecydował się na ucieczkę. „Niemiec z pistoletu dwa strzały oddał, ale go nie trafił. Polecił strzelać granatowym policjantom. Dwóch policjantów strzelało do niego, ale go nie trafili. Uciekł”.
Następnie rozpoczęła się egzekucja. Pierwszy ze świadków referował: „Niemcy mieli automaty, policjanci granatowi karabiny ręczne. Otoczyli Cyganów w koło. Rozstrzeliwani stali, w tym dołku, a oni strzelali. Kobiety trzymały dzieci na rękach. Oni otworzyli ogień i strzelali do tych Cyganów. Tam były kobiety, dzieci, mężczyźni”.
Inaczej zapamiętał tę scenę drugi świadek: „Grubszy Niemiec szedł i po kolei strzelał. […] Myśmy stali z boku, widziałem jak podchodził do każdego. Zabił trzech dorosłych mężczyzn, pięć kobiet i dwadzieścia jeden dzieci”.
Jeden ze świadków, Józef Siudut, wraz z przyprowadzonymi mieszkańcami okolicznej leśniczówki i chałup położonych bliżej lasu, zakopywał zwłoki zamordowanych Romów. Drugi świadek, Józef Kołodziej, zawiózł w tym czasie niemieckich żandarmów i (przynajmniej część) polskich granatowych policjantów „do Dolnego Borzęcina do gospody u Jana Kozy. Do rana tam siedzieli. Niemcy pili razem z policjantami i tam był jeszcze nasz wójt Pałach. Chwalili się, jak tam strzelali do tych Cyganów. Trochę mówili po niemiecku, trochę po polsku. Niewiele rozumiałem, ale przechwalali się, jak strzelali do tych Cyganów. Gdy tam zaglądnąłem, widziałem jak hitlerowiec Henschke manewrował rewolwerem, demonstrując chełpliwie, jak on to strzelał do Cyganów. Strzelali wszyscy, Polacy też. Konarski, komendant posterunku, Zgłobisz, Kukliński i inni. Myśmy całą noc czekali na polu tam z Klisiewiczem. Dopiero rano wsiedli na furmanki i przywieźliśmy ich na posterunek do Górnego Borzęcina”.
Jak widać, świadkowie w odmienny sposób zapamiętali samą egzekucję. Jeden z nich widział, jak do bezbronnych ofiar strzelają zarówno niemieccy żandarmi, jak i polscy granatowi policjanci. Według drugiego, rozstrzeliwał wyłącznie Niemiec, zaś granatowi policjanci strzelali (niecelnie) jedynie do uciekającego Roma. Pierwszą wersję potwierdza inna jeszcze spisana relacja. Drugą znajdujemy w pracy Adama Kazimierza Musiała, który przypisuje zbrodnię w Borzęcinie Engelbertowi Guzdkowi, niemieckiemu żandarmowi pochodzącemu ze Śląska, winnemu wielu zbrodni, w tym między innymi zamordowania 93 Romów, mieszkańców położonej niedaleko Borzęcina Szczurowej.
Interesujące jest też, że Józef Kołodziej (ten, który widział, jak do Romów strzelają niemieccy żandarmi i polscy policjanci) nieco inaczej zeznawał w 1971 roku przed Komisją Badania Zbrodni Hitlerowskich w Polsce. W zeznaniu tym żandarm Henschke staje się „gestapowcem Henschko”, zaś polscy policjanci w opisie egzekucji przedstawieni są jako „żandarmi” i stają się „funkcjonariuszami policji” (choć bez wspomnienia narodowości) dopiero w opisie drogi powrotnej. Wydaje się więc, że nawet naoczni świadkowie mieli i mają kłopot ze zbrodnią w Borzęcinie, a zwłaszcza z udziałem w niej Polaków. Jest to dla nich sprawa trudna do przyswojenia i stąd biorą się różne przemilczenia i interpretacje, które funkcjonują w charakterze mechanizmów obronnych. Niespójności w zeznaniach i ich zmieniająca się w czasie treść również świadczą o tym, że wydarzenia z 1942 roku do dziś są dla okolicznych mieszkańców swego rodzaju traumą, z którą starają się sobie jakoś radzić.
W 1959 roku ciała pomordowanych zostały ekshumowane i pochowane na cmentarzu parafialnym w Borzęcinie, co, nawiasem mówiąc, można uznać za powrót ofiar obudowany katolickim rytuałem, a więc niezagrażający integralności mieszkańców, a nawet mogący stanowić swego rodzaju akt ekspiacyjny. W 2010 roku miejsce egzekucji zostało oznaczone drewnianym krzyżem przez uczestników Romskiego Taboru Pamięci, wśród których był między innymi konsul generalny Republiki Federalnej Niemiec, a w lipcu następnego roku z inicjatywy Muzeum Okręgowego w Tarnowie wzniesiono w tym miejscu pomnik. Jego autorką jest Małgorzata Mirga-Tas, romska artystka, absolwentka krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych na Wydziale Rzeźby, któa ostatnio odnosi ogromne sukcesy międzynarodowe.
Pomnik jest wykonany z drewna i składa się z części centralnej, przypominającej pień drzewa, a po obu jej stronach znajdują się dwie ludzkie postaci: upadający na ziemię mężczyzna i próbująca się ukryć kobieta. Otacza go 29 kamieni, symbolizujących zamordowane w tym miejscu osoby, co było pomysłem Adama Bartosza, dyrektora tarnowskiego muzeum i pomysłodawcy pomnika. Na pomniku znajduje się tablica, z której dowiadujemy się, że jest to „Miejsce pamięci o 29 Romach: 3 mężczyznach, 5 kobietach i 21 dzieciach zastrzelonych tutaj przez Niemców w 1943”. Jak więc widzimy, sprawstwo zbrodni przypisane zostało wyłącznie Niemcom, pomimo dość dobrych podstaw by sądzić, że uczestniczyli w niej czynnie Polacy – granatowi policjanci.
Niemcy jako sprawcy pojawiają się również w znajdującym się na tablicy fragmencie wiersza Papuszy Smutna pieśń, wybranym przez Natalię Gancarz, pracownicę tarnowskiego muzeum:
Nie było życia dla Cyganów w mieście
i na wsi zabijali, zabijali nas.
Co robić? Szły z dziećmi Cyganki w las,
daleko w las, by nie znalazły nas niemieckie psy.
Małgorzata Mirga-Tas, która wygrała rozpisany przez tarnowskie Muzeum konkurs na projekt pomnika, nie uważa się za „artystkę etniczną”, motywy romskie rzadko pojawiają się w jej pracach, a borzęciński pomnik był jej pierwszym dziełem poświęconym zagładzie. W wywiadzie przeprowadzonym przez Natalię Gancarz w Czarnej Górze 04.09.2012, w następujący sposób mówi ona o swojej koncepcji pomnika:
„Pomnik postanowiłam wykonać w modrzewiu. Uznałam, że to będzie idealny materiał, ponieważ nie chciałam, żeby pomnik epatował złotymi literami, marmurami, granitami i tak dalej. Tragizm tej zbrodni ma tak potężny ładunek emocjonalny, że trudno znaleźć taką formę wypowiedzi artystycznej, żeby była w stanie oddać ona choć część tych emocji. Nie jestem artystką pomnikową i nie odważyłabym się stworzyć pomnika, starającego się oddać te emocje, no bo nieudany patos, dramatyzm, jest po prostu komiczny. Chciałam, aby mój pomnik był skromny, prosty i uczciwy, aby był też zrozumiały dla samych Romów […]. Dlaczego z drewna? Pomyślałam, że to, co tam wydarzyło pozostawiło piętno w tym miejscu i tylko drzewa mogą to przekazać drzewu. Las pamięta i w pierwszej chwili miałam takie odczucie, że to są tacy niemi świadkowie. Obecnie trochę więksi i starsi. Wiadomo, że pomnik z biegiem lat zapewne się zmieni, zacznie żyć swoim własnym życiem, las go pewnie jakoś zaadoptuje i stanie się on częścią tego miejsca […] ale tak właśnie ma być, ma być częścią lasu, który pamięta płacz, przerażenie, strach, strzały, twarze […]. Projektując pomnik, myślałam o dzieciach, które pewnie nie były do końca świadome tego, co tam się wydarzy, a nawet jeśli zdawały sobie sprawę, co się dzieje, to wówczas najbardziej potrzebowały rodziców, miłości. Dlatego upadający mężczyzna to nie tylko Rom, postrzelony z karabinu, to nie tylko człowiek upadający na ziemię, ale też ojciec, brat, syn. Z tyłu chowa się kobieta przed karabinami, przed oprawcami i to nie jest tylko kobieta, to jest – matka tych dzieci, siostra, córka… Wydaje mi się, że to ma głębsze przesłanie niż kolejna rzeźba z kołem cygańskim – elementem kultury cygańskiej. Tam nie zamordowali Romów, tam dokonali mordu człowieczeństwa”.
Jak widzimy, autorka podkreśla uniwersalne elementy swojej koncepcji, ma też interesującą wizję pomnika wtapiającego się w krajobraz, który jako jedyny jest świadkiem tego, co się zdarzyło. Jest to więc idea bliska koncepcjom kontrmonumentalizacji, opartym na przekonaniu, że adekwatna reprezentacja przeszłości w tworzywie czysto artystycznym jest niemożliwa.
Zastosowane tu elementy symboliczne pozwalają zinterpretować omawiany pomnik jako skomplikowaną sieć odniesień do rozmaitych układów znaczeń. Umieszczenie pomnika w lesie, przy rzadko uczęszczanej drodze, uzmysławia nam fakt „niewidzialności” romskiej zagłady, o której do niedawna nie było zbyt wiele wiadomo i która nie interesowała szczególnie badaczy Holokaustu i innych zbrodni hitlerowskich.
Wiersz Papuszy tworzy interesujący dysonans z miejscem, w którym się znalazł, dysonans, który przekazuje istotną prawdę o zagładzie Romów. Wspomniany w nim las był dla Romów miejscem bezpiecznym, swoim, w którym nie grozi niebezpieczeństwo (widać to w różnych innych wierszach Papuszy). Tymczasem, w tym wypadku tekst owego wiersza znajduje się w miejscu – lesie – w którym Romowie zostali zamordowani. To, że las, będący oazą bezpieczeństwa, może stać się miejscem śmierci, jest poetycką metaforą niepewności romskiego losu w czasie zagłady.
Projekt pomnika – ustawienie postaci mężczyzny i kobiety po przeciwnych stronach symbolizującej drzewo płyty – jest odniesieniem do pojęcia rozdzielenia. Zagłada Romów w wielu wypadkach oznaczała negację ich jedności, „bycia razem” – romskiej przestrzeni społecznej, opartej na idei „braterstwa”.
Bardzo interesujący jest też przekaz przemijającego i względnie nietrwałego materiału, z którego powstał pomnik. Jak widzieliśmy, w intencji autorki pomnik ma się zmieniać, stając się coraz bardziej integralną częścią lasu, w którym się znajduje, owego „prawdziwego świadka” tragedii, która się w nim rozegrała. Taka koncepcja pomnika odwołuje się do zmiennej natury samej pamięci, która z czasem otrzymuje nowe formy wyrazu, dokonując przy tym nowej selekcji treści wartych zapamiętania, często zmieniając punkt widzenia, z którego postrzegane i oceniane są przeszłe wydarzenia. Niemniej jednak, pomimo swej zmienności, pamięć pozostaje pamięcią. Wolno przynajmniej mieć taką nadzieję, choć możliwy jest również taki wariant, że rozpłynięcie się pomnika w otaczającym go lesie będzie oznaczać wyciszenie pamięci i usunięcie pewnych wspomnień z pola widzenia – w sposób zbliżony do tego, w jaki mieszkańcy przysiółka Kisielina chcieli oddalić od siebie miejsce egzekucji, czy też do tego, w jaki wyciszony jest udział Polaków w tej zbrodni.
Berlin: Pomnik Pomordowanych Sinti i Romów – Ofiar Nazizmu
Geneza tego pomnika sięga końca lat 80., kiedy powstała inicjatywa zbudowania w Berlinie pomnika Holokaustu, który ostatecznie powstał jako Pomnik Pomordowanych Żydów Europy. W związku z tą inicjatywą przewodniczący Centralnej Rady Niemieckich Sinti i Romów, Romani Rose, wystosował petycję, w której domagał się uznania, że Holokaust oznaczał też śmierć pół miliona Sinti i Romów oraz upamiętnienia tego faktu w związku z planowanym pomnikiem.
Petycja Rosego wpisała się w akademicką (i nie tylko) debatę dotyczącą tzw. tezy wyjątkowości, głoszącej, że zagłada Żydów w czasie II wojny światowej była zdarzeniem nieporównywalnym z niczym i nie mającym precedensu w ludzkiej historii. Rose jednakże nie był w stosunku do tej tezy zasadniczo krytyczny: chciał tylko – podobnie jak inny romski działacz, Ian Hancock – rozszerzenia jej na Sinti i Romów. W tym ujęciu Holokaust to jedyne w swoim rodzaju wydarzenie, którego ofiarami były dwie kategorie: Żydzi oraz Sinti i Romowie. Stąd też organizacja Rosego postulowała w 1989 roku, aby planowany pomnik Holokaustu stanowił przestrzeń, w której zaprezentowano by los obu wspomnianych grup. Inne rozwiązanie stanowiłoby, według Rosego, próbę hierarchizacji ofiar, będącą obrazą dla pamięci zamordowanych Romów i Sinti.
Władze Berlina zajęły dyplomatyczne stanowisko i w 1991 roku zapewniły Rosego, że Sinti i Romowie będą traktowani w ten sam sposób, co Żydzi, jeśli chodzi o ostateczną decyzję dotyczącą pomnika. Jednakże, miedzy innymi wskutek protestów ze strony Centralnej Rady Żydów w Niemczech, kompromis, który ostatecznie osiągnięto w 1994 roku, nie przewidywał wspólnego pomnika Holokaustu Żydów oraz Sinti i Romów. Przewidywał natomiast zbudowanie w centrum Berlina osobnego pomnika upamiętniającego zagładę Romów i Sinti. Organizacja Rosego zaproponowała wówczas, że skoro zagłada Romów nie może być częścią wspólnego pomnika ofiar Holokaustu, to może oba pomniki mogłyby stworzyć coś w rodzaju wspólnego miejsca pamięci, będąc połączone nie tylko bliskością przestrzenną, ale też wspólnym projektem artystycznym. Jednakże również ta propozycja spotkała się z negatywną reakcją Centralnej Rady Żydów w Niemczech, która zaakceptowała jedynie, że oba pomniki mogą mieć zbliżony charakter roślinności ozdobnej, być może ten sam rodzaj drzew, jednakże pod warunkiem, że będą od siebie oddalone o co najmniej 200 metrów.
Odrębność obu pomników, a także centralny charakter lokalizacji pomnika pomordowanych Sinti i Romów potwierdzono uchwałą Bundestagu w 1999 roku. Uchwała ta spotkała się jednak z protestem ze strony ówczesnego burmistrza Berlina, który chciał uniknąć wyeksponowania w samym centrum stolicy ciemnych kart niemieckiej przeszłości (w tym czasie zaawansowane były też starania o postawienie w centrum Berlina pomnika pamięci homoseksualistów prześladowanych przez nazizm).
Oficjalnie, burmistrzem Berlina kierowała troska o autentyczność. Jego zdaniem, centrum Berlina (miejsce położone w bezpośrednim sąsiedztwie Bramy Brandenburskiej i budynku Reichstagu) nie było w istotny sposób związane z prześladowaniami Romów. Co innego peryferyjna dzielnica Marzahn, gdzie burmistrz chętnie widziałby ten pomnik. W dzielnicy tej od 1936 roku istniał tzw. obóz cygański, przeznaczony dla Romów usuwanych z Berlina w związku z mającymi się tam odbyć igrzyskami olimpijskimi i swoiście rozumianym „wizerunkiem miasta”, któremu mieli oni rzekomo zagrażać.
Co ciekawe, inicjatywa burmistrza spotkała się z poparciem części środowiska niemieckich Sinti, którzy również byli motywowani kwestią autentyczność i woleli widzieć swój pomnik w przestrzeni, z którą wiązały się żywe wspomnienia, nie zaś w abstrakcyjnej przestrzeni centrum Berlina. Jednakże Rose, a także polityczni przeciwnicy burmistrza zdecydowanie odrzucili jego propozycję, a w 2001 roku zapadła ostateczna decyzja o obecnej, centralnej lokalizacji.
Nie był to jednak koniec problemów. Prace nad pomnikiem rozpoczęto dopiero w 2008 roku, między innymi wskutek kontrowersji dotyczących niektórych aspektów jego projektu, którego autorem był izraelski rzeźbiarz Dani Karavan. Spory te rozgrywały się zarówno wewnątrz środowisk romskich, jak i w szerszej skali, a dotyczyły na przykład rodzaju nazwy własnej ofiar, która miała widnieć na pomniku (Romowie, Sinti i Romowie czy może Cyganie), tego, czy termin „Holokaust” jest stosownym określeniem ludobójstwa popełnionego na Romach (czy też powinien być zarezerwowany dla zagłady Żydów), a wreszcie tego, jaka liczba romskich ofiar ludobójstwa powinna znaleźć się w informacyjnej części pomnika (jedynie ułamek prawdziwej liczby ofiar mógł być bowiem jednoznacznie potwierdzony przez istniejące dokumenty – istnieją rozmaite stanowiska odnośnie do tego, ile ofiar było rzeczywiście). Wreszcie, po rozwiązaniu tych problemów, a także pokonaniu pewnych trudności technicznych związanych z lokalizacją, pomnik został odsłonięty w październiku 2012 roku.
Dani Karavan bardzo krytycznie wypowiedział się o przedstawionych tu trudnościach towarzyszących powstaniu pomnika i o postawie niemieckiej administracji oraz niektórych polityków. Jego zdaniem trudności tych nie byłoby w ogóle, gdyby sprawa dotyczyła Żydów. Zastrzegając się, że jako Żyd ma prawo tak mówić, zarzucił władzom niemieckim, a także organizacjom żydowskim, nierówne traktowanie ofiar Holokaustu. W emocjonalnym wywiadzie ze stycznia 2013 r. powiedział, że „powinien być tylko jeden pomnik Holokaustu dla wszystkich. Bez podziałów. (…) Jako Żyd mam pełne prawo powiedzieć, że [pomnik – SK] musi być dla wszystkich. Oni [naziści – SK] zabili ich wszystkich razem. Dlatego czuję, że oni [Sinti i Romowie – SK] są moimi siostrami i braćmi. Podczas inauguracji powiedziałem po hebrajsku, że mam odczucie, ze moja rodzina zginęła i została spalona razem z Sinti i Romami w tej samej komorze gazowej, a ich popioły wiatr rozwiał po polach. Tak więc jesteśmy razem. To nasz los”.
Wprawdzie niemieckim Sinti i Romom nie udało się wywalczyć wspólnego pomnika ofiar Holokaustu ani nawet wspólnej przestrzeni pamięci, to jednak pomnik pomordowanych Sinti i Romów wraz z pomnikiem ofiar Holokaustu i pomnikiem homoseksualistów tworzą, według Nadine Blumer, „sieć pamięci” i tak są postrzegane przez zwiedzających, zwłaszcza że posiadają one zintegrowany system informacji internetowej, co oznacza, że na stronie każdego z pomników znajdują się podstawowe informacje o pozostałych i linki do ich stron.
Według wielu opinii pomnik Sinti i Romów jest pod względem koncepcji najciekawszy ze wszystkich trzech. Podstawowym elementem pomnika jest owalny zbiornik wodny, w którym odbija się otoczenie. Patrząc z pewnej perspektywy, można w nim na przykład zobaczyć odbicie znajdującego się nieopodal Reichstagu. W środku zbiornika znajduje się niewielka platforma o kształcie więźniarskiego trójkąta. Platforma jest chowana w nocy i pojawia się na powierzchni rano. Spoczywa na niej zawsze świeży kwiat. Zbiornik otoczony jest płytami kamiennymi o nieregularnym kształcie, na których znaleźć można nazwy miejsc, w których dokonywała się zagłada Romów. Całości koncepcji pomnika dopełniają panele informacyjne, przedstawiające podstawowe fakty z historii prześladowań i zagłady Romów, a także wiersz Auschwitz, którego autorem jest włoski Sinto, Santino Spinelli: „Zapadłe twarze, martwe oczy, zimne wargi. Cisza. Rozdarte serce bez tchu, bez słów, bez łez”.
Opisany pomnik jest na pierwszy rzut oka całkowitym przeciwieństwem skromnego pomnika znajdującego się w borzęcińskim lesie. Mimo to mają one pewne cechy wspólne. Oba odwołują się na przykład do przyrody, czyniąc ją integralnym elementem pomnika: drewno i las oraz woda sugerują przy tym pewien ponadludzki porządek pamięci – to, że pamięć trwa, nawet gdy ludzie nie zdają sobie z tego sprawy, i zawsze może powrócić. To ostatnie przekonanie wzmocnione jest w berlińskim projekcie regularnym znikaniem i ponownym pojawianiem się trójkątnej platformy. Podobieństwa w podejściu obojga artystów, zwłaszcza jeśli idzie o wykorzystanie natury, widać również w poniższej wypowiedzi autora pomnika w Berlinie – Dani Karavana: „Miałem pomysł, że pomnikiem powinien być tylko jeden kwiat, ale aby go chronić, potrzebowałem wody. Woda stała się integralną częścią pomnika. Ciemny odblask na wodzie sprawia, że wygląda ona jak dziura w ziemi. W wodzie odbijają się drzewa, Reichstag i każdy, kto podejdzie bliżej, stając się tym samym częścią pomnika. To dla mnie bardzo ważne. Każdy, kto podejdzie bliżej, przestaje być jedynie obserwatorem i staje się również częścią pomnika. Bardzo ważny jest też kwiat, ponieważ Sinti i Romowie są pochowani… bez grobów, znaków… nie wiadomo gdzie. Może tylko korzenie kwiatów wiedzą. Kwiat znajduje się na trójkącie, będącym reprezentacją trójkąta, jaki musieli oni [romscy więźniowie obozów – SK] nosić
Oba pomniki na swój sposób mówią o winie i wybaczeniu: pomnik borzęciński wstydliwie chowa się w lesie, dając do zrozumienia, że coś w jego historii nie zostało do końca dopowiedziane. Nie zajmuje jednak stanowiska w kwestii tego, czy dopowiedziane zostać powinno. Być może nie: być może prawdę będzie znać tylko las. Z kolei pomnik berliński zmusza nas do refleksji: kiedy podchodzimy bliżej, nasza sylwetka odbija się w tafli wody. Stając się w ten sposób częścią pomnika, zmuszamy się do refleksji – jaka była, mogłaby być lub będzie moja rola w historii, którą pomnik upamiętnia, lub w jej ewentualnych kontynuacjach. Niezależnie jednak od tego, czy wspomnienia rozwieją się, czy też staną się przedmiotem krytycznego obrachunku, konkretność kamienia i utraty, którą symbolizuje, pozostanie niezbywalnym elementem romskiej historii.
Oba pomniki, choć w nieco różny sposób stanowią wyzwanie dla pamięci większościowej. Ich funkcja zbliżona jest więc do idei „Stolpersteine” zaproponowanej przez Guntera Demniga: kamieni upamiętniających ofiary Holokaustu, o które w sensie symbolicznym (choć także czasem dosłownym) możemy się „potknąć” w naszej codziennej aktywności, wpuszczając do niej tym samym refleksję nad czasem przeszłym, będącą zarazem autorefleksją.
Autorefleksja nie zawsze jest przyjemna i często ludzie do niej zmuszani reagują agresją wobec przedmiotów, które ją wywołały. Agresja taka jest czasem agresją zastępczą (lub równoległą do agresji fizycznej), skierowaną wobec grup, które większość odrzuca, wraz z ich pamięcią – nawet jeśli nie zawsze jest to pamięć doznanych krzywd. Jak inaczej tłumaczyć płynące ze strony polityków żądania ustąpienia ze stanowiska dyrektora bukaresztańskiego Narodowego Muzeum Chłopów Rumuńskich, który w 2014 r. wystawił 15 obrazów, przedstawiających słynnych Romów – rumuńskich muzyków? Jak wytłumaczyć przysyłane mu groźby zniszczenia tych obrazów? Najwidoczniej dla miłośników czystej etnicznie „rumuńskości” zagrożenie stanowi koncepcja, w myśl której Rom może być wybitnym rumuńskim muzykiem a jego podobizna w artystycznej formie eksponowana jest w instytucji określającej się jako „narodowa”.
Również pomniki omawiane w tym tekście stały się obiektami agresji. Przy wejściu na teren berlińskiego pomnika 16 października 2015 ktoś wymalował swastykę i umieścił napis: „zagazować na śmierć”. Gorszy los spotkał pomnik borzęciński. W nocy z 21 na 22 kwietnia 2016 został on przewrócony i porąbany siekierami przez nieznanych sprawców. „Wygląda na to, że komuś ten wyraz pamięci się nie spodobał” – jak można było przeczytać w jednej z notatek prasowych. Pewna niezręczność dziennikarska ujawniła tu w niezamierzony sposób polityczną naturę estetyki pamięci: jej związek ze stosunkami władzy i przemocą w relacjach międzygrupowych. Stwierdzenie, że coś się „nie podoba” oznaczać może nie tylko negatywną ocenę estetyczną, lecz także negatywny stosunek do przekazu niesionego przez dany obiekt artystyczny oraz do grupy, której doświadczenie historyczne jest w nim reprezentowane.
Dewastacja borzęcińskiego pomnika wpisuje się zatem w klimat antagonistycznej polityki historycznej, która usiłuje narzucić homogeniczny konsensus, miedzy innymi poprzez wypieranie z krajobrazów pamięci alternatywnych wizji historii. Tym samym polityka historyczna poważnie utrudnia grupom mniejszościowym „kontrolę informacji”, a więc tworzenie ram kulturowych konstytuujących ich pamięć społeczną i umożliwiających jej przekształcenie w pamięć zbiorową. Stwarza przy tym sprzyjający klimat dla aktów przemocy.
Okazuje się zatem, że nawet odludny las na polskiej prowincji może się stać antagonistyczną przestrzenią, w której ktoś za pomocą siekiery likwiduje pamięć pomordowanych ludzi. Umieszczony w tej przestrzeni pomnik stał się, niezależnie od intencji jego autorki, dziełem sztuki krytycznej, odsłaniającym to, co dominujący konsensus stara się ukryć, wyprzeć i usunąć. Stał się też częścią historii, którą opowiadał.
Zadanie pt. Zagłada Romów w okupowanej Polsce w czasie II wojny światowej:geneza, przebieg, upamiętnienie – Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury – państwowego funduszu celowego

Część I. Kwerendy.
Kwerenda z zasobie archiwalnym Geheime Staatspolizei – Staatspolizeistelle Trier
Dzięki wieloletniej znajomości i współpracy przy wielu różnych badawczych projektach z profesorem Uniwersytetu Trewirskiego dr. Thomasem Grotumem uzyskaliśmy zdalny dostęp do bazy danych obejmującej zasób archiwalny Geheime Staatspolizei – Staatspolizeistelle Trier (Tajna Policja Państwowa – Placówka Tajnej Policji Państwowej Trewir). Prace heurystyczne w rzeczonym spuściźnie archiwalnej prowadzone były od 11 do 26 kwietnia 2023 r. (łącznie 120 godzin).
Cel kwerendy: pozyskanie archiwalnych materiałów dla Archiwum Romskiego Instytutu Historycznego odnośnie do losów Romów w dobie nazizmu.
Charakterystyka zasobu: w skład zachowanej masy archiwalnej wchodzą 3532 jednostki archiwalne (około 6000 rekordów w bazie danych). Najliczniej w ponad 80% reprezentowane są dwa typy akt, które pozostawały i pozostają w niezbędne w codziennej pracy policyjnej, a mianowicie kartoteki personalne zatrzymanych i akta personalne aresztantów (2225 kart personalnych i 795 akt personalnych). Pozostała część zasobu to różnego rodzaju rozporządzenia wewnętrzne wymienionej jednostki policyjnej oraz władz zwierzchnich, analizy i oceny sytuacji policyjnej na danym terenie, instrukcje dla personelu, przeglądy trenowych zdarzeń policyjnych, listy gończe dotyczące zbiegów, listy okólne (Rundbriefe) kierowane do podległych jednostek zamiejscowych oraz otrzymywane władz wyższego szczebla.
Należy zaznaczyć, iż choć badany zasób archiwalny należy zaliczyć materiałowo do dość obszernych, to zapewne posiada znaczne luki. Analiza struktury organizacyjnej Staatspolizeistelle Trier wyraźnie wskazuje, że jej kancelarie wytworzyła o wiele więcej akt aniżeli te, które zachowały się do dzisiaj.
Niestety w trakcie całego heurystycznego procesy w zachowanej spuściźnie archiwalnej nie znaleziono akt dotyczących losu Romów.
Przeogromny zasób Archiwum ITS – Bad Arolsen powoduje konieczność podzielenia prowadzącej w nim kwerendy na kilka etapów. W ramach obecnie realizowanego projektu zakończono jej pierwszy etap. W trakcie trwających ponad trzy miesiące prac heurystycznych (łącznie ponad 300 godzin) dokonano przeglądu ponad 8 tys. jednostek archiwalnych (około 12000 rekordów w bazach danych). Większość przeglądniętego materiału dotyczyła jednostkowych losów ludzkich w niemieckich obozach koncentracyjnych. Odnośnie do zagadnienia pobytu Romów w obozach pozyskano prawie 2 tys. archiwaliów w postaci elektronicznych kopii (skanów). Kilka z tych źródeł jako niezwykle istotne ze względów poznawczych zostanie zaprezentowana w części opisowej Raportu.
Podsumowanie prac heurystycznych wykonanych w ramach Projektu
W ciągu realizacji Projektu wykonano gruntowe kwerendy w zasobach następujących archiwów: Instytutu Pamięci Narodowej, Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu, Państwowego Muzeum na Majdanku w Lublinie, Muzeum Stutthof w Sztutowie, Muzeum Groß-Rosen w Rogoźnicy, ITS – Bad Arolsen, Gedenkstätte Dachau, Gedenkstätte Buchenwald, Gedenkstätte Mauthausen i Stadtsarchiv Trier. Dzięki tym pracom zostało pozyskane do zasobu archiwalnego Romskiego Instytutu Historycznego 14697 elektronicznych kopii (skanów) przedmiotowych dokumentów. Plon systematycznych prac badawczych w wielu archiwach przyczynił się w ogromnym stopniu do niebywałego zwiększenia zasobu Archiwum Romskiego Instytutu Historycznego. Obecna sytuacja otwiera możliwość kontynuowania rozpoczętej z końcem lat dziewięćdziesiątych ubiegłego wieku i w pierwszych latach obecnego wieku serii wydawniczej źródeł do dziejów Romów na terenie Polski, ze szczególnym uwzględnieniem ich najczarniejszego okresu związanego z nazizmem i II wojną światową. Na podkreślenie zasługuje niezmiernie istotna sprawa, a mianowicie wprowadzenie tych źródeł do powszechnie dostępnego obiegu naukowego co w konsekwencji przyczyni się do pełniejszego poznania i zrozumienia mechanizmów zbrodniczego planu niemieckiego nazistowskiego państwa wobec romskiej mniejszości. Ponadto ugruntuje to zapewne procesy integracyjne i tożsamościowe romskiej społeczności.
Rekapitulując: pozyskane materiały źródłowe posiada przełomowe znaczenie, gdyż zdecydowana ich większość nie była dotychczas wykorzystywana w badaniach nad prześladowaniami i zagładą Romów w czasie II wojny światowej. Wprowadzenie ich do obiegu naukowego w ramach planowanych przez Centrum Historii i Kultury Romów w Oświęcimiu serii wydawnictw źródeł otwiera możliwości stworzenia nowego wszechstronniejszego i pełniejszego obrazu romskiej zagłady. Możliwości wykorzystania tego materiału zostały zaprezentowane poniżej tylko jako egzemplifikacja.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, iż zbrodnie na Romach odbywały się w pełnym majestacie nazistowskiego prawa. Najlepiej o tym świadczy przypadek Władysława Adlera, urodzonego 25 kwietnia 1911 r., z zawodu robotnika. 25 października 1939 r. został aresztowany w Lobsen (Łobeżnicy) jako podejrzany o to, że 3 września 1939 r. w Bydgoszczy postrzelił Niemkę. Sondergericht Bromberg (sąd specjalny w Bydgoszczy) skazał go na karę śmierci przez rozstrzelanie. Wyrok został wykonany w miejscowym więzieniu 13 kwietnia 1940 r. o godzinie 1700
Przez prawie trzydzieści lat utrzymywało się w literaturze przedmiotu przeświadczenie, że pierwszych Ronów osadzono w KL Auschwitz 9 lipca 1941 r. Jednak bardziej dogłębna kwerenda archiwalna dokonana w ramach Projektu pozwoliła na przesunięcie tej daty o czterdzieści dziewięć dni i tak 21 maja 1941 r. pierwszy romski więzień znalazł się w KL Auschwitz. Albert (Adalbert – Wojciech) Majewski, na świat przyszedł 11 kwietnia 1912 r. w Ślemieniu koło Żywca, z zawodu pomocnik kowala, ojciec Jan, matka Maria de domo Pawłowska, przed aresztowaniem mieszkał w Sporyszu koło Żywca. Do obozu skierowała go Kriminalpolizeistelle Kattowitz, a po przywiezieniu do obozu otrzymał numer więźniarski 15641. 16 lutego 1942 r. przebywał w bl. 23, a następnie z polecenia Schutzhaftlagerführera (kierownika obozu) osadzono go w bunkrze bl. 11. Następnego dnia, tj.17 lutego 1942 r. stwierdzono jego zgon. Ponadto w okresie między 22 maja a 9 lipca 1941 r. znalazło się w KL Auschwitz ośmiu Romów, z których dwóch było obywatelami polskimi, których deportowano do KL Auschwitz 23 maja i 30 czerwca 1941 r. a sześciu obywatelami niemieckimi. Należy zaznaczyć, iż pięciu z nich 8 lipca 1941 r. do KL Auschwitz transportem zbiorowym skierowała Kriminalpolizeistelle Schwerin:
Ludwik Siwak, urodzony 18 sierpnia 1918 r. w Ufie, matka Zofia Siwak, żona Marianna de domo Malgan, z zawodu muzyk. W okresie międzywojnia i podczas niemieckiej okupacji mieszkał w Kleszczynach koło Suchedniowa. W nieustalonych okolicznościach został aresztowany przez funkcjonariuszy KdS Radom. 23 maja 1941 r. przywieziony do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymał numer więźniarski 15992. 21 października 1941 r. zginął w KL Auschwitz.
Feliks Dytlow, urodzony 14 stycznia 1886 r. w Starej Hucie, koło Garwolina, z zawodu robotnik, ojciec Piotr, matka Rozalia de domo Szczawińska, przed aresztowaniem mieszkał przy ulicy Wolanowskiej 99 w Radomiu. Podczas niemieckiej okupacji w nieustalonych okolicznościach został aresztowany przez funkcjonariuszy KdS Radom i osadzony w miejscowym więzieniu, a następnie 30 czerwca 1941 r. przywieziony do KL Auschwitz transportem z Radomia, numer więźniarski 17541. 30 sierpnia 1941 r. zginął w KL Auschwitz.
Wilhelm Wetzel – urodzony 3 listopada 1910 r. w Luckenwalde około pięćdziesiąt kilometrów na południe od Berlina, z zawodu cyrkowiec. Prawdopodobnie we wrześniu 1938 r. został aresztowany w akcji przeciwko elementom aspołecznym oraz prowadzącym wędrowny tryb życia i osadzony w więzieniu w Poczdamie. Później przeniesiony do KL Sachsenhausen. 4 lipca 1941 r. przeniesiony do KL Auschwitz z KL Sachsenhausen, gdzie oznaczony numerem więźniarskim 17810. Tutaj został osadzony w bl. 4. 4 lutego 1942 r. z polecenia Schutzhaftlagerführera (kierownika obozu) został osadzony w bunkrze bl. 11, z którego 27 kwietnia 1942 r. został zwolniony. 24 maja 1942 r. zginął w KL Auschwitz.
Emil Böhmer, urodzony 11 czerwca 1899 r. w Kleindröben, Landkreis (powiat), Wittenberg (Wittenberga) Sachsen-Anhalt (Saksonia-Anhalt), z zawodu robotnik, ojciec Filip, matka Maria de domo Krause, żona Maria Wagner, przed aresztowaniem mieszkał Alt Schlosen Landkreis (powiat) Waren, Meklemburg (Meklemburgia). W nieustalonych okolicznościach został aresztowany i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17847. Przez cały czas pobytu w obozie był osadzony w bl. 4. 25 stycznia 1942 r. zginął w KL Auschwitz.
Friedrich Wilhelm Rose, urodzony 27 kwietnia 1896 r. w Berzdorf (Bartoszówek) Kreisland (powiat) Schweidenitz (Świdnica), z zawodu robotnik, ojciec Gustav, matka Franciska de domo Gasterakin, żona Anna de domo Wagner, przed aresztowaniem mieszkał w Satow, Landkreis Waren Meklemburg (Meklemburgia). W nieustalonych okolicznościach został aresztowany i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17848. 8 listopada 1941 r. zginął w KL Auschwitz.
Gottlieb Wagner, urodzony 5 czerwca 1918 r. w Breslau (Wrocław), z zawodu robotnik (palacz), ojciec August, matka Theresia de domo Weinrich, żona Hedwig de domo Böhmer, przed aresztowaniem mieszkał w Neu-Gaarz, Kreis Waren. W nieustalonych okolicznościach aresztowany przez Kriminalpolizeistelle Schwerin i 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, numer więźniarski 17850. Przez pewien okres osadzony w bl. 4 w KL Auschwitz I. 27 lutego 1942 r. zginął w KL Auschwitz.
Gustav Wagner urodzony 27 października 1902 r. w Breslau (Wrocław), robotnik rolny. 8 lipca 1941 r. skierowany do KL Auschwitz transportem zbiorowym, jednostka kierująca Kriminalpolizeistelle Schwerin, nr ob. 17851. Z początkiem października 1941 r. znalazł się w stanie chorych w HKB (szpital więźniarski) bl. 21. 9 października 1941 r. zginął w KL Auschwitz.
W trakcie kwerendy w zespole SS-Hygiene Institut Archiwum Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau w Oświęcimiu natrafiono na szczególnych dokument, a mianowicie wykaz osiemdziesięciu dziewięciu więźniarek romskiego pochodzenia prowadzonych w ogólnej serii numerów, które 10 kwietnia były osadzone w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów) w FKL (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau. Cztery z nich odbyły szczególnego rodzaju peregrynację w obrębie systemu niemieckich obozów koncentracyjnych:
Anna Siwak, urodzona 3 marca 1897 r. w Chyrowej (od 1968 r. Hyrowa), powiat Jasło. Do wybuchu II wojny światowej mieszkała w rodzinnej miejscowości. Podczas niemieckiej okupacji 17 stycznia 1943 r. w akcji represyjnej przeciwko Romom została aresztowana w miejscu zamieszkania przez funkcjonariuszy KdS Krakau Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i osadzona w więzieniach najpierw w Jaśle, później w Tarnowie. 16 lutego 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem Tarnów – Kraków. W obozie została oznaczona numerem więźniarskim 35863. Po przywiezieniu osadzona na odcinku B.Ia (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) w KL Auschwitz II – Birkenau. Tam pracowała w różnych komandach (więźniarskich drużynach roboczych), m. in. od 12 grudnia 1943 r. do 1 marca 1944 r w Kanalisationskommando. Wówczas była osadzona w bl. 21a na odcinku B.I.b. 10 kwietnia 1944 r. przebywała w bl. 1a (Zigeunerblock – blok dla Cyganów) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II -Birkenau. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 36041. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28711. Później osadzona w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r, w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 35863. Z kolei 29 października 1944 r. została ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80747. W ostatniej fazie II wojny światowe wyzwolona przez żołnierz US-Army w trakcie marszu ewakuacyjnego. Po wojnie w latach sześćdziesiątych mieszkała w Kamiennej Górze.
Maria Siwak, urodzona 21 lipca 1921 r. w Łazach Dębowieckich, powiat Jasło. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkała w rodzinnej miejscowości. Podczas niemieckiej okupacji w styczniu 1943 r. w akcji represyjnej przeciwko Romom została aresztowana w miejscu zamieszkania przez funkcjonariuszy KdS Krakau Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i osadzona w więzieniach najpierw w Jaśle, później w Tarnowie. 16 lutego 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem Tarnów – Kraków. W obozie została oznaczona numerem więźniarskim 35864. Po przywiezieniu osadzona na odcinku B.Ia (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) w KL Auschwitz II – Birkenau. Tam pracowała w różnych komandach (więźniarskich drużynach roboczych), m. in. w Straβenbaukommando (budowa dróg obozowych). Wówczas była osadzona w bl. 18bna odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau. 10 kwietnia 1944 r. przebywała w bl. 1a (Zigeunerblock – blok dla Cyganów). 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 36038. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28710. Później osadzona w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r, w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 35864. Z kolei 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80746.W ostatniej fazie II wojny światowe wyzwolona przez żołnierzy US-Army w trakcie marszu ewakuacyjnego. Po wojnie w latach sześćdziesiątych mieszkała w Kamiennej Górze.
Wiktoria Brzezińska, urodzona w marcu 1913 r. w Kleczewie koło Bełchatowa. Podczas niemieckiej okupacji mieszkała przy ulicy Sulejowskiej 13 w Piotrkowie Trybunalskim. Tam w nieustalonych okolicznościach jako Arbeitsscheu (uchylająca się od pracy) została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom Auβendienststelle Petrrikau (Piotrków Trybunalski) i osadzona w miejscowym więzieniu. 3 czerwca 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymała numer więźniarski 45764. Po przywiezieniu osadzona w FKL (Frauenkonzentrationslager obóz dla kobiet) na odcinku B.I.a w KL Auschwitz II – Birkenau. Tam była przez pewien czas zatrudniona w Kommando Nr. 18. Później jako chora na świerzb skierowana do HKB (szpital dla więźniów) bl. 3a. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów)na odcinku B.Ib. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem 35688. 21 sierpnia 1944 r. została przeniesiona do KL Buchenwald -Schlieben. Tam miała numer więźniarski 28233. Po czym do 7 września 1944r. osadzona w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a później w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r. i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 45764. Prawdopodobnie 29 października 1944 r. ponownie przeniesiona do KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.
Bronisława Pawłowska (de domo Dytlow), urodzona 10. sierpnia 1923 r. w Sochaczewie. Przed wybuchem II wojny światowej mieszkała w Kielcach, a w trakcie niemieckiej okupacji przy ulicy Wolskiej 118 w Warszawie. We wrześniu 1943 r. w nieustalonych okolicznościach jak Arbeitsschue (uchylająca się od pracy) została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom Auβendienststelle Kielce i osadzona w miejscowym więzieniu. 2 października 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia. W obozie otrzymała numer więźniarskim 63881. Następnie osadzona w FKL (Frauenkonzentrationslager obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów). 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 40326. 21 sierpnia 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Schlieben, a później w KL Buchenwald – Hasag Altenburg. Tam miała numer więźniarski 28236. Z kolei 7 września 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. powróciła do KL Auschwitz, gdzie dotarła 13 października 1944 r i jako rückfällig (osadzona powtórnie) otrzymała numer więźniarski 63881. Natomiast 29 października 1944 r. przeniesiona na powrót do KL Ravensbrück. Tam oznaczona numerem więźniarskim 80717. W ostatniej fazie II wojny światowej zbiegła z kolumny ewakuacyjnej w okolicach Hamburga. Po wojnie powróciła do Polski. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych ubiegłego wieku mieszkała przy ulicy Sosnowej 1 w Mławie.
Natomiast jedna z omawianego wykazu więźniarek podjęła skuteczną ucieczkę z obozu, a była nią Zofia Kwiatkowska (po mężu Jodłowska), urodzona 4 lutego 1924 r. w Kijowie (względnie 15 maja 1929 r. w Częstochowie), ojciec Józef, matka Ewa de domo Wiśniewska. Podczas niemieckiej okupacji ukrywała się po wsiach i lasach w okolicy Kielc. Tam z końcem sierpnia 1943 r. nieustalonych została aresztowana przez funkcjonariuszy KdS Radom (w przypadkowej obławie przeprowadzonej przez niemiecką żandarmerię). 2 października 1943 r. przywieziona do KL Auschwitz transportem z Radomia i otrzymała numer więźniarski 63836. Następnie osadzono ją w FKL (Frauenkonzentrationslager – obóz dla kobiet) na odcinku B.I.b w KL Auschwitz II – Birkenau, gdzie znalazła się w bl. 2a. W kwietniu 1944 r. przebywała w bl. 1a Zigeunerblock (blok dla Cyganów) na odcinku B.I.b. 19 kwietnia 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 35856. 21 sierpnia 1944 r. przeniesiono ją do KL Buchenwald – Hasag Altenburg. Tam miała numer więźniarski 22602. Z kolei od 7 września 1944 r. przebywała w KL Buchenwald – Hasag Taucha. Z tego podobozu zbiegła 22 listopada 1944 r. i szczęśliwie doczekała zakończenia II wojny światowej. Po wojnie powróciła do Polski. Do listopada 1998 r. mieszkała przy ulicy 1. Maja 35 m.5 w Opolu.
Inne więźniarki, których indywidualne losy udało się ustalić, to:
Rosa Pfeiffer, urodzona 15 marca 1922 r. w Neustift, matka Amalia Pfeiffer. Do wiosny 1939 r. mieszkała w rodzinnej miejscowości. Tam została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1782. 21 sierpnia 1944 r. przeniesiono ją do KL Buchenwald – Hasag Altenburg, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28917. Natomiast 7 września 1944 r. znalazła się w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. Z kolei 29 października 1944 r. ponownie przeniesiona do KL Ravensbrück. Tam miała numer więźniarski 80724. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.
Therese Pfeiffer, urodzona 28 września 1922 r. w Edtliz-Krimmenstein, ojciec Raphael, matka Maria de domo Berstein. W okresie międzywojennym nie posiadała stałego miejsca zamieszkania. Wiosną 1939 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1537. 21 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28677. Następnie znalazła się w KL Buchenwald -Hasag Altenburg a od 7 września w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.
Aloisia Rehberger, urodzona w 1919 r. w Hortenschlag, ojciec Franz Walter zamieszkały w Kapelln. W okresie międzywojennym nie posiadała stałego miejsca zamieszkania. Wiosną 1939 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Wien jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 29 czerwca 1939 r. została skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Wien do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 1552. 21 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28502. Następnie znalazła się w KL Buchenwald -Hasag Altenburg a od 7 września w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października 1944 r. została przeniesiona do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. ponownie osadzona w KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone
Helene Petermann, urodzona w 1902 r. w Lewau. W okresie międzywojennym mieszkała w Ostrosnitz (w latach 1938 – 1945 Schneidenburg) obecna nazwa miejscowa Ostrożnica, gmina Pawłowiczki, powiat Kędzierzyn – Koźle, z zawodu tancerka. W lecie 1940 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Breslau (Wrocław) jako Arbeitsschue Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka)i osadzona w miejscowym więzieniu. 7 września 1940 r. skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Breslau do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 4534. Od 30 listopada 1943 r. do 24 marca 1944 r. przebywała w KL Ravensbrück – Barth. Następnie 21 sierpnia 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Hasag Altenburg, gdzie była oznaczona numerem więźniarski 28217. Po czym 7 września znalazła się w KL Buchenwald – Hasag Taucha. 11 października 1944 r. skierowana transportem do KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. Natomiast 29 października powtórnie przeniesiona do KL Ravensbrück i oznaczona numerem więźniarskim 80718. Jej dalsze losy nie zostały ustalone.
Maria Steinbach (de domo Reihardt), urodzona 27 lipca 1891 r. w Oberbach, z zawodu robotnica rolna. W okresie międzywojennym mieszkała przy Schmaler Weg 1 w Harbaorn, Kreis (powiat) Dill. Prawdopodobnie na przełomie lutego i marca 1942 r. została aresztowana przez funkcjonariuszy Kriminalpolizeileitstelle Frankfurt am Main jako Arbeitsscheu Zigeunerin (uchylająca się od pracy Cyganka). 14 marca 1943 r. skierowana przez Kriminalpolizeileitstelle Frankfurt am Main do KL Ravensbrück. Tam otrzymała numer więźniarski 9812. 19 lipca 1944 r. przeniesiona do KL Buchenwald – Schlieben, gdzie była oznaczona numerem więźniarskim 28546. Później przebywała w KL Buchenwald – Hasag Altenburg, a od 7 września 1944 r. w KL Buchenwald -Hasag Taucha. 11 października znalazła się w KL Auschwitz, numer więźniarski nieustalony. 29 października 1944 r. została przeniesiona do KL Ravensbrück. Jej dalsze losy nie zostały ustalone
Niezwykle ważnym osiągnięciem zespolonej kwerendy w archiwach Państwowego Muzeum Auschwitz-Birkenau i ITS – Bad Arolsen pozostaje ustalenie dokładnej liczby Romów deportowanych do KL Auschwitz od 21 maja 1941 r. do 26 lutego 1943 r., tj. od osadzenie pierwszego romskiego więźnia do momentu utworzenia Zigeunerfamilienlager. Nie był to jedyny wynik wspomnianych prac badawczych. Za duży sukces należy uznać pozyskanie obszernych materiałów źródłowych odnoszących się do ponad czterystu jednostkowych losów ludzkich, który w wymienionym okresie zostali osadzeni w obozie.
Masowa zagłada Romów realizowana była w znacznym rozproszeniu przestrzennym głównie przez lokalne niemieckie władze okupacyjne i podległe im właściwe jednostki policyjne, stąd jej trybem pozostawały głównie egzekucje przez rozstrzelanie. Dotychczas ustalono prawie sto osiemdziesiąt miejsc na polskich ziemiach, w których spoczywają szczątki pomordowanych. Nie sposób jest podać pełnej liczby ofiar tych rozstrzeliwań, a nawet przeprowadzenie szacunków może okazać się bardzo problematyczne. Oczywiście ustalone do tej pory miejsca kaźni nie zamykają ostatecznej listy takich miejsc. W skutek przeprowadzonych prac poszukiwawczych można ją znacznie poszerzyć i w ramach egzemplifikacji można tutaj przytoczyć kilka przykładów, które nie były znane historykom.
Najwcześniejsze na terenie Bieszczad takie wydarzenie miało miejsce w jesieni 1941 r. w miejscowości Szczawne, powiat Sanok. Funkcjonariusze Ordnungspolizei z Zagórza otoczyli znajdujące się tam trzy domy Romów, a następnie zastrzelili trzydzieści siedem osób i spalili te zabudowania. W tej grupie znajdowało się dziesięciu mężczyzn, dwadzieścia kobiet i siedmioro dzieci. Ponadto w Szczawnem w niewielkim odstępie czasu miała miejsce druga egzekucja, w której rozstrzelano pięciu Romów. W jej trakcie jeden ze straconych został tylko postrzelony i niedobity przez niemieckich policjantów, dlatego przeżył
26 sierpnia 1942 r. wczesnym ranem w Czarnem, gmina Śnietnica, powiat Gorlice funkcjonariusze ukraińskiej policji pomocniczej z posterunków w Śnietnicy i Uścia Gorlickiego otoczyli zabudowania, w których mieszkali Romowie i wywlekli z nich czternaście osób, tj. trzech mężczyzn, trzy kobiety i ośmioro dzieci. Następnie odprowadzili je do pobliskiego lasu i tam zastrzelili. W tym przypadku udało się ustalić cztery imiona i nazwiska ofiar, a mianowicie Mikołaj Bladycz – lat około czterdziestu, Ulinka Bladycz – lat około czterdziestu, Szymon Siwak – lat około sześćdziesiąt, Waleria Siwak – lat około czterdziestu.
W drugie połowie lipca 1943 r. w przysiółku Skałka nad Ropą we wsi Kobylanka w powiecie Gorlice funkcjonariusze Ordnungspolizei z Gorlic otoczyli koczujący tabor a następnie dokonali egzekucji przez rozstrzelanie czternastu Romów w tym trójki dzieci. W tym przypadku zdołano ustalić nazwiska kilku ofiar, a mianowicie: Józefa Siwaka, Bronisławy Siwak, Katarzyny Siwak, Juli Siwak, Bolesława Dyląga i Józefy Dyląg. Ponadto w tej miejscowości na uboczu znajdowały się zabudowania, w których mieszkały trzy rodziny romskie, łącznie dwadzieścia osób. We wczesnym okresie okupacji (data nieustalona) wszyscy zostali rozstrzelani przez funkcjonariuszy Ordnungspolizei z Gorlic, a zabudowania spalono.
W przeddzień Zielonych Świątek 12 czerwca 1943 r. koczujący w lesie pomiędzy Gertrudowem a Wąglinem koło Radomska tabor został otoczony przez niemiecką żandarmerię. Następnie wszystkich znajdujących się tam Romów mężczyzn, kobiety i dzieci w liczbie pięćdziesięciu ośmiu wystrzelano z broni automatycznej. Szczęśliwym zbiegiem okoliczności jeden spośród członków taboru ocalał. Józef Kamiński, urodzony 20 marca 1876 r. w Połańcu, ojciec Mikołaj, matka Zuzanna de domo Sadowska, z zawodu robotnik. Podczas II wojny światowej ukrywał się z taborem w radomszczańskich lasach. W dniu egzekucji wyruszył po zaopatrzenie w żywność, dlatego zdołał się uratować z masakry. Z jego zeznań wynika, iż wystrzelanie członków jego rodziny nastąpiło w skutek denuncjacji jego współziomków. Po zakończeniu wojny mieszkał przy ulicy Brackiej 51 w Gorzowie Wielkopolskim.
Również całe Podlasie zostało naznaczone miejscami, w który dokonywały się zbrodnie popełniane na Romach. W lipcu 1942 r. do wsi Sitnik koło Białej Podlaskiej pod konwojem funkcjonariuszy Ordnungspolizei doprowadzono schwytanych w okolicy szesnastu Romów (dziewięciu mężczyzn, cztery kobiety i troje dzieci. Za stodołą, w obejściu Stefana Szyca kobiety i dzieci oddzielono od mężczyzn, których odprowadzono do pobliskiego lasu, gdzie ich rozstrzelano. Następnie niemieccy policjanci wrócili i dokonali egzekucji kobiet i dzieci za stodołą należącą do Stefana Szyca. Zwłoki wszystkich zamordowanych pogrzebali mieszkańcy Sitnika w lesie Bogonica.
Ten katalog zbrodni należy zakończyć szczególną egzekucją. Wiosną lub wczesnym latem 1944 r., liczącą około tysiąca mieszkańców wieś Terło (dzieliła się na dwie części Terło Rustykalne i Terło Szlacheckie), nazwa ukraińska Tepпo, została otoczona przez oddział Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Następnie rozpoczęło się systematyczne mordowanie Polaków i Romów, którzy się tam ukrywali. Liczba ofiar nie jest znana i tylko bardzo nielicznym udało się ocalić życie
Z wytworzonego przez urząd Kommandeur der Sicherheitspolizei und Sicherheitsdienstes für den Distrikt Krakau materiału aktowego zachowała bardzo znikoma część, w której brak informacji odnoście do sytuacji Romów na terenie działania tej jednostki policyjnej. Natomiast na podstawie kompilacji kwerend w innych zasobach archiwalnych udało się ustalić okoliczności przebiegu prześladowań i eksterminacji romskiej ludności. Z początkiem stycznia 1943 r. w kierownictwie urzędu Kommandeur der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes für den Distrikt Krakau zapadła decyzja o jej podjęciu. Bez wątpienia odbyło się to na osi służbowej pomiędzy szefem KdS Krakau i kierownikiem Oddziału tego Urzędu, tj. Kriminalpolizeistelle (policja kryminalna). Następnie wypracowano właściwe rozwiązania operacyjne i stosowne rozkazy dla poszczególnych zamiejscowych jednostek policyjnych, tj. Grenzpolizeikommissariat Zakopane, Außendienststelle Tarnow, Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez (Nowy Sącz), Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok), do których należało przygotowanie rozwiązań logistycznych i sprawne przeprowadzenie operacji aresztowań. Należy uzyskać odpowiedź na pytanie, dlaczego właśnie zostały te aresztowania dokonane właśnie na tym terenie. W tym przypadku wszelkie zależności ideologiczne pozostawały w cieniu. Natomiast liczyło się rozwiązanie pragmatyczne, uwarukowane sytuacją na ternie Distrikt Krakau, a mianowicie Podhale, Beskid Wyspowy, Beskid Niski i Bieszczady stanowiły obszar zamieszkały przez liczą grupę osiadłych Romów i to stanowiło główny powód. Akcja represyjna została rozpoczęta po 15 a najprawdopodobniej 17 stycznia 1943 r. Najpierw do działania przystąpiły policyjne jednostki w zachodniej i środkowej części dystryktu, czyli Grenzpolizeikommissariat Zakopane, Außendienststelle Tarnow i Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez (Nowy Sącz). Jej trwanie ograniczyło się do trzech lub czterech dni. Po krótkiej przerwie pomiędzy 25 a 30 stycznia 1943 r. ponowiona ona została na wschodzie dystryktu, a prowadziły ją Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) i Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok). Techniczna strona sprawnych aresztowań przypadła lokalnym siłom Ordnungspolizei, które działały pod nadzorem urzędników Kriminalpolizei. Jej wsparcie stanowili w pierwszej części akcji przedstawiciele policji granatowej, a w drugiej ukraińskiej policji pomocniczej oraz w ograniczonym zakresie policji granatowej. Początkowo aresztantów umieszczano w lokalnych więzieniach. Największa liczba aresztowanych siedemdziesięciu czterech, przypadła na Grenzpolizeikommissariat Neu Sandez Nowy Sącz), następna jednostka to Grenzpolizeikommissariat Jessel (Jasło) – trzydziestu trzech, Grenzpolizeikommissariat Sanig (Sanok) – dziewiętnastu, Grenzpolizeikommissariat Zakopane -szesnastu, Außendienststelle Tarnow – pięciu. W osiemnastu przypadkach nie mamy możliwości źródłowych, która z jednostek dokonała aresztowania. Następnie byli kierowani do dwóch więzień zbiorczych w Tarnowie i Krakowie przy ulicy Montelupich, a ostatni etap stanowił KL Auschwitz, do którego przywieziono ich transportami z więzień w Tarnowie i Krakowie 28 stycznia 1943 r. i 16 lutego 1943 r. Pierwszym z transportów liczył tysiąc dziewięciuset dziewięćdziesięciu więźniów (mężczyzn i kobiet), w którym przygniatającą większość stanowili Polacy oraz Polki, którzy znaleźni się tam z różnych przyczyn i nie zawsze była to działalność w konspiracji. Ponadto tym transportem przywieziono też trzech polskich Żydów. W drugim deportowano do KL Auschwitz tysiąc dwieście osiemdziesiąt dwie osoby (mężczyzn i kobiet). Podobnie zdecydowaną większość z nich stanowili Polacy aresztowani w różnych akcjach represyjnych we wschodnich powiatach Małopolski, a ponadto znaczna grupa Żydów deportowanych ze względów rasowych. Również nim przywieziono kilkunastu Ukraińców oraz Łemków. W obydwu tych transportach znalazło się sto sześćdziesięciu pięciu Romów (czterdziestu siedmiu mężczyzn i sto osiemnaście kobiet). W pierwszym transporcie przywieziono ich siedemdziesięciu dziewięciu (szesnastu mężczyzn i sześćdziesiąt dwie kobiety), a w drugim osiemdziesięciu sześciu (trzydziestu jeden mężczyzn i pięćdziesiąt pięć kobiet). Zapewne nie była to pełna liczba romskich więźniów przywiezionych tymi transportami do KL Auschwitz, lecz dotyczy ona tych wszystkich, którzy zostali poświadczeni w zachowanej poobozowej spuściźnie aktowej. Należy zauważyć, że dla znacznie więcej niż połowy w tym przypadku deportowanych nie posiadamy żadnego poświadczenia źródłowego. Ze znajomości procedur stosowanych przy przyjmowaniu i rejestracji nowych więźniów w KL Auschwitz można szacować, iż transportami z 28 stycznia i 16 lutego 1943 r. skierowano do obozu od stu osiemdziesięciu do dwustu romskich więźniów. Opisana akcja represyjna może stanowić cezurę pomiędzy drugą a trzecią fazą masowej zagłady Romów w okresie nazizmu. Po niej rozpoczął się czas Zigeunerfamilienlager na terenie odcinka B.II.e w KL Auschwitz II – Birkenau. Nie oznacz to, iż wcześniej stosowane formy eksterminacji przestały działać. Wręcz przeciwnie były one z żelazną konsekwencją w dalszym ciągu stosowane.
Na zakończenie tej części Raportu należy przywołać jeszcze jeden fakt stanowiący novum w badaniach nad deportacją Romów do KL Stutthof. W obiegu naukowym egzystuje od prawie ćwierćwiecza źródłowy artykuł dotyczący tego zagadnienia, który w świetle pozyskanej obecnie wiedzy, będącej pokłosiem pracy heurystycznej związanej z realizacją rzeczonego Projektu należy poważnie skorygować. Podana w nim liczba romskich więźniów KL Stutthof wymaga znacznego zwiększenia do pięćdziesięciu siedmiu. Autor po prostu nie dotarł do listy transportowej Kommandeur der Sicherheitspolizei und des Sicherheitsdienstes Kauen (Kowno) z 7 września 1944 r., na której figurują dane dwudziestu jeden więźniarek pochodzenia romskiego.
W ramach prac terenowych naszym celem było głównie zdobycie dokumentacji fotograficznej miejsc pamięci związanych z zagładą Romów, znajdujących się obecnie na terenie województwa lubelskiego (Ułęż), mazowieckiego (Nur, Zaręby Kościelne, Jadów) i podkarpackiego (Lubaczów), a także przeprowadzenie rozmów z okolicznymi mieszkańcami celem zbadania, czy pamięć zagłady Romów w jakikolwiek sposób istniej wśród lokalnych społeczności. Niestety, nasze wnioski w tej ostatniej kwestii są raczej pesymistyczne, nadal też nie udało się rozwikłać niektórych zagadek związanych z egzekucjami Romów poza gettami i obozami.
Ułęż.
Zbrodnie popełnione na Romach na terenie dawnego województwa warszawskiego przyjmowały zdaniem Jerzego Ficowskiego dwojaką postać. Romowie znajdujący się na jego terenie byli zamykani w getcie warszawskim skąd wywożono ich do obozu zagłady w Treblince, a także w doraźnych egzekucjach na terenie całego województwa. Można do tego dodać jeszcze Romów, którzy byli osadzeni w Karnym Obozie Pracy w Treblince (tzw. Treblinka I) i ginęli tam w czasie egzekucji lub z powodu chorób i nieludzkich warunków. „Zsyłka do getta – pisze Ficowski – była prowadzona od 1941 roku, natomiast egzekucje Cyganów na miejscu ich wytropienia i ujęcia rozpoczęły się w roku 1942 i dotyczyły uciekinierów z gett i obozów oraz tych, którzy wbrew rozporządzeniom nakazującym przesiedlenie się do gett przebywali jawnie lub w ukryciu na wolności”. Ta zbieżność dat pozwala na wysunięcie hipotezy o związku zbrodni popełnionych na Romach w Generalnym Gubernatorstwie z tzw. „Akcją Reinhard”, a więc z planową eksterminacją polskich Żydów.
W miejscowości Ułęż (obecnie wieś w woj. lubelskim, powiat rycki) i w okolicy doszło do przynajmniej dwóch egzekucji Romów, których okoliczności nie zostały do końca wyjaśnione. W 1941 żandarmi niemieccy zastrzelili 16 Romów: 8 mężczyzn, 3 kobiety oraz 5 dzieci. Zwłoki zakopano w miejscu egzekucji. W maju lub październiku 1942 (opracowania podają różne daty) tabor romski rozbił obóz w Nowodworze niedaleko Ułęża. (po lewej stronie cmentarz jadąc w kierunku Grabowa). Podobno byli to Romowie z getta w Mińsku Mazowieckim, wypuszczeni przez Niemców z niewiadomych powodów (spekuluje się, że mieli odwiedzać koszary i grać dla niemieckich żołnierzy), do których po drodze dołączali inni Romowie.
Łowili ryby w pobliskim prywatnym stawie by zdobyć żywność. Ktoś z okolicznych mieszkańców doniósł tym Niemcom, którzy wywieźli wszystkich Romów na teren lotniska w Ułężu, gdzie zmuszono ich do kopania dołów za znajdującym się tam hangarem. Egzekucji dokonał podobno oddział SS (według innych źródeł nie ma co do tego pewności), który przybył z Dęblina. Romom kazano rozebrać się i uciekać w stronę lasu, po czym Niemcy otworzyli do nich ogień karabinów maszynowych. Ich zwłoki pochowane zostały w wykopanych przez nich dołach. Ogółem zginęło 25 Romów – 8 mężczyzn, 10 kobiet i 7 dzieci. Według niektórych opracowań ocalała jedna osoba – mała dziewczynka. Ucieczka nie powiodła się natomiast kilkunastoletniemu chłopcu, który został najpierw postrzelony a następnie dobity przez polskiego granatowego policjanta, który uczestniczył w egzekucji.
Liczba ofiar nie jest jednak do końca jasna. Przedstawione powyżej szacunki zgadzają się z ustaleniami IPN opartymi na danych dawnej Głównej Komisji Badania Zbrodni Hitlerowskich. Z kolei prezes lokalnego stowarzyszenia Romów Tadeusz Winczewski uważa, że mogło to być nawet 150 osób. Niektórzy świadkowie wspominali też Winczewskiemu, że egzekucja byłą jedna i odbyła się wiosną 1940.
Miejsce egzekucji zostało przez okolicznych Romów oznaczone później (jeszcze w czasie okupacji) brzozowym krzyżem, a 27 października 2009 postawiony tam został pomnik. Jego autorami są Teresa i Tadeusz Zomerowie. Jak podaje strona internetowa projektu Na Bister prowadzonego przez Tarnowskie Muzeum Okręgowe i Adama Bartosza wraz z Natalią Gancarz, w uroczystości odsłonięcia pomnika udział wzięli przedstawiciele władz państwowych (z Kancelarii Prezydenta RP), samorządowych (wojewoda lubelski) i kościelnych (biskup diecezji lubelskiej). Na płycie będącej fragmentem pomnika znajduje się dwujęzyczny napis: po polsku i w języku romskim:
W tym miejscu / hitlerowscy oprawcy dokonali / zbiorowej egzekucji na Romach. / Zginęli oni – mężczyźni kobiety i dzieci / tylko dlatego, że urodzili sie Romami.
Dre dawa śteto sasytka chyria manusia / kerde baro zamarybenpe Romende. / Ćine one zamarde murśa dziuwla i ćchawore – / dałeske kaj łocine Romenca.
Obok pomnika znajduje się kamień z następującym napisem:
Pomnik ten upamiętnia / zbrodnie, jakie naziści niemieccy dokonali na Romach na terenie / Lubelszczyzny podczas II wojny światowej. (Zobacz dokumentację fotograficzną)
Nur. Wieś w województwie mazowieckim, powiat ostrowski.
Na terenie powiatu Ostrów Mazowiecka systematyczne prześladowania Romów rozpoczęły się wiosną 1942, wraz z wydaniem przez starostę powiatu, Valentina rozporządzenia nakazującego umieszczanie Romów w gettach i obozach pracy. Podobne rozporządzenie wydał w tym samym czasie starosta powiatu warszawskiego, Ruprecht. Rozporządzenia doprowadziły do osadzenia ludności romskiej w szeregu gett omawianych regionów. W getcie radomskim pierwsze grupy Romów pojawiły się wiosną 1942, a w lecie tego roku w getcie w Jadowie pojawiła się grupa Romów, w skład której wchodziło bardzo wiele dzieci. Pewna liczba członków tej grupy została przez Niemców rozstrzelana. Później do getta przybyła druga grupa Romów, którzy nie zostali wpuszczeni na teren getta lecz rozstrzelani w jego pobliżu. Jerzy Ficowski tak opisuje te tragiczne wydarzenia: „w Jadowie spędzono Cyganów z okolicy, umieszczono w miejscowej synagodze, poczem wszystkich mężczyzn rozstrzelano. Kobietom z dziećmi udało się uciec nocą do Karczewa, gdzie wkrótce także policja niemiecka przystąpiła do zabijania Cyganów, wyrzucając dzieci z okien na bruk. Cyganie byli zaopatrzeni w krótką broń i ostrzeliwali się żandarmerii, prowadząc bitwę do ostatniego naboju. Jedynie paru osobom udało się zbiec”.
Jednakże większość Romów przebywających na terenie powiatu Ostrów Mazowiecka została zamordowana w egzekucjach poza gettami czy obozami. Jedną z takich egzekucji, których kulminacja nastąpiła między latem 1943 a zimą 1944, była zbrodnia popełniona przez Niemców w Nurze w lecie 1943 lub w październiku tegoż roku. Duże rozbieżności występują też jeśli idzie o liczbę ofiar. Według jednego z opracowań było to „80 rodzin”, według Kaszycy – „ok. 100 osób”, a według zeznania przechowywanego w Oddziałowym Archiwum Instytutu Pamięci Narodowej w Białymstoku – „30 osób”. Jedno z opracowań podaje dokładny opis tej zbrodni: Romów „wpędzono do Bugu pod pozorem przeprawy na drugi brzeg. Do zanurzonej w wodzie ludności posypały się serie z karabinów maszynowych, ustawionych wzdłuż obu brzegów rzeki, tzn. od strony Nura (prawy brzeg) oraz miejscowości Łęg Nurski (lewy brzeg)”. Opis ten znalazł częściowe potwierdzenie podczas naszej wizyty w Nurze i rozmów z miejscową ludnością, która słyszała o zbrodni od swoich rodziców i dziadków. Jest to jednakże opis topograficznie nieścisły. Wracając do rozmów z mieszkańcami Nura: widoczna była wśród nich chęć upamiętnienia zbrodni popełnionej w ich miejscowości, znaleźli już nawet miejsce, w którym takie upamiętnienie mogłoby zostać umieszczone. Stowarzyszenie Romów w Polsce pozostaje w kontakcie z miejscowymi inicjatorami upamiętnienia i będzie podejmować wspólne starania w celu jego realizacji. Wymagać to będzie jednak dokładniejszych ustaleń dotyczących przebiegu zbrodni i liczby ofiar.
Zaręby Kościelne, powiat Ostrów Mazowiecka.
Najwięcej kontrowersji i niejasności dotyczy zbrodni w Zarębach Kościelnych, co jest o tyle dziwne, że może tu chodzić o jedną z największych egzekucji Romów dokonanych w okupowanej Polsce. Jej ofiarami, według Ficowskiego byli Romowie przebywający zimą 1943 w lasach leśnictwa Orło koło Małkini. Było to duże skupisko, liczące wg. Ficowskiego ok. 300 rodzin: „Po ich wykryciu Niemcy wymordowali na miejscu przede wszystkim dzieci, a tłum pozostałych pędzili, strzelając i szczując psami do Bugu pokrytego wówczas cienkim lodem, który załamywał się i Cyganie natychmiast tonęli. Ich oprawcami byli funkcjonariusze z pobliskiej Treblinki”.
Zapis Ficowskiego był najwyraźniej źródłem informacji dla Kaszycy, który również datuje zbrodnię na zimę 1943, podaje, że jej ofiarami było ok. 300 rodzin („80-100 wozów cygańskich”), zaś sprawcami zbrodni była żandarmeria i prawdopodobnie (autor daje znak zapytania) strażnicy z Treblinki. Sam opis zbrodni jest podobny do zamieszczonego powyżej, z tym że Kaszyca dodaje, że ofiary zostały pochowane w masowym grobie na miejscu zbrodni. Podczas pobytu w Zarębach Kościelnych nie udało nam się znaleźć żadnych śladów takiego grobu.
Wreszcie cytowana już anonimowa notatka na temat zbrodni w powiecie Ostrów Mazowiecka powtarza informacje o zbrodni nad Bugiem, ale datuje ją na zimę 1944. Wspomina też drugą egzekucję w Zarębach Kościelnych (o której nie ma mowy u Ficowskiego i Kaszycy), która miała zostać dokonana w tym samym okresie, co pierwsza, nieopodal stacji kolejowej Zaręby Kościelne. Była to podobno duża grupa Romów schwytanych na terenie Okręgu Białostockiego. Podczas pobytu na miejscu nie stwierdziliśmy żadnych śladów tej zbrodni w okolicach wspomnianej stacji kolejowej. Co interesujące, rozmowy z miejscową ludnością i lokalnymi władzami nie przyniosły żadnych informacji. Wygląda na to, że nikt w Zarębach Kościelnych nic nie wie o wspomnianych egzekucjach, a pamięć o nich nie zachowała się w przekazach rodzinnych. Jest to zastanawiające, zwłaszcza biorąc pod uwagę dużą liczbę ofiar. Z drugiej strony, zarówno miejsce egzekucji nad Bugiem, jak i stacja kolejowa znajdują się w dużej odległości od centrum miasteczka, na terenach w niewielkim stopniu zamieszkanych, co mogło przyczynić się do wymazania ich z lokalnej pamięci.
Lubaczów.
Ostatnim miejscem odwiedzonym podczas badań terenowych w 2023 był Lubaczów, miasto znajdujące się obecnie w województwie podkarpackim, w czasie okupacji w części Generalnego Gubernatorstwa znajdującej się w województwie lwowskim. Informacje na temat egzekucji Romów w rejonie Lubaczowa są bardzo skąpe i niejasne. Amerykańska encyklopedia obozów i gett podaje, że w marcu 1942 stu Romów i siedmiu Żydów zostało zamordowanych w leżącym w pobliżu Lubaczowa lesie Bałaj (chodzi o las Bałaje). Taka informacja zawarta jest również w opracowaniu Kaszycy, z tym że wg. niego zbrodnia ta dokonana została w miejscowości Baczów położonej w okręgu Lubaczów. Jest to albo pomyłka, albo odwołanie do jakiegoś wcześniejszego podziału topograficznego. Obecnie las Bałaje znajduje się w granicach administracyjnych miasta. Kaszyca nie podaje daty tej zbrodni, pisze natomiast, że dokonało jej Gestapo z Rawy Ruskiej (co byłoby dziwne, gdyż Gestapo rzadko uczestniczyło w egzekucjach Romów, chyba, że byli to niemieccy Sinti/Romowie deportowani do okupowanej Polski). Kaszyca podaje również, że ofiary zostały pochowane na miejscu zbrodni. Miejscowi pasjonaci lokalnej historii z Muzeum Kresów w Lubaczowie twierdzą, że są w stanie zlokalizować to miejsce, co ma znaczenie w kontekście planów upamiętniających. Stowarzyszenie Romów w Polsce nosi się bowiem z zamiarem upamiętnienia miejsc pamięci w Lubaczowie i okolicach i jest w tej kwestii wspierane przez władze lokalne w osobie starosty Powiatowego p. Zenona Swatka, z zawodu historyka.
Encyklopedia obozów i gett wspomina również o drugiej egzekucji w lesie w okolicach Lubaczowa, w której pod koniec 1942 miały zginąć „setki Romów” oraz pewna liczba Żydów, których zadaniem było wykopanie grobu dla ofiar. Miejsce egzekucji nie zostało dokładnie określone – tekst mówi o „pobliskim lesie”. Może tu chodzić znowu o wspomniany już las Bałaje, albo też o inne miejsce egzekucji. Kaszyca w swoim spisie wspomina dwie egzekucje, które odbyły się w lesie Niwki (używa się też określenia „na Niwkach”), położonym na południe od centrum Lubaczowa (podczas gdy las Bałaje znajduje się na północ od centrum). Problem w tym, że w żadnej z tych egzekucji nie zginęły „setki Romów”. W pierwszej z nich, która miała miejsce w „marcu 1942 lub w 1943”, funkcjonariusze Gestapo (patrz wcześniejsze zastrzeżenia) i Policji z Rawy Ruskiej rozstrzelali 17 Romów (oraz 3 Żydów) a ich ciała zostały pochowane w lesie w masowym grobie. Druga egzekucja miała miejsce latem 1942 i zginęło w niej 30 Romów, przy czym brak danych na temat sprawców. Również i te ofiary zostały pochowane w lesie na miejscu egzekucji. W lesie „na Niwkach” znajduje się jedno upamiętnione miejsce straceń, Jest to mogiła zbiorowa 80 Polaków – więźniów politycznych, rozstrzelanych przez Niemców w sierpniu 1941. Znajduje się tam pomnik z nazwiskami ofiar, dwie tablice informacyjne i stacje Drogi Krzyżowej. Nie ma jednak żadnej informacji o romskich ofiarach. Próżno jej też szukać w internetowej wyszukiwarce miejsc pamięci: https://mpn.rzeszow.uw.gov.pl/?s=Lubacz%C3%B3w&resting_place_category=all&teryt_woj=
Wreszcie na liście Kaszycy znajdujemy informację o jeszcze jednej egzekucji, bez daty, która miała miejsce w „Baczowie, okręg Lubaczów”, została dokonana przez żandarmów i złożoną z volksdeutchów policję i pochłonęła ok. 80 ofiar romskich i 10 Żydów. Egzekucja ta odbyła się wg. Informacji podanych przez Kaszycę na cmentarzu (bliżej nie określonym – można przypuszczać, że żydowskim), a ofiary zostały pochowane w masowym grobie (Znów – należy przypuszczać, że na terenie cmentarza żydowskiego), wcześniej wykopanym przez Żydów, którzy później zostali również rozstrzelani.
Sytuacja w Lubaczowie jest kwintesencją problemów, na jakie napotyka badacz chcący dowiedzieć się czegoś o losie Romów w okupowanej Polsce. Na tym przykładzie widać najlepiej, jak ważna jest kontynuacja badań w omawianym zakresie.




Oświadczenie
z dnia 10 kwietnia 2024r
w sprawie treści artykułu opublikowanego przez portal o2.pl. W dniu 28 marca 2024 r. na stronie portalu o2.pl ukazał się artykuł autorstwa Bartłomieja Nowaka zatytułowany: „Strażacy chcieli gasić pożar, rzucili się na nich z pięściami. Nie możemy zrozumieć?”
link do artykułu: https://www.o2.pl/informacje/strazacy-chcieli-gasic-pozar-rzucili-sie-na-nich-z-piesciami-nie-mozemy-zrozumiec-7010880309820352a
Z artykułu wynika, że „W środę wieczorem strażacy pojechali do wsi Koszary, by ugasić pożar. Podczas wykonywania swoich obowiązków musieli zmierzyć się z agresją ze strony romskiej społeczności. Były wyzwiska i przepychanki, wreszcie w ruch poszły pięści.” Portal cytuje też wypowiedź rzecznika prasowego komendanta głównego PSP st. bryg. Karola Kierzkowskiego, który oceniając incydent stwierdził: „Nadal jesteśmy w szoku, że ktoś zaatakował interweniujących strażaków.”
W zasadzie treść tego artykułu nie odbiega od standardowych opisów przestępczych zachowań niektórych obywateli wobec interweniujących funkcjonariuszy służb publicznych. Zachowanie mieszkańców Koszar wobec strażaków jest wyjątkowo naganne i winno być ocenione przez wymiar sprawiedliwości. Zauważamy, że opisane zjawisko występuje dość często. Dotyczy ono głównie ratowników, czy lekarzy ale także pracowników pomocy społecznej, czy policjantów, atakowanych przez osoby którym udzielana jest pomoc. Jednakże Wasz artykuł różni się od innych podobnych artykułów (publikacji, wystąpień itp.) jednym istotnym szczegółem. W kilku akapitach wielokrotnie podano romskie pochodzenie etniczne napastników, jakby to miało jakieś znaczenie dla zjawiska.
W związku z tym wskazujemy przepis art. 32 ust. 1 Konstytucji statuujący zasadę równości w traktowaniu wszystkich polskich obywateli (czyli także niezależnie od ich pochodzenia narodowego czy etnicznego).
Śledzimy opisywane w mediach zjawisko atakowania publicznych funkcjonariuszy i dotychczas nie zauważyliśmy, aby media, w tym społecznościowe podawały pochodzenie etniczne sprawców jakiegoś czynu (wykroczenia) jeśli są oni obywatelami polskimi pochodzenia polskiego, żydowskiego, ukraińskiego, białoruskiego, czeskiego, słowackiego, czy niemieckiego. Zachodzi pytanie dlaczego dziennikarz portalu epatuje czytelników „romskością”, czy nie wystarczyło napisać o sprawie w sposób podobny jak uczynili to przedstawiciele Państwowej Straży Pożarnej: rzecznik prasowy komendanta głównego, czy rzecznik prasowy KPP w Limanowej, ani razu nie wymienili pochodzenia etnicznego sprawców. Czy może chodzi o stereotyp, że napisanie czegoś negatywnego o Romach ma zwrócić większą uwagę czytelników na artykuł? Wystąpiliśmy do władz portalu z pytaniem dlaczego jego dziennikarze nie stosują zasad ustalonych przez Kodeks etyki mediów?
Z naszych doświadczeń wynika, że każdorazowo po podaniu przez media, iż sprawcą jakiegoś bezprawnego czynu była osoba pochodzenia romskiego, pojawiają się w Internecie nienawistne wpisy względem całej mniejszości. Dotyczy to także wpisów pod przedmiotowym artykułem.
Nadto poprosiliśmy Redakcję o wyjaśnienie podwładnemu dziennikarzowi, by pisząc i publikując informacje o różnych bezprawnych czynach, nie podawał danych dotyczących narodowości obywateli polskich, gdyż sprawca pozostaje sprawcą, niezależnie od pochodzenia etnicznego. Wydaje nam się, że czytelnicy z pewnością nie oczekują informacji o etnicznym pochodzeniu sprawcy, lecz informacji o sprawie oraz jej rozwiązaniu zgodnie z przepisami obowiązującego prawa.
Na koniec wystąpienia zacytowaliśmy portalowi Oświadczenie Rady Etyki Mediów z dnia 20 listopada 2020 r. zatytułowane „Dziennikarz nie powinien wskazywać na narodowość lub pochodzenie etniczne sprawcy przestępstwa”, które powinny być dla każdego dziennikarza elementarzem. Oto treść tego Oświadczenia:
„Oświadczenie Rady Etyki Mediów
Dziennikarz nie powinien wskazywać na narodowość lub pochodzenie etniczne sprawcy przestępstwa”.
Określanie narodowości lub pochodzenia etnicznego sprawców czynów przestępczych powiela negatywne stereotypy, utwierdza błędne i krzywdzące przekonanie, że obywatele polscy o innym pochodzeniu etnicznym, albo zamieszkali w Polsce obcokrajowcy, są zbiorowym nośnikiem negatywnych cech.
Zdaniem Rady Etyki Mediów informowanie w mediach o narodowości lub pochodzeniu etnicznym sprawców przestępstw i czynów zabronionych, gdy okoliczności opisywanych zdarzeń nie mają nic wspólnego z narodowością lub pochodzeniem uczestniczącym w nich osób, przyczyni się do ich dyskryminacji i utrwala niekorzystny wizerunek tych mniejszości, funkcjonujący w świadomości społecznej. Wizerunek ten stanowi często podłoże postaw ksenofobicznych, przejawów nietolerancji, a w skrajnych przypadkach aktów fizycznej agresji motywowanych nienawiścią.
Czytelników, słuchaczy lub telewidzów w Polsce słusznie oburzają zagraniczne informacje medialne, które – w sytuacji, gdy narodowość sprawcy przestępstwa jest nieistotna dla opisu wydarzenia – dobitnie akcentują, że sprawcą jest Polak. Trafnie widzą w tym stygmatyzację Polaków jako narodowości. Nie powinni więc mieć do czynienia z podobnymi przejawami obawy i nieufności wobec mniejszości narodowych i etnicznych we własnym kraju.
O skierowanie uwagi dziennikarzy na naganność takich praktyk zwrócił się ostatnio do REM Rzecznik Praw Obywatelskich. Motywowany skargą, jaką otrzymał od Stowarzyszenia Romów w Polsce, przypomina, że z podobnym apelem wystąpiła do mediów REM osiem lat temu, na wniosek poprzedniego RPO. Adam Bodnar wskazuje, że jednoznaczne stwierdzenie REM z 2012 roku, iż zamieszczanie informacji podkreślających narodowe lub etniczne pochodzenie sprawców czynów przestępczych jest niezgodne z etyką dziennikarską, przyniosło wymierny skutek i liczba takich informacji spadła, przynajmniej w wiodących mediach i w portalach informacyjnych. Dziś jednak, zdaniem RPO, niezbędne jest przypomnienie tamtego apelu.
Rada Etyki Mediów w pełni podziela tę opinię.
W imieniu Rady Etyki Mediów
Ryszard Bańkowicz
Przewodniczący REM
Warszawa, 20 listopada 2020 r.”
W przeszłości nasze wystąpienia w poruszanej sprawie kierowane do różnych adresatów najczęściej wywołały pozytywną reakcję w postaci zrezygnowania w publikowanych artykułach z podawania narodowości sprawcy jakiegoś czynu. Wyrażamy nadzieję, że w opisanej sprawie będzie podobnie.
Prezes zarządu
Roman Kwiatkowski